Podoba mi się ten 3 etap, kocham sałatki z vinegretem, więc mogę się nimi zajadać. Na śniadanie zjadłam dużego ogórka z 2 łyżkami humusu, na drugie kilka rzodkiewek, paprykę czerwoną i kilka orzechów ziemnych i pistacjowych bez soli. Takie akurat miałam, a rzut okiem na stan konta przyniósł odmowną odpowiedź na propozycję kupienia nerkowca, jak to było u Ewy. Zwłaszcza, że teraz co drugi dzień kupuję ogórki i paprykę, które też tanie nie są poza sezonem.
Obiad był odgrzewany w pracy. Zazdrosne spojrzenie koleżanki podziałało motywująco. Można się najeść zdrowo? Można. Nie tylko najeść, a wręcz napchać. Zalecane brokuły miały być posypane podprażoną cebulką i wędliną. Dorzuciłam do tego pieczarki. Zawsze mnie syciły, są uważane za warzywa, więc nie ma na nie ograniczeń, no więc czemu nie? Smak był bogatszy.
Podwieczorek miał się składać z selera naciowego i humusu, ale ja dołożyłam sobie jeszcze ogórka. Do wieczornej kolacji- sałatki dorzuciłam za to rzodkiewkę i zamiast szpinaku wzięłam sałatę lodową. Wymieszaną oczywiście z roszponką. Nie posoliłam, bo musztarda, przyprawa do sałatek bez soli i wzmacniaczy smaku oraz pieprz w zupełności rekompensują mi brak soli.
Co do relaksu, pogoda nie sprzyja spacerom, na ćwiczenia nie było czasu, ale za to mąż zrobił mi półgodzinny masaż pleców z rozgrzewającym olejkiem do masażu z Ziajki. Kupiłam go 2 lata temu, jest nie do zdarcia, mimo że często się nawzajem masujemy. Mała podpowiedź, na necie jest sporo o technikach masażu relaksacyjnego. Nawet jeśli robimy to nie do końca fachowo, to i tak relaks i frajda są niesamowite. Dzisiaj relaksuję się przed kominkiem. Na leniwo, wiem, ale dzisiejszy dzień był... Szkoda gadać.
Ps. Rano waga pokazała 10 dag mniej. Niedużo,ale jednak. Prawdę mówiąc spodziewałam się tego. Nie wiadomo czemu, miałam takie pesymistyczne myśli.