Dzień pierwszy z tłuszczami. Niewiele tych tłuszczy tak naprawdę. Na śniadanie miałam jajecznicę z kopy pieczarek, paru plastrów pomidorów i jednego jajka. Taka jajecznicowa ściema, ale smak był boski. Na obiad czerwona fasola z powtórką z rana, tylko bez pomidora. Do tego sałatka z ogórka i papryki z vinegretem. Nie sądziłam, że taka sałatka może mieć aż taki dobry smak. Vinegret zrobił swoje. Zamiast samego selera, podgryzałam z humusem rzodkiewki. Pycha. A, humus sama zrobiłam, tylko następnym razem nie dam tyle kuminu.
Na początku zapomniałam napisać, że w rozpisce diety jest chleb esseński, za drogi na moją kieszeń, więc z niego zrezygnowałam. Ani razu mi go nie brakowało. Może kiedyś sama spróbuję go upiec, bo mam darmowy dostęp do zboża.
Byłam dzisiaj uzupełnić trochę zapasy żywnościowe w Kauflandzie. Nie mają działu ze zdrową żywnością, ale mają wiele zdrowych produktów na regałach ze zwykłymi rzeczami. Jak już się człowiek przyzwyczai, można łatwo odnaleźć to, czego się szuka. Ja zaopatrzyłam się w ziarna sezamu, płatki orkiszowe, ciecierzycę, czerwoną fasolę (w Biedronce i Lidlu jej nie było). Mają też niedrogą serię olejów smakowych: sezamowy, z orzechów, czosnkowy, ... i kilka propozycji octu balsamicznego. Istne bankructwo by mnie spotkało, gdybym kupiła wszystko, co chciałam. Ale część z tego, to rzeczy, z których będę korzystać okazjonalnie, więc szybko się nie zużyją i warto trochę wydać. Postanowiłam sobie, że co miesiąc będę wzbogacać moją kuchnię o takie produkty z kuchni wielkiego restauracyjnego świata.