Rano na śniadanie znów była owsianka z jabłkiem. Uprażyłam jabłko z cynamonem, dodałam odrobinę wody i wsypałam pół szklanki płatków. Sycące. Po tych białkowo- humusowych śniadaniach strasznie mi się za tą owsianką zatęskniło. Podobnie jak za owocami. W pracy zjadłam 3 mandarynki, ogórek i rzodkiewki na drugie śniadanie, a na obiad kapusta z kurczakiem. Zjadłam jej dużo mniej niż tydzień temu. Po prostu nie dałam rady więcej, zwłaszcza, że do tego był jeszcze owoc. Podwieczorek to też owoc. Zjadłam dużą gruszkę i nie miałam już na nic więcej ochoty, więc nie dojadałam warzywami. Na blacie kuchni czeka już sałatka z tuńczykiem. Odpędzam od niej męża, bo mu właśnie ten tuńczyk zapachniał. Poprzednie wydanie tej sałatki robiłam z samą musztardą. Tym razem zrobiłam miks musztardy, ogórka i czosnku z octem balsamicznym, jak robiła to Ewa, właścicielka szybkiejprzemiany. Ewo, ten smak jest genialny i dziwię się sobie, że mi się wtedy nie chciało spróbować.
Zaskakuje mnie to, że na diecie można odnaleźć nowe smaki, fakt, zazwyczaj w tej pogoni nie ma już czasu na delektowanie się posiłkiem, na smakowanie, cieszenie się tym, co się przygotowało. Warto jednak ten schemat przełamać. Wydawało mi się, że przygotowanie posiłków będzie zbyt czasochłonne, nawet jak na mnie, tę, która lubi spędzać czas przy garach. A jednak nie. Jak już mam porobione wg listy zakupy, wszystko pod ręką, to to naprawdę jest chwila. Wieczorem zazwyczaj szykuję sobie produkty, a rano, kiedy ja spędzam czas w łazience na kuchni już coś bulgocze lub skwierczy. Tylko tę kapustę płukałam kilka razy, żeby nie była kwaśna, no i gotowałam ją do miękkości, jak lubię.
Co na wadze? W miejscu stoi, ale u mnie to nie jest dziwne, okres mi się zaczął, a to raczej czas przybierania na wadze, więc trzeba się cieszyć, że przynajmniej w górę nie idzie.
A to dzisiejsza kolacja: