Podsumowanie weekendu...
Udało mi się pobiegać w obydwa dni...po 10 km w każdy, także jestem bardzo zadowolona, zwłaszcza, że zapowiadają u mnie nie ciekawą pogodę na przyszły tydzień, tzn. ma być co prawda ciepło, ale jednocześnie deszczowo i wietrznie, jeszcze nie składam broni, ale liczę się z tym, że bieganie w tym tygodniu może być utrudnione.
Dietetycznie było nijak... ani źle ani dobrze. Nie objadałam się, ale czy jadałam dietetycznie...chyba nie. Zrobiłam sobie wczoraj jabłka zapiekane (szarą renetę, którą uwielbiam) z kruszonką i były przepyszne... Pozwoliłam sobie na taką rozpustę, bo wiedziałam, że później to wybiegam, choć tak naprawdę to pozwoliłam sobie na te smakołyki już po biegu i nie, nie mam wyrzutów sumienia. Nie jadam żadnych słodyczy i uważam, że to był grzech dietetyczny, ale w granicach rozsądku...no może ta kruszonka, ale była na mące migdałowej...macie pojęcie jak to smakowało... Ciągle mam w weekend problem z ilością wypitej wody, ale w tygodniu to nadrabiam, bo każdego dnia staram się wypijać ok. 3 litrów... Jakoś w pracy łatwiej mi tego pilnować, po prostu pustą butelkę wymieniam na pełną i tak wychodzi, że w ciągu 8 godzin pracy wypijam 2 litry wody.
Odkryłam też Amerykę...a mianowicie, że rozciąganie po bieganiu jest zbawienne dla mięśni. Prawda jest taka, że tą wiedzę zdobyłam już dawno temu, ale zawsze szkoda było mi czasu na rozciąganie, uważałam, że wcale nie jest ono takie niezbędne... Teraz dopiero wiem, jak bardzo się myliłam... Pomijam już fakt, że rozciąganie wydłuża mięśnie, np. nóg a co za tym idzie może je wyszczuplić, ale najzwyczajniej w świecie powoduje, że mięśnie po bieganiu nie są takie napięte na drugi dzień. Zawsze budziłam się obolała, a dzisiaj nic, zupełnie nic mnie nie bolało, a wczoraj jakieś 15 minut poświęciłam na rozciąganie...no cóż nie jest to przyjemne, bo spięte mięśnie mam bardzo, ale korzyści dla mojego ciała ogromne, dlatego teraz po każdym bieganiu mimo, że jedyne o czym marzę to wskoczyć pod prysznic...najpierw rozciąganie. Jutro w każdym bądź razie reset od biegania oczywiście, ale mam nadzieję, że uda mi się trochę poćwiczyć i porozciągać, chciałabym chociaż jeden dzień poświęcić właśnie na rozciąganie ciała.
No nic laseczki niedziela chyli się ku końcowi...i jutro powtórka z rozrywki i tak cały tydzień w kółko...byle do piątku. Jutro wracam na dobre tory i będzie dietetycznie...
monka78
20 lutego 2017, 08:23Nareszcie się udało, u mnie kije w piątek były i to dało mi kopa na cały dzień.I prawda jest z tym rozciąganiem. Miłego tygodnia:)
am1980
20 lutego 2017, 09:43Człowiek trochę się porusza i od razu lepsze samopoczucie, Tobie rówinież udanego tygodnia...
ar1es1
19 lutego 2017, 20:47Ja z wodą mam największy problem gdy idziemy na 6-8km spacer bo pijąc na dworze na chłodzie zawsze łapię "zimno":-/ Ładny wynik biegania-ja mam prawie 15km ale spaceru;) Co do rozciągania też nie lubię ale czasem coś tam zrobię...Pozdrawiam.
am1980
20 lutego 2017, 07:55Mnie i biegać się zdarzyło po 15 i więcej kilometrów, ale prawda taka że ledwo żyłam po takim biegu...bilans zysków i strat dla mojego ciała zerowy, więc na razie biegam po 10 km, a jak wiosna się rozkręci to wracam na moja standardowa trasę biegową czyli 12,5 km i tyle mi wystarczy...ale 15 km spaceru...piękny wynik, uwielbiam chodzić...niestety mój mąż ma problemy z poruszaniem się i taki spacer w ogóle nie wchodzi w rachubę...miłego dnia
ar1es1
20 lutego 2017, 09:43Kochana to w 2 dni zrobione te 15;-)
chanach77
19 lutego 2017, 19:49No co Ty rozciąganie jest cudowne , pięknie wpływa na ciało. Ja nie wiem dlaczego nie masz tej kruszonki na stałe, to jak najbardziej dobra potrawa, na pierwsza część dnia, mam coś podobnego w diecie.
am1980
19 lutego 2017, 20:02No właśnie, a ja nigdy nie doceniałam rozciągania, jak wracałam z biegu to na szybko na poręczy czy na schodach raz jedna raz druga noga i uważałam, że to wystarczy...dzisiaj wiem w jak wielkim błędzie byłam i jak wielką krzywdę sobie robiłam, teraz już mam ochotę na kolejną sesję rozciągania...oj wezmę się za siebie... a mówisz, że kruszonka jest dobra, nawet na diecie...cudowna wiadomość dnia... Dziękuję ci za tą bezcenną dla mnie informację, miłego wieczoru!!!
chanach77
19 lutego 2017, 20:30Różna są opinie o diecie Vitalia, mi to że co jakiś czas ma np Jabłka zapiekane pod kruszonką z owsianki, bardzooo odpowiada, ogólnie zawłaszcza II śniadania mam pełne słodkości, jabłka, banany, mango itp koktajle. miodzik . Tak to ja mogę jeść :)
am1980
19 lutego 2017, 20:36Kochana jak ja Ci zazdroszczę, ja też lubię słodkie śniadanka, ale mogę sobie takie robić tylko w weekendy...
aniapa78
19 lutego 2017, 18:59Tak ja Ty nie rozciągałam się po bieganiu ale odkąd pobolewa mnie kolano staram się je robić. Zrobiłaś mi smaku na te jabłka. Jutro zrobię z kruszonką z płatków owsianych
am1980
19 lutego 2017, 19:43Polecam jak najbardziej jabłuszka zapiekane, a z kruszonką z płatków to i dietetycznie będzie, aż Ci zazdroszczę...smacznego życzę!!!
Użytkownik2745589
19 lutego 2017, 18:13Też tak miałam, pisałaś w poprzednim wpisie, że odliczam dni do piątku,człowiek funkcjonuje w takim rytmie. Męczy mnie to, bo życie tak szybko upływa, czas leci jak oszalały, lat przybywa, a ja znowu czekam na piątek Od pewnego czasu staram się nad tym pracować aby cieszyć się każdym dniem i nie czekać na coś tylko być tu i teraz. Ściskam i życzę Ci fajnego tygodnia w pracy :)
am1980
19 lutego 2017, 19:48Dla mnie czas upływa niesamowicie szybko i odnoszę wrażenie, że koduję poniedziałek a nim się obejrzę jest już piątek...z całego tygodnia te dwa dni szczególnie zapadają mi w umyśle i nie wiem gdzie jest pozostała część tygodnia, Tobie również miłego i udanego tygodnia;;;)))
kirsikka_10kg
19 lutego 2017, 16:55Prawda z tym rozciąganiem! :) gratuluję udanego przebieganego weekendu i zdrowego podejścia do wyskokow deserowych- raz na jakiś czas trzeba, żeby się później nie rzucić na słodycze ;)
am1980
19 lutego 2017, 17:04Dziękuje, naprawdę się wybiegałam w ten weekend...masz rację...że lepiej sobie raz na jakiś czas pozwolić sobie na małe co nieco, żeby później nie mieć napadu obżarstwa, choć co dziwne jakoś ostatnio nie ciągnie mnie do słodkiego w ogóle, ale jabłka uwielbiam w każdej postaci, a że akurat miałam renetę w domu to nie mogłam sobie odmówić...