Waga wraca do paska. Powoli bo powoli ale idzie w dol. Co cieszy. Nic to ze dzis wolne. Wiec po silowni w planach film w lozku i...ciacho. O ile mi wyjdzie. Chociaz szczerze mowiac zakalca pewnie tez bym zjadla. No ale na razie skoczyc musze do sklepu. Bo jajek generalnie w domu nie mam.. za to kakao i owszem i to nawet z PL przywiezione bo widocznie tam kakaowce sa 5x tansze niz w NO. Hahha;))
Przymierzalam sie na mala wycieczke rowerowa po sklepach w poszukiwaniu dywanu .. als jest 6 stopni. A jezdzic w rekawiczkach to srednia przyjemnosc. Tak wiec dywan poczeka. Bo o ile ten co mamy sie poplalamil co jeszcze przezyje to drazni mnie jego textura. W dotyku jest jak legowisko psa. Gryzie. Nie wiem jak V moze do rano joge na tym cwiczyc. Ja bym szalu dostala.
***
Ciasto wyladowalo wlasnie w piekarniku. W przepisie byl miod ktorego nie mam, wiec musze zadowolic sie slodzikiem. No zobaczymy co mi moniaf15 za przepis sprzedala..:))
Obiad tez juz ukrecony - tajskie noodle. I znowu mozna nic nie robic. Cudowne uczucie!