Po weekendzie spędzonym poza domem, przegadanej nocy z kimś kogo dopiero co właściwie poznałam, stwierdzam, że coś się zmieniło.W sensie we mnie. Jak patrzę na to jaka byłam jeszcze rok temu, i jaka jestem teraz. Poszłam do przodu. Małymi kroczkami,ale poszłam. I to cieszy niesamowicie:) Coraz mniej obchodzi mnie, co ludzie o mnie pomyślą, coraz mniej obchodzą mnie inni. Stawiam na siebie.W końcu.Wszystko co się wydarzyło, miało w tym jakiś cel.Jaki to jeszcze nie wiem,ale pewnie kiedyś się dowiem. Kiedyś..Tak więc idąc ulicą czasami uśmiecham się do ludzi...i wiecie co? to nie jest takie straszne:D
Jest tak(
klik ) , a właściwie będzie tak już za 3 tygodnie..ja we właściwym miejscu i z właściwym nastawieniem
Właściwe nastawienie - no właśnie...Nie ma bata! Leżeniem chudego dupska się nie osiągnie! Więc tyłek w troki.... wczoraj wielka akcja na działce z wycinaniem badyli, a potem siłka. Robota na powietrzu, a potem w zamknięciu!Me likes!
Ledwo dowlokłam się do domu.....13kg na plecach, 13kg na nogach....mokra koszulka może nie do końca,ale nogi i ręce - dosłownie się trzęsły - a droga do domu długa... prawie 3km, można iść i iść ...
grubiutka87
30 sierpnia 2013, 21:51Super wpis ! normalnie jakbym czytała o sobie! Damy radę!!! każda z nas, która chce da!
cynamonek92
29 sierpnia 2013, 11:36Jak niżej, bo nic dodać, nic ująć :)