Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Grunt pod nogami
25 czerwca 2009
Grunt pod nogami to czasami jest dno jakiego można sięgnąć.
Zastanawiam się jakie jest moje dno?
Kedyś było to 70 kg.
Później magiczne 100 kg
Zważyłam się parę dni temu rano, było 115 kg.
Pomyślałam - to moje dno, ale nie zrobiłam nic.
Zważyłam się dzisiaj rano i jest 117 kg.
Fakt - zważyłam się w ubraniach ale to i tak bez znaczenia.
Jak mogłam się doprowadzić do takiego stanu?
I z ręką na sercu mogę powiedzieć - wiem, jak i - nie wiem.
Boże!
Muszę zmienić moje odżywianie bo będzie i 120kg, i 130kg itd.
To samo się nie zatrzyma.
Tusza mnie zabije.
Co ze mną jest nie tak?
Wiem co powinnam robić.
Mam wiedzę.
Czemu sobie nie mogę, nie umiem pomóc?
Jestem człowiekiem rozumnym, więc czemu tak głupio postępuję?
Jak zacznę jeść to nie potrafię przestać.
Gdy mnie częstują nie umiem odmówić (to jest najgorsze).
Co ja sobie robię?
Dość!
Nigdy bym nie pomyślała, że można doprowadzić się samemu do takiego stanu.
Na dzień dzisiejszy nic mi nie dolega.
Nie biorę żadnych leków i czuję się dobrze.
Wiem, że to tylko kwestia czasu...
Zrobię dzisiaj plan.
I biorę się za siebie.
Tylko spokojnie - żadnych diet cud.
Mało a często i nie po nocy, i więcej ruchu.
Mam nadzieję, że u Was zdecydowanie lepiej.
Powinnam zmienić wagę na pasku - nie mam odwagi.
P.S. Uaktualniłam wagę.
Gdy zakładałam pamiętnik ważyłam zdecydowanie mniej.
Udało mi się zejść nawet do 94 kg ale przestałam się kontrolować.
Z małymi przerwami doszłam w końcu do 117 kg.
Wiem - straszne.
Nigdy bym nie pomyślała, że tak się stanie (nawet w najkoszmarniejszych snach).
Martyna30
26 czerwca 2009, 12:28jakbym czytała o sobie. Same sobie to zrobiłyśmy! Straszne ale prawdziwe:( Nie chcę Cię dołować, bo sama mam dół, więc pozdrawiam i życzę powodzenia.
kwiatuszek170466
26 czerwca 2009, 10:48Ja Ciebie bardzo rozumiem.Sama wiem jak to jest.Ja zawsze siebie porównuję do alkoholika u mnie jedzenie to nałóg i walczę z nim.Dzięki temu ja rozumiem alkoholików.Bo jak ktoś mi mówi że jak by chciał to by nie pił a ja takich ludzi wtedy bronię i podaję swój przykład.Że ja sama nie potrafię odmówić słodyczy jak ktoś mnie częstuje i tak samo rozumiem tego człowieka.Ja tak sobie myślę że mi potrzebny był by dobry jakiś psycholog żeby mi tak na spokojnie wytłumaczył jak z tym walczyć.Tak bardzo pomaga mi tutaj bycie na Vitalii to też w pewnym sensie mój psycholog.Bo tak to dawno bym upadła.Aniu póki Ty masz ochotę walczyć to i jest nadzieja .Życzę Ci dużo dużo siły.I w miarę możliwości dziel się z nami Twoją walko z nadwagą zawsze spróbujemy Ci pomóc.Trzymam kciuki.
nenne29
26 czerwca 2009, 08:07z większością z nas tak jest, że mamy odpowiednią wiedzę i świadomość, że sobie same robimy krzywdę, ale nie umiemy na stałe zmienić swoich zachowań w praktyce. Najważniejsze to zdawać sobie sprawę z problemu i nie udawać przed sobą, że go nie ma. Żadne diety cud nic nie dadzą, pomoże tylko i wyłącznie trwała zmiana nawyków i sposobu odżywiania na zawsze. To nie jest super proste, ale jak najbardziej możliwe, a zmiany można wprowadzać pomalutku i stopniowo, tak żeby je było łatwiej utrwalić i żeby się zbyt szybko nie zniechęcić. A może wizyty u dietetyka? To zawsze daje poczucie kontroli, ja jak chodziłam kiedyś do dietetyczki, to było mi głupio, żeby podczas wizyty dietetyczka mi powiedziała: waga wzrosła, czemu pani nie trzymała diety? A ja wtedy co jej odpowiem - że nie mogłam się powstrzymać od słodyczy? I to na mnie bardzo dobrze działało :) Powodzenia.
calineczkazbajki
26 czerwca 2009, 01:01odbijaj sie szybko i wysoko.dobrze ,ze nie chcesz zadnych diet cud : bo jak wiesz najlepszym sposobem na przytycie jest poddawanie sie dietom cud !! Mi sie bardzo podoba metoda odzywiania wg Montignaca .. bo niej jesz zdrowo i normalne ilości dania.,, Rezygnuje sie przede wszystkim z cukru i produktów wysoko przetworzonycg ...poczytaj jak chcesz :<br> http://chomikuj.pl/calineczkazbajki/szczup*c5*82o+i+zdrowo/Montignac
grubcia1980
25 czerwca 2009, 15:59Doskonale Cię rozumiem bo ja sama również dotknęłam dna. Nigdy nie byłam szczupła ale przez długi okres czasu udało mi się utrzymać wagę 68 kg. Potem wyszłam za mąż i dowiedziałam się że jestem w ciąży. W dzień porodu ważyłam 89 kg, w ciągu 1,5 roku udało mi się schudnąć do 72 kg a w ciągu roku znowu wróciłam do 86 kg :( Trzymam za Ciebie kciuki. Musimy wierzyć, że w końcu nam się uda wygrać walę z samą sobą. Pozdrawiam, Basia
agnieszka404
25 czerwca 2009, 15:18DNA TO TEŻ DOBRZE ZAWSZE JEST SIĘ OD CZEGO ODBIĆ! POWODZENIA AGNIESZKA
wieslawatokarska
25 czerwca 2009, 15:18Mam nadzieję , ze uda Ci się odbić od dna i wypłynąć na powierzchnię . Jesteś młoda i ładna kobietą więc szkoda abyś nic nie zrobiła ze swoim problemem. Jak nie wesz sama jak ułożyć sobie jadłospis i ćwiczenia to proponuję Ci dietę z Vitalii ona naprawdę jest świetna przy najemnie jak dla mnie. Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Pigletek
25 czerwca 2009, 15:12W chwili obecnej wydaje mi się, że sięgnęłam dna, ponieważ wrociłam do wagi ponad 83 kg, a jest to największa liczba jaką osiągnęłam. I co? I nic z tym nie robię. W dodatku im jestem starsza, tym gorzej się z tym czuję pod względem zdrowotnym. Puchną mi nogi, jest mi duszno, słabo, gorąco... Mój organizm coraz bardziej buntuje się przeciwko noszeniu tylu kilogramów. Fakt, znowu dopadły mnie problemy żołądkowe, a przy nich ciężej chudnąć, bo muszę jeść często, regularnie, ale nie mogę jeść świetnych o tej porze roku, mało kalorycznych zapychaczy typu owoce, świeża marchewa itp itd. Ale kurcze co będzie dalej. Latem najłatwiej schudnąć. Obawiam się, że ani się obejrzę a przekroczę to moje "dno"... TRZYMAJMY SIĘ... jakoś! <img src="http://img28.picoodle.com/img/img28/4/6/5/f_Smile0051m_c1849af.jpg">
schnitzel
25 czerwca 2009, 14:27Od teorii do praktyki wiedzie droga jak stąd na księżyc. Niby każda z nas wie, że lody są fe, że kotleta nie wolno, a po czekoladzie syfy na nosie wychodzą - ale cóż z tego? Guzik z pętelką, dalej wcinamy z wypiekami na twarzy. Trzymam kciuki, byś następnym razem nie zobaczyła 120 tylko 100, i z każdym ważeniem coraz mniej ;*
nelka70
25 czerwca 2009, 14:26coś z tym zrobić. Sama widzisz, że to Twój duży problem, a z dnia na dzień coraz większy... Może pod okiem fachowca. Może będzie łatwiej, jak ktoś będzie Cię kontrolował i rozliczał. Najważniejsze, że chcesz coś zrobić, że dostrzegasz problem i masz potrzebę zmian. Będzie dobrze, zobaczysz. Powoli, ale do przodu. Pozdrawiam serdecznie
Asior71
25 czerwca 2009, 14:24Napisałam Ci wiadomość !!Nie poddawaj się!!!