Po zrywie ruszenia tylka ostatnie kilka tyg, od wt nie zrobilam nic. W pon wyjezdzilam rowerem i wychodzilam 30km wiec uznalalam ze 2 dni odpoczynku sie naleza. Nadszedl tez okres. I umieralam. Wczoraj juz spacer 8km zaliczony a dzis moze cwiczenia.
Przeprowadzka na sierpien zaplanowana. Nie moge sie doczekac. Male, jasne, cieple. Jest to mieszkanie nieumeblowane. Polowanie na meble rozpoczete. Wiec nie ma czasu na nudy. Dzis zalatwiamy lozko i materac. Mam nadzieje. Bo dogadanie sie tu z ludzmi to jakas zagadka wyzszego stopnia. Zeby lozko do vana weszlo trzeba je rozkrecic - dla nas jest to naturalne dla kierowcy tez - dla babki ktora sie go pozbywa juz nie. Kierowca z kolei nie odpisywal czy jest zainteresowany robota czy nie przez 2 dni.. jak z takimi ludzmi rozmawiac? No ale dzis ma w koncu ta akcja transportowa dojsc do skutku. Lozko w czesciach wyladuje w piwnicy a materac wrzucimy nad drzwi na lozko ktorego i tak nie uzywamy.
Restrykcje chyba dalej przedluza. Niby mniej zachorowan ale czy nagle otwarcie nie przywroci znowu 1100 zachorowan dziennie? Konferencja za tydzien.
Waga, mimo przedokresowego pozerania slodkiego ze slonym, nie wzrosla a nawet ciut spadla. To by znaczylo ze w 4 tyg ubylo ponad 4kg a od momentu krytycznego prawie 7kg.
Zobaczenie 90kg na wadze bylo takim szokiem ze do dzis mysle sobie ale jak to sie stalo. Leniwa dupa byla to sie stalo. Teraz nie jest super ale duzoo lepiej. I w glowie i w lustrze i na wadze;)