Znacie to skądś? To tak zwani anty motywatorzy. Kiedy dieta idzie gładko, wciskają nam swoje najnowsze wypieki, potrawy i inne pyszności i manipulują do tego, żebyśmy zeszli z dobrej ścieżki diety. Mało tego! Używają takich argumentów, żebyśmy jeszcze poczuli się głupio że odmawiamy!
Nie raz mi się zdarzyło, że zostało wmuszone we mnie jedzenie lub napój na które... nawet nie miałam ochoty. Zjadłam z grzeczności, bo inaczej nie wypadało. Dodatkowe kalorie, których na dobrą sprawę nawet nie chciałam przyjmować.
Sposób? Unikać, co oczywiście nie zawsze jest możliwe (bo unikać swoich babć, mam czy ciotek przez cały okres diety? No nie przesadzajmy ;-), ale lepiej po prostu nauczyć się odmawiać. Stanowczo. "Ciasto pachnie cudownie, na pewno jest pyszne ale ja mam postanowienie w którym chce wytrwać. A zjedzenie tego będzie oznaką słabości, a to nie moja cecha", "Od jednego kotleta może nie przytyje, ale od kilku takich do których zjedzenia będę zmuszana to już pewnie tak", "Co to to nie, jeść będę ale nie to i nie w tej chwili" i na koniec - "Jak osiągnę swój cel to się napiję, w końcu będę mieć dobry powód" ;-)
Oczywiście to nie są jakieś rewelacyjne odpowiedzi, ale lepsze to od powiedzenia "nie dziękuje jestem na diecie" - wiem z doświadczenia, że prawie nigdy nie działa. A właściwie to nawet jeszcze bardziej prowokuje ;-)
Także próbujcie odmawiać... i pamiętajcie że ostateczną decyzję podejmujecie Wy - nikt Wam jedzenia siłą w usta nie wciska ;-)
dontyouevergiveup
6 listopada 2013, 14:22Dla mnie te 8 kg to zawyżony wynik ;D jak zejdą 4kg to będę w niebie! :D
gruszkin
6 listopada 2013, 13:35Czytałam o tych badaniach o raku po yerbie, ale czytałam też komentarze do nich, że nie są wiarygodne, bo większość tych osób, które zachorowały pije bardzo gorącą yerbę i namiętnie palą papierosy i niektórzy uważają, że to właśnie ta temperatura i fajki powodują raka, bo naczynia się robią bardziej chłonne od temperatury i kumulują w sobie dym tytoniowy, a nie sama yerba. Poza tym nie piję aż takich ilości.
gruszkin
6 listopada 2013, 13:00Właśnie w ten sposób wczoraj wypiłam z mężem drinka, niby nie namawiał, ale miał ochotę... Całe szczęście rzadko się to zdarza. A jaką dać odpowiedź jak się nie chce żeby ktoś wiedział, że jestem na diecie, albo mam postanowienie? Zazwyczaj staram się wtedy coś nałożyć na talerz i mówię, że jeszcze mam... I ukradkiem oddaję mężowi ;P Ale im więcej się robi dobrych rzeczy dla siebie typu trening, tym łatwiej odmówić.
benatka1967
6 listopada 2013, 12:27oj znam to znam niestety
swistalia
6 listopada 2013, 11:37z tych 6 zasad, ta jest chyba najtrudniejsza ;)
Arganiaa
6 listopada 2013, 11:12Dziękuję za Twój pamiętnik!:) Mądrze piszesz i mam wrażenie, że trafiasz do ludzi. A przynajmniej do mnie trafia to, co piszesz i karze mi się zastanowić. Mimo, że znam w teorii to, o czym piszesz doskonale, to jednak w praktyce różnie to wygląda, a często wręcz odwrotnie. Ale zmotywowałam się Twoimi wpisami:) Trzymaj tak dalej, śledzę Twój pamiętnik, obserwuję i czekam na kolejne notatki;)
misskitten
6 listopada 2013, 10:19święte słowa;-)
Kora1986
6 listopada 2013, 09:32to bardzo ważna, ale zarazem trudna kwestia.... wizyty u teściowe, babci... zawsze kończą się moimi nerwami i obrażaniem gospodarzy... Ehhh... tutaj nie ma żadnych argumentów.
Wonkaa
6 listopada 2013, 09:29Na szczęście w moim otoczeniu nie jest tak źle. W domu chłopaki pizze jedzą na mieście i sami sobie robią kolacje. U mamy na obiedzie zawsze znajdzie się chude mięsko gotowane na parze z warzywami i góra surówki. U teściowej gorzej, ale wtedy kładę małe porcję i "rozwłóczę" po talerzu, żeby wydawało się więcej ;-) i długo jem. No i do wieczora już nic w ten dzień nie jem. A reszta rodziny i znajomi też dbają o to co jedzą. Tylko w takich dobrych warunkach czemu ciągle jestem gruba?!
monka78
6 listopada 2013, 08:46Właśnie i nie wiem jak tak można zmuszać ludzi do jedzenia.Ja zjem swoje i więcej nie tykam,moja rodzina wie, że mam cel i chcę go osiągnąć więc takich pytań nie ma.Gorzej z teściami,zawsze się czepiają że ja za mało jem i że mam czysty talerz.Stanowcze " nie" nic nie daje i tak w kółko:)
ZbuntowanyAniol2013
6 listopada 2013, 08:42ja się nigdy nie tłumaczę. Stosuję zasadę "zaciętej płyty": NIE DZIĘKUJĘ ;)
MalaAgaaaa
6 listopada 2013, 08:39Ja do diety zmotywowałam chyba całą najbliższą rodiznę :) Wiem, że bardziej zwracają uwagę na toc o jemy :)n Najlepiej kiedy mimo wszystko jestem u siebie we Wrocławiu - wtedy jem to co chce :) Asertywność trzeba sobie niestety wyrobić bo w przeciwnym razie zaczniemy unikac spotkań z bliskimi! nie popadajmy w paranoję!
zakompleksiona113
6 listopada 2013, 08:34"Ciasto pachnie cudownie, na pewno jest pyszne ale ja mam postanowienie w którym chce wytrwać. A zjedzenie tego będzie oznaką słabości, a to nie moja cecha" Teraz tak będę mówiła!
dontyouevergiveup
6 listopada 2013, 08:09Dokładnie, zawsze mówią to tak, byśmy się głupio poczuły, że nie chcemy czegoś zjeść i najczęściej dla świętego spokoju jem to, by wreszcie dali mi spokój. Zawsze słysze 'dobrze wyglądasz, nie musisz iść na dietę', 'nic po tobie nie widać', 'głupoty wymyślasz' itp. Nie akceptują tego, że nie chcę jeść, bo przecież jak można nie jeść na spotkaniu rodzinnym? Nie przepadam za spotkaniami rodzinnymi, bo zawsze jest tak samo. Zazwyczaj mówię, że mnie brzuch boli albo poprostu że nie mam apetytu, wtedy nic nie mogą na to poradzić :)
AgtaA
6 listopada 2013, 07:35Na szczęście u mnie w domu rozumieją, że jestem na diecie i nic we mnie nie wciskają :)
Rakietka
6 listopada 2013, 00:30Ciężki temat rzeczywiście ;)
cytrus0wa
5 listopada 2013, 22:26ja wolę odpowiadać, że nie jestem głodna albo że dopiero co jadłam.. nie lubię się przyznawać do dietkowania, bo w mojej rodzinie to jest średnio widziane... ale ostatnio niestety stanowczo za dużo dałam w siebie wmusić z "grzeczności", trzeba z tym skończyć
bigslomka
5 listopada 2013, 22:22no z ust mi to zostało wyjęte, zasady mam podobne ale niestety z praktyką gorzej !!! Zwłaszcza babcia i jej pachnący sernik czy jabłecznik i po takiej wizycie szlak trafia całą dietę, bo ja niestety nie znam umiaru albo nic albo wszystko.
Edzinka10
5 listopada 2013, 22:01Mam 35 lat i największy stres to obiad lub niedzielna kawa u teściów. To wspaniali ludzie, ale bardzo zaborczy jeśli o to chodzi, Oni nie tylko namawiają, gdy nie chcę sobie nałożyć teściowa sama wkłada mi kotleciory na talerz, gdy pytam czy mama chce by te kotlety się zmarnowały, odpowiada mi że zjem, zjem nie zmarnują się, kiedyś nadziałam kotleta na widelec i odłożyłam tam skąd do mnie przyszedł, obraza była na cały dzień. Najgorsze sa sytuacje kiedy ktoś stosuje manipulację emocjonalną, a mi coś wypada lub nie, ale się uczę odpowiadać. Dobry wpis, dzięki!
sdorota2007
5 listopada 2013, 22:00Powiedziałam przyszłej teściowej, że mam stan przedcukrzycowy i uczulenie na gluten i nie mogę jeść nic co ona przyrządza :-) potrafi mi dopiec, że zrobiła malutkiego kotleta (w panierce) dla mnie z kluskami śląskimi... ręce mi opadają ale nie poddaje się i trwam przy swoich postanowieniach :-)