Tydzien szybko zlecial. Pobyt w domu zawsze szybko mija. Za szybko.
Powrot poki co ekcytujacy, choc szczerze mowiac to slowo irytujacy bardziej pasuje. Samolot opozniony o 65min.. ktore spedzilam siedzac juz na plycie lotniska. Problemy techniczne i niewiada czy lot sie odbedzie. Na szczescie, po kolejnych 45min w koncu to pudlo potoczylo sie na pas startowy.
Bez bagazu glownego jakos tak lekko sie wraca. Bo z zakupami ciuchowymi sie tak ociagalam ze dopiero wczoraj podjechalam do galerii ale tylko do 1 sklepu. Oczywiscie nic nie bylo. A burdel niesamowity. Wiec jak przylecialam w jednym zestawie ubran i z 2 podkoszulkami, tak wracam bez koszulek ale z darami od mamy. Bo mamcia bardzo sie troszczy jak jestem. Torba wypchana bo brzeg. Nawet deske mi kupila bambusowa;))
Do ladowania jeszcze jakies 30min.. moze uda mi sie zlapac pociag do domu od razu bez czekania 30min
Fingers crossed!