Dawno już nie wstawałam tak wypoczeta jak dziś. Tymbardziej jest to dla mnie niesamowite ,że jest czwartek. Ale nie wzieło sie to wypoczecie z powietrza. Przespałm bite 10 godzin. ale nie myslecie sobie ,że czwartek tez był dniem leniwca :)) Czwartki to przeciez tak samo cudowne dni jak poniedziałki bo biegamy! Co prawda zaplanowałam 13 km ,a wyszło tylko 11 ale za to w rekordowym tempie 6:17 min/km. Więc jakoś przeżyje brak tych dwóch kilometrów. Jestem w maksymalnym szoku jeśli chodzi o to tempo. Co prawda to tylko 11 km ,czyli dosłownie pare metrów więcej niz połowa dystansu półmaratonu. Ale zaczynam pomalutku marzyć ,że za trzy tygodnie moge wykręcic całkiem niezły czas na tym biegu. Jednak wspomnienie ostatniego kilometra naszego niedzielnego 17 km biegu wymusza na mnie ogrom pokory ,bo niestety inną człowiek ma werwę w pierwszej godzinie biegania ,a inną w drugiej. Oczywiście znowu mi się śniło bieganie. W ogóle jak nie biegam jest mi strasznie. Ale wczoraj właśnie poczułam jakie efekty niesamowite daje te 2 dni przerwy w bieganiu - no daje i to bez dwóch zdań. Troszeczkę zmieniłam też dietę w ostatnich 2 tygodniach. W dni biegowe nie jem ciemnego pieczywa - albo nie jem pieczywa wcale ,albo białe. Generalnie dla mnie najlepszym daniem przed wieczornym bieganiem jest zupa. W zeszłym tygdoniu był ten cudny krem brokułowy ,a w tym tygodniu królowała zupa z soczewicy czerwonej. Ale namoczyłam ją dzień wczesniej ,a wywar zrobiłam na wędzonych kościach - absolutnie nikt by się nie zorientował ,że to nie jest rasowa grochówa. Z tym ,że wolna od grochówkowych obciażeń pt. wzdecia itp. Wywar jest aromatyczny ,ale bardzo chudy ,a dzięki soczewicy całośc jest sycąca i zdrowa :) Chętnie bym wam pokazała jak pięknie wyglądała moja turbo zdrowa gochówka ,ale nadal zdjęcia mi się nie ładują. W środę zrobiłam też w końcu tą tartę razową i jedno jest pewne - co najmniej raz w tygodniu jemy tartę. Tak jak już pisałam ,mnie zależało na tym żeby się nauczyć robić ciasto ,bo na wirzch to naprawdę można wrzucić absolutnie wszystko => lodówkowy recycling jak marzenie. A na weekend zamarzyłam o canelloni - oczywiście farsz z drobiowego mięska. Niestety u mnie przez najbliższe dwa dni zapowiadaja lekki powrót zimy. W pierwszej chwili pomyślałam "chrzanić to bo: niz biegacza nie zatrzyma". Ale potem doszłam do wniosku ,że siłownia i basen też dadzą radę ,a jak bym się teraz przypadkiem rozchorowała to nie daj bóg :)) Przedemną ostatni tydzień ostrego treningu i potem juz tylko relaks ,a zaraz po nim START :))) Naprawdę nie mogę się doczekać. A zaraz po półmaratonie wracam na surową dietę. Postanowiłam zrobic kolejne podejście do tych pieprzonych ostatnich 5 kilogramów. Na dzieńdobry dam sobie 4 tygodnie rygoru ,potem sie zobaczy. W klażdym razie w lato nie chcę już widzieć żadnych extra fałdek ,tylko samo etra ciałko i tyle. I mam wielką wielką siłę żeby tego dokonać.
No i cholera by się teraz przydał jakiś energentyczny motywator ,a tu się dalej żadne obrazki nie ładuja - piesa krew i tyle.
Markovka
14 marca 2014, 08:31Pikenie, podoba mi sie Twoja samomotywacja ;)Tak wlasciwie to jestes motywacja sama w sobie i dodatkowego motywatora nie potrzebujesz bo mnie przekonalas do wyjscia aby pobiegac :))) Na razie cwicze na rowerku i orbitreku w domku ale tez marzy mi sie zaczac biegac i chyba zaczne od szybkiego marszu :) Milego dnia ! :)))