Dziękuję Wam Dziewczyny za wszystkie słowa wsparcia. Macie rację, trzeba iść przed siebie, czas leczy rany. Tylko wiecie, tak cholernie trudno jest nie czekać na głupi telefon, głupiego sms-a, tak trudno jest się powstrzymać by nie napisać " Kocham Cię". Widziałam się dzisiaj na uczelni z bratem M. ( nie wiem czy pamiętacie, ale jesteśmy razem w grupie, w sumie to dlatego poznałam się z M.) i powiedział mi, że M. bardzo to przeżywa. Oczywiście zabronił mi mówić, że wiem to od niego.
Mieliśmy zaplanowanego Sylwestra- romantyczny wyjazd do Zakopanego. Kiedy zerwaliśmy, wierzyłam w to, że przed Sylwestrem wszystko się ułoży ze względu na wyjazd, ale nici jedne wielkie z tego wyszły. Mnie koleżanki siłą wyciągnęły z domu, M. podobno też był na jakiejś domówce. Moje dziewczyny zabrały mi telefon, żebym nie pisała do niego głupot, których potem będę żałować. O północy dzwonił do mnie, domyślam się że z życzeniami, ale my akurat byliśmy na fajerwerkach a ja zapomniałam, że nie mam telefonu i zobaczyłam nieodebrane połączenia dopiero rano. I się załamałam, bo może ten telefon coś by zmienił? Ja wysłałam sms- a z życzeniami, jedyne co odpisał to 'nawzajem'. Nie wiem, czuję się tak beznadziejnie.
Niby odchudzałam się dla siebie, ale teraz zrozumiałam, że napędzał mnie związek z M. Chciałam by mój facet był ze mnie dumny, odchudzałam się, by pięknieć dla niego z dnia na dzień. By podpasować się dla niego, bo jest strasznie przystojnym facetem, ma powodzenie u dziewczyn, chciałam byśmy razem tworzyli piękną parę. Na Sylwestrze brat M. się troszkę upił i mówił mi, że M. nigdy tak w nic się nie zaangażował, że dla niego jestem najcudowniejsza, mimo że jego niektórzy życzliwi kumple, którzy mnie nie znają, wmawiali mu, że po co ja, że może mieć zajebiste dupy, SZCZUPŁE. No tak, zapomniałam, że dla niektórych ludzie z nadwagą to margines. Ale teraz nikt nie wmówi mi że jestem beznadziejna, gdybym usłyszała to ważąc 134 kilogramy pewnie przepłakałabym całą noc, dzisiaj to nie robi na mnie wrażenia, bo ja zaczynam się sobie podobać, a co ważne, znam swoją wartość. Brat M. twierdzi, że obydwoje mamy coś nie tak w głowie, bo wystarczy zaproponować spotkanie, ale żadne z nas nie chce wyjść pierwsze z inicjatywą. Ja uważam, że on jest facetem i to on powinien zabiegać, on uważa, że nie wie czy jeszcze coś do niego czuję i nie chce wyjść na frajera.
Oczywiście, w miłości nie ma żadnych zasad, ale to facet powinien podjąć męską decyzję, prawda?
Dam się sytuacji samej rozwinąć, poświęce najbliższy czas dla siebie, dla studiów, dla diety i dla mojego małego szkrabka, który jest coraz większy i śliczniejszy :)
Ehh.. Ok, od dzisiaj koniec zadręczania Was M. Będzie co będzie, jeśli to jest TEN, to prędzej czy później wszystko się ułoży, jeśli się nie ułoży, to znaczy, że to nie było to i nie przetrwaliśmy pierwszych trudnych sytuacji.
Ani się obejrzymy dziewczęta, a przyjdzie wiosna i będzie trzeba wyjąć lżejsze ciuchy z szafy. Ja zamierzam pierwsze wakacje w moim życiu powitać w krótkich spodenkach :D
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
eKaloryczna
5 stycznia 2012, 12:56Jestem z Tobą, trzymaj się. Mam nadzieję, że na dniach M. pojawi się w Twoich drzwiach z bukietem kwiatów i powie, że był głupi, że pozwolił odejść takiej dziewczynie jak Ty! Ja też uważam że facet to facet i on a nie ja, powinien podejmować męskie decyzje, a nie bawić się w kotka i myszkę!