Nie odzywał się..więc spodziewałam się najgorszego. Dostałam mejla.Od jego lekarza prowadzącego (wysłanego na jego wcześniejszą prośbę), w którym powiadomił mnie o jego śmierci. Zmarł na stole - tak było napisane - reszty nie pamiętam, bo w tamtym momencie tak jakby skończył się świat. Czytałam go chyba ze stoo razy. A właściwie gapiłam się na to było napisane...
Pamiętam że siedziałam wtedy z mamą. Wiedziała o wszystkim. Oczywiście z zasady była przeciwko(ja normalnie też jestem przeciwniczką romansów;), ale w tamtym momencie - była tam i potrafiła jakoś mnie uspokoić. I wlać solidnego drinka. A tego potrzebowałam, jak tonący brzytwy.
Skończyło się. Niby to do mnie docierało, ale jakby nie do końca. Dziwnie było nagle przestać się martwić. Nie żebym była jakąś masochistką...
Po kilku dniach dostałam kolejnego mejla, znowu od tego samego faceta, w którym chciał (znowu) potwierdzić mój adres, bo niby on zostawił coś, co chciałby mi wysłać. Nie odpisałam.Po co.Nic nie chciałam.
I wtedy coś mnie tknęło. Przeczytałam tamte 2 mejle dokładnie..i już wiedziałam, że mnie zbajerował. Konto Dr. Rogera- stworzone na gmailu, literówki w słowach, które on robił (musiałam mu sprawdzać dłuższe mejle zanim wysyłał je do szefa, żeby na przygłupa nie wyszedł) ... więc odpisałam. Wiązanką..Z niedowierzaniem. Wielkim niedowierzaniem. Żądałam żeby podał mi nr komórki, na który ja zadzwonię (od wyjazdu to on kontaktował się ze mną) i sprawdzimy czy żyje czy nie żyje. I wtedy zadzwonił.
Wiązanka którą mu puściłam odbiła się szerokim echem po moim mieszkaniu...Byłam wściekła. Kto normalny robi komuś takie rzeczy? Tak kłamie? Co za psychol? Jakiś sadysta chyba tylko...Ja opłakuje jego śmierć, a okazuje się, że on chciał tylko sprawdzić czy mi na nim zależy czy tylko tak gadam..
cdn-
(Powoli zbliżam się do końca.. i wiecie co? jest to bardzo oczyszczające:D Takie publiczne pranie brudów..może części z Was wydaje się, że jestem jakaś dziwna, że tak się tu wyżalam, ale ... poczekajcie na koniec!)
nowa84
24 sierpnia 2013, 22:14czyżby żonka?
VitaEmma
24 sierpnia 2013, 21:01Takie wygadanie się pomaga. Sama to robię. Czasem lepiej wygadać się tu niż duzić w sobie... Czekam dalej...
ladybird79
24 sierpnia 2013, 20:58hej hej...wdepnęłam do Ciebie z głównej...przeczytałam Twoją historię...moze to śmiesznie zabrzmi, ale przeszłam przez to samo, tyle że wiele lat temu, w Polsce...nie wiem, jakie jest zakończenie Twojej historii,ale "mój A." okazało się, że wymyslil historię raka po to,żeby ukrywać przede mną, że wcale nie odszedl od żony...heh...zajęło mi kilka długich miesięcy zanim się pozbierałam...do dziś nie wiem, skąd w nim było tyle "czegoś" (nie potrafie określić jednym słowem tej mieszanki draństwa, chamstwa i wyobraźni) i po co?? heh... życie! Mam nadzieję, że się pozbierasz szybciej niż ja...pozdrawiam serdecznie :)