Jeszcze paręnascie tygodni temu w rozmowie z koleżanką przyznałam, że (co było dość dla mnie dziwnym zjawiskiem) nie przeszkadzało mi to jak wyglądam. Mnóstwo nadprogramowych kilogramów, które generalnie w czasie powrotu do pracy spowodowały zakup całkiem nowej garderoby bo do niczego starego się nie mieszczę. Nie przeszkadzało mi to. Ot powód do zakupów, na szczęście było za co. Częściej sen z powiek spędzała mi sytuacja własnościowa nieruchomości, rodzice i dogadywanie się z nimi, parę jeszcze innych totalnie różnych spraw. Przyszło do powrotu do pracy i dojazdu pociąg-hulajnoga. Przyszły poranne kawusie z ciasteczkiem/rogalikiem/batonikiem/wstaw-dowolną-porcje-cukrotłuszczu.
Przyszły poranne zadyszki. Przyszły wyciśnięte fałdy. Przyszły litry potu i zmęczenia.
Przyszedł ten czas.
Ten czas gdzie znów muszę powiedzieć, że przeszkadza mi jednak mój wygląd.
I tak oto od dziś, razem z mężem, przeszliśmy na dietę. Planuję ją połączyć z ćwiczeniami, ale z tym może być roznie.
Kupiłam rower, krzesełka dla dzieci, dla męża rower zamówiony bo w sklepie pomyłka. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Czas start!
kawonanit
1 lipca 2020, 09:26Powodzenia! Dacie radę 🙂
ananetka
2 lipca 2020, 07:19Dzięki :)
Janzja
30 czerwca 2020, 15:05Powodzenia :)
ananetka
1 lipca 2020, 06:42Dzięki:)