Miałam dodawać wpisy co 5 dni, ale coś nie wyszło. Tłumacze sobie, że są sprawy ważne i ważniejsze. Prawda jest taka, ze nie miałam weny ani chęci, za to dziś poczułam potrzebę wypisania się. Chociaż bardziej to chciałam się pochwalić. Po 19 dniach doczekałam się "komplementu"
On: I po co wciągasz ten brzuch?
Ja: Ale ja nic nie wciągam - co było najszczerszą prawdą :D
On: O!
Wyciągnęłam z tego wniosek, że ciąża spożywcza już zeszła. Pozostał już tylko sam tłuszcz. A wszystko przez spacery. Jednak na mnie one działają najlepiej. Próbowałam ćwiczyć z ciężarkami i po miesiącu takich efektów nie miałam jak po 2 tygodniach regularnych spacerów. W końcu jak twierdzi internet ćwiczenia kardio to najlepszy pogromca tłuszczu.
Z dietą praktycznie nic nie zrobiłam, no może bardziej się pilnuje, nie jem słodyczy (to mi się udało, nie jem słodyczy, dobra jestem)... nie żrę słodyczy - codziennie wpada albo batonik, albo mleczna kanapka, albo drożdżówka, albo babka, albo lód, ale panuje nad ilością. Za to chipsów nie jem już tydzień. Łatwo nie jest bo On uwielbia sprawdzać moją silną wolę. Męczy i dręczy a jak już powiem no to daj padają słowa: przecież miałaś nie jeść. Wredny, kochany sadysta.
A wracając do tematu diety, policzyłam na oko ile zjadam kalorii i to jest jedna wieka masakra. Wychodzi mi średnio 2300 w tygodniu. Z drugiej strony kiedyś jadłam po 3000 więc... W każdym razie na razie zmniejszać nie będę. Zastosuje metodę małych kroczków:
1. Odzwyczaję się od chipsów,
2. Przyzwyczaję się, że w ciągu dnia mogę sobie pozwolić na jedną niewielką słodycz
3. Okiełznam swój ogromny apetyt.
Przez te 19 zaobserwowałam, ze nie zaspokojone uczucie głodu wraca z podwójną mocą i wtedy do buzi pakuje byle co, byle jak, tylko po to żeby się zapchać. A nie tedy droga.
No a teraz najważniejsze. Przez te dni schudłam... nie wiem ile, bo w poprzedni wtorek ustaliłam, ze dniem warzenia będzie poniedziałek. I choć jestem strasznie ciekawa to się boje wejść na wagę. Jeśli spadek będzie zerowy to się zniechęcę, jeśli spadło coś konkretnego, to jest duże prawdopodobieństwo, ze popadnę w samozachwyt i przyjdzie mi do głowy pomysł z nagradzaniem siebie...