Dzis ostatni dzien do pracy w tym roku, i ostatni dzien na silowni. Lece jutro rano do domu. W zwiazku z tym dzis pocisnelam cale 45min na interwalach na biezni. Pod koniec to juz sila nog pchalam sie do przodu bo motywacja odmowila pomocy. Niedaleko biegla taka smieszna laska - zawsze macha rekami jak goryl jak biegnie. Co na nia spojrze to smiac mi sie chce, ale mily to widok dla oka - rozluzniajacy:D
W pracy juz wczoraj bylo duzo spokojniej, mysle ze dzis tez szalu nie bedzie - ludzie koncza zakupy i wyjezdzaja poza miasto, V chyba przykro ze wylatuje - nie tyle w kwestii swiat bo ich nie obchodzi,ale ze sam bedzie przez kilka dni. Na moje zaproszenie do PL, jak zwykle odmowil, wiec przestalam sie prosic. Nie to nie.
W domu mam rowerek stacjonarny i taki cichy plan zeby na nim troche pojezdzic, Ale jak to wyjdzie w zyciu - zobaczymy. Bo jak wiadomo na swieta sie tyle czeka a raz dwa i pozamiatane. Szkoda ze w pracy tak szybko czas miedzy wyplatami nie zlatuje.