Właśnie wróciłam ze wsi, wzięłam prysznic i wysmarowałam się kremem nawilżającym. Taplanie się w wodzie i leżenie z książką na słońcu zaowocowało opalenizną. Dość mocną. Więc, profilaktycznie, wolałam wytarzać się w kremie, by nie cierpieć i nie tracić skóry.
Niedziela to zwykle rest day, ale grzechem byłoby nie korzystać z własnego, prywatnego stawu. Nie ma nic lepszego na upały niż pływanie. Dzięki temu weekendowi odpoczęłam, zrelaksowałam się. Jutro ogarnę przygotowania. We wtorek obrona. Stres zaczyna mnie powoli zjadać...
Bilans:
śniadanie (10.30): bułka wieloziarnista z kiełkami brokuła, rzodkiewką, ogórkiem, z dwoma jajkami na twardo; banan
obiad (13.20): dwa ziemniaki, dwa kawałki pieczonego kurczaka, mizeria (ogórek+ jogurt naturalny)
podwieczorek (15.45): dwie kostki gorzkiej czekolady, duże jabłko, truskawki
kolacja (19.00): grzanki z bułki wieloziarnistej z serkiem śmietankowym, kiełkami i rzodkiewką; mały kawałek grillowanej kiełbasy
trening: 40min pływania