Na początek kilka słów o moich problemach z wagą. Nigdy nie byłam chuda, ale czułam się ze sobą w sam raz. W liceum i zanim zaszłam w ciąży, moja waga wahała się między 54 a 58 kg przy 160 cm wzrostu. Lecz prawdziwe schody zaczęły się podczas ciąży. Powiem krótko: byłam GŁUPIA i dlatego utyłam. Kocham jedzenie. Zawsze kochałam. Uwielbiam czekoladę, mięso, mleko, pieczywo i owoce po prostu wszystko co jest pyszne. Myślę, że nie utyłam bo jadłam nie zdrowo, a dlatego, że jadłam za dużo i dałam się porwać każdej najmniejszej zachciance.... To jest błąd dziewczyny!! Podczas ciąży trzeba się bardzo pilnować gdyż to właśnie wtedy pod wpływem mieszanki hormonów, możemy stracić kontrolę nad wagą.
W ostatnim dniu ciąży tuż przed porodem, waga pokazała moje wagowe apogeum: 80 kg..... Doigrałam się. Po porodzie spadło 5 kg i na tym się skończyło. Pomimo Karmienia piersią przez 5 miesięcy i lekkiej diety nie schudłam ani grama. Przez kolejny rok próbowałam różnych diet. Raz nawet udało mi się zrzucić 3 kg. Lecz szybko potem wróciło. Nie mogłam opanować się od niejedzenia słodyczy. Jadłam pożywne śniadania, dużo warzyw, ale słodycze nadal za mną chodziły i nawet po 3 tyg. niejedzenia cukru pod żadną postacią, to po upływie tego czasu rzucałam się na słodkie ze zdwojoną chcicą...... Nie umiałam wyjść z tego błędnego koła. I tak o to przez prawie 3 lata żyłam z wagą 76-77kg. Nie rozumiem siebie.... Dlaczego nie mogłam zawziąć się wcześniej....Tyle straconych lat....... Ciuchy w szafie w rozm. 36 i 38 złożone na dnie szafy......Nienawidziłam kupować sobie ciuchów. MOje dupsko nie mieściło się w nic fajnego..... Baaaardzo długo chodziłam tylko w tunikach i leginsach bo tak mi było najwygodniej.....Zresztą szkoda mi było pieniędzy na ciuchy w rozm.42.... Wzrok osób, które pamiętały mnie sprzed ciąży i gdy mnie zobaczyły po.......żenujące uczucie...... Przez 3 lata ukrywałam się przed wszelkimi aparatami fotograficznymi....Ale jak już mi się nie udało to potem chciało mi się płakać, gdy zobaczyłam siebie na zdjęciu.....
W końcu nadszedł ten dzień..... wraz z wielkim postem, przestałam jeść mięso, białe pieczywo, mleko tylko do porannej kawy...Oczywiście nie mogłam zrezygnować zupełnie ze słodyczy, ale wybrałam alternatywę. Nauczyłam się piec własne ciastka owsiane z migdałami lub z bananem, które są śmiesznie łatwe w wykonaniu, a są mega pożywne i smaczne. Bardzo je polubiłam i dzięki nim przechodzi mi ochota na inne wstrętne słodkie produkty ze sklepu....Do tego 1,5l wody dziennie + herbata zielona, czerwona, i najważniejsze to że nauczyłam się biegać. Teraz biegam po 5 km 3 razy w tyg. i dzięki temu spalam 1 kg tygodniowo. Oczywiście zaczynałam bieganie od 2 km,a w dodatku to był marszobieg. Juz po 100 metrach czułam, że mam dosyć biegania. Taak, początki zawsze są trudne. Nie ważne w jakiej dziedzinie.
Niesamowite uczucie, gdy zakładasz jakiś ciuch i dostrzegasz, że zrobiło ci się w nim luźno :) Ja tego doświadczyłam wczoraj, gdy założyłam płaszcz w rozm. 42 i bez trudu się zapięłam i guziki wcale nie były napięte w okolicach biustu :D Byłam taka prze szczęśliwa! A jeszcze bardziej się cieszę, że niedługo już pozbędę się tego płaszcza i kupię sobie nowy, mniejszy :D Moja obecna waga to 71,5 kg.... jestem na dobrej drodze do sukcesu :)
malaiwi
30 marca 2015, 13:48cudowny wpis, przepełniony zadowoleniem z samej siebie oraz motywacją do dalszego działania. nic tak w końcu nie motywuje jak efekty! życzę dalszych sukcesów :)))