Moja waga chyba lubi jak pada. Nagle laskawie pokazuje tendencje spadkowa i jak widze 74.8 to oczy ze zdziwienia przecieram tylko raz a nie jak do tej pory trzy. Cieszy to. Wrocilam na bieznie 30min w normalnym tempie wybiegalam, bez spiny 4km. Po co sie spieszyc. Niby tluszcz spala sie nie na najszybszym wysilku ale rownomiernym. Sprobujemy zobaczymy. Tak przynajmniej mam jeszcze sile na wioslarza... i 8h pracy pozniej. Co tak jak do srody wydaje sie byc malo istotne tak jak juz od czwartku gdzie ludzie wala drzwiami i oknami, ma jakies znaczenie.
Naszlo mnie na ananasa. I taka ciekawostka. U turka ananas w calosci kosztuje ok 10-15krn za sztuke... pod domem w sklepie 29... a sok litrowy juz 35. No ale coz. Chcialam to mam. Pochlonelam cala miseczke i zapilam sokiem. Wspaniale uczucie..ananasowe;)))
Rozmawialam ostatnio z kumpela, ktora zanim wrocila do PL rok temu mieszkala kilka lat w UK, gdzie polubila bieganie... i nawet polmaraton zaliczyla. Byla aktywna, patrzyla co je. Powrot do polski i posadka w korporacji i zdziwienie ze sie przytylo. No tak od powietrza w PL sie tyje;) na silownie ma 300 m, ale po pracy juz sie nie chce, mieszka sama wiec je co popadnie.., no ale nie wie czemu utyla...przeciez dieta trzymana tydzien zdziala cuda!
Takze niech ten cud trwa! W swieta sie spotkamy, i zobaczymy efekty ..;)