Dobrze, że tydzień ma nieparzystą liczbę dni. Waga co drugi dzień pokazuje mi raz więcej, raz mniej. Dziś z środą trafiłam na to "mniej", w zeszłym tygodniu było to "wiecej". Waga o 1,2 kg mniejsza niż tydzień temu ale od pomiarów 2 tygodnie temu "tylko" 0,5 kg. Mogłoby być lepiej, ale jest dobrze. Przynajmniej idzie we właściwym kierunku Nawet jak przez chwilę dietetycznie poszaleję, albo leń mnie dopadnie, to potrafię się zmobilizować do dalszej pracy nad sobą. Wpadki były i będą, nie ma się co łudzić. Ideałem wszak nie jestem, chociaż prawie
Dajmy sobie prawo do błędów, ale nie pogrążajmy się w nich!
Wczoraj były ostatkowe plotki z psaipsiółkami. Jedna z nich za tydzień leci na 40 dni do Tajlandii. Zazdraszczam słoneczka! Ale dzielna byłam, nie dałam się na mówić na żadne czekoladowe torty. Wybrałam lekki żel z owocami na winie i to bez dodatków typu lody czy bita śmietana! Pewnie gdyby nie to dzisiejsze oficjalne ważenie, poszłabym na całość. Przed wyjściem ukręciłam też 30 km na rowerku, żeby podkręcić sobie metabolizm.
Dziś niestety przepada mi basen, ale jutro wykroję trochę czasu. Mam nadzieję na wieczorny rowerek. Wcześniej, po pracy kosmetyczka (muszę trochę odżywić twarz po mrozach i basenowym chlorze), a potem próba. Nie ma kiedy się nudzić!
Krynia1952
16 lutego 2013, 14:40Oprzeć się takim pokusom to prawdziwy sukces i oby tak dalej !!!
vita69
13 lutego 2013, 14:22na 40 dni???????? szczęściara:) a spadku gratuluję:) ważne, ze jest:)
Desperatka75
13 lutego 2013, 13:42Coraz częsciej myślę o rowerku stacjonarnym.....Brawo za oparcie się pokusom! Buziam!