Po dwóch dniach przerwy dziesięć kilometrów, w czasie lepszym o prawie półtorej minuty. Małe sukcesy zawsze cieszą. Tym bardziej, że już na pierwszym kilometrze zaliczyłam wywrotkę. Pierwszy raz od półtora miesiąca treningu wywaliłam się. Trochę moja wina, trochę wina pana z psem, który szedł z naprzeciwka. Ładny husky zobaczył mnie biegnącą i albo zamierzał pobiec za mną, albo skoczyć na mnie. Smycz miał zbyt długą, a facet za późno zaczął ją zwijać. Chciałam minąć ich i źle postawiłam stopę. I pierdyknęłam na chodnik. Wstałam, otrzepałam się, oszacowałam straty. Boląca lewa kostka. Podarte leginsy. Starte i posiniaczone kolano. Stwierdziłam, że raczej przeżyję, bo "chłopaki nie z takich ran wychodzili" i pobiegłam dalej. No i zrobiłam swoje 10km. Kolano nie wygląda reprezentacyjnie, ale nie boli tak, jak się prezentuje:
Btw. gdyby w liceum ktoś mi powiedział, że będę w dzień wolny zrywać się o siódmej rano, by pobiegać, dobrowolnie i to 10 kilometrów, to zabiłabym go śmiechem. Zawsze unikałam treningów biegowych, a to zapominałam stroju, a to wagarowałam, a to trzy razy w miesiącu miałam okres. Każda wymówka była dobra. Lubiłam wuef, sporty zespołowe szczególnie, uwielbiałam ganiać za piłką do kosza lub nogi, ale biegać nienawidziłam. A teraz nie wyobrażam sobie tygodnia bez moich trzech treningów. Po cichu liczę, że w środę i w piątek uda mi się także przekroczyć barierę 10km.
Wiedziałam, że będzie walka z usosem. Jutro ostateczne starcie. Mam taką nadzieję. O ile połowę ocen dziś mi wpisano, to nie praktyki, bo odpowiedzialna za to pani dr dostała ataku migreny i pojechała do domu. Oczywiście, tylko ona ma kody do usosa i tylko ona wie, jak praktyki wpisywać. Wdech-wydech. Nie denerwuj się. Także moja wina, bo mogłam wcześniej się zebrać w sobie i to załatwić. Jutro jeszcze raz pojadę, to przy okazji oddam zdjęcia i kartę obiegową.
Rozmawiałam o moich studiach doktoranckich. Nie czuję się na siłach. Pan dr polecił, bym się jeszcze zastanowiła, ewentualnie przez rok publikowała/dokształcała się/ogarniała rzeczywistość, to wystartuje w rekrutacji z rok. Może to przemyślę.
Wreszcie mam chwilę spokoju, by wypić kawę. Oooo, tego było mi trzeba.
Bilans:
przed bieganiem (7.00): pół banana
śniadanie (9.00): 5 łyżek domowego muesli, pół banana, kefir, cynamon
IIśniadanie (11.30): pomarańcza, dwie kostki gorzkiej czkolady
obiad (14.00): zupa kalafiorowa; truskawki
podwieczorek (w planie 16.30): jogurt naturalny z zielonym ogórkiem
kolacja (w planie 19.00): mix sałat z pomidorem, papryką, oliwkami zielonymi i czarnymi, odrobiną jogurtu greckiego
trening: https://www.endomondo.com/workouts/538266595/22258...
MadameRose
8 czerwca 2015, 18:59Oj....wygląda kiepsko, ale szybko powinno się zagoić. Biegaj dalej :)
AlexSteiner
8 czerwca 2015, 20:10Nie zamierzam przestać :D
Oktaniewa
8 czerwca 2015, 17:03ojoj. dobrze że to nic powaznego. ;p ładny dystans :)
AlexSteiner
8 czerwca 2015, 17:31Teraz, co prawda, kostka boli, ale mam nadzieję, że do jutra przejdzie. Dzięki! :)