Jutro zaczynam nowy tydzień diety, drugi z kolei, a przede mną w sumie jeszcze 3. Ten pierwszy minął lepiej niż się spodziewałam, tylko strasznie mam ochotę na kakao albo inkę na mleku. Oddałabym słodycze za możliwość napicia się kubeczka kakao. To mój rytuał na takie paskudne dni, a tu kicha i przez to spadek energii mnie dopadł. Nie żebym straciła ochotę na samą dietę, tylko gorszy dzień odnotowuję. A myśląc o jutrze, cieszę się,że znów będę mogła zjeść owsiankę i owoce, które są dla mnie najlepszym śniadaniem i przekąską.
Moim dzisiejszym odkryciem był gotowany słodki ziemniak, czyli batat, czy też patat, jak kto woli. Słodziutkie, szybko się gotują, bardzo sycą i jeśli wierzyć Pomroy, można je jeść w dowolnej ilości. Do tego stwierdzenia jakoś ostrożnie podchodzę. Gdzieś mi tam jednak krąży po głowie myśl, że to przecież ziemniak.
Dzisiejszy podwieczorek to zdecydowanie za mało. Dojadałam pestki dyni warzywami. A kolacja cudnie wyglądała. Sałatki zjadłam jeszcze drugie tyle. Zrobiłam fotę, można podejrzeć. Tylko należy mi wybaczyć kiepską jakość zdjęcia, bo aparat kiepski.