...tak całkiem znienacka na mnie to spadło. We wtorek jeszcze było wszystko w porządku, wróciłam od przyjaciółki i po prostu poszłam spać. A w środę... Właśnie w środę GO poznałam - to było coś niesamowitego, zupełnie ścięło mnie z nóg!!
W pracy zrobiłam najpilniejsze z najpilniejszych rzeczy i poszłam do szefa . Powiedziałam mu bezczelnie, że i tak dzisiaj nic tu po mnie, żadnego pożytku już nie będzie, że jadę do domu. Jurek popatrzył na mnie, pokiwał głową i powiedział tylko "No to jedź". Nie bardzo pamiętam, jak jechałam, wiem, że po drodze jeszcze rozmawiałam z kimś przez komórkę. Jechałam z NIM, oczywiście!!
W domu było dziwnie - ja cała rozgorączkowana, ON bardzo zdecydowany, silny, bezczelny i pewny siebie. Wylądowałam od razu w łóżku - o 10 RANO byłam z powrotem w łóżku!! Z tego wszystkiego było mi aż niedobrze (tak po prawdzie to strasznie niedobrze), w brzuchu miałam bo prostu rewolucję - żadne tam "motylki" , jakaś bomba cholerna!!
Wyczerpana ekstremalnymi przeżyciami, spałam do 18. Gdy sie obudziłam, ON dalej był. Wiedziałam, że to bez sensu, że potrzebuję pomocy, że sama sobie nie dam z NIM rady. Ale w środę - zupełnie rozbita i oszołomiona - nie zrobiłam tak naprawdę nic, żeby się GO pozbyć. Zadzwoniłam do kolegi z pracy, że raczej nie dam rady w czwartek do pracy przyjść...
Rzeczywiście - w czwartek nie poszłam do pracy. Poszłam do lekarza, na wyżebraną wizytę.
Tego (mało) romantycznego gościa WIRUSA , który u mnie spowodował paskudną grypę żołądkową (czy tam jelitową...), mimo, że rewelacyjny na chudnięcie - nie polecam.
Takiej wagi, jak dziś rano -> 53,8 kg <- nie miałam od nie-pamiętam-kiedy-chyba-od-co-najmniej-czterech-lat.
Lekarz chciał mi dać zwolnienie na tydzień (bo to ponoć zaraźliwa cholera ), ale nie chciałam - w poniedziałek i tak bym poszła do roboty. Podatki się same nie wyliczą. Czułam się obrzydliwie, miałam naprawdę bombę w brzuchu, gorączkę, mdłości, biegunkę, żołądek mnie napiżał a co tylko zjadłam zwracałam na wszelkie możliwe sposoby - ale może bez szczegółów...
Stosuję teraz ścisłą dietę (przypomina mi się pierwszy miesiąc Vitalii :)), czuję się już prawie dobrze i odkryłam, że
KLEIK RYŻOWY JEST PYSZNY :)
No, to już wiecie, dlaczego mnie na Vitalii nie było od poniedziałku :)
Pozdrawiam sobotnie i domowo i wciąż wirusowo, ale już całkiem "przy życiu" :)
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
agulstwo
15 września 2007, 16:21Wiesz coraz wiecej przemawia za zerwaniem z dieta od poniedzialku;/ Szykuje sie ciezki tydzien, w pracy bede spedzac po 10-12 h i nie wiem czy beda warunki zebym mogla przygotowac (ugotowac) sobie szpinak czy brokuly;/ i inne specyficzne produkty tej dietki.Duzo schudlas na kopenhaskiej??ja jak na razie niewiele takze mysle ze nie jest zle.Pozdrawiam
codziennaja
15 września 2007, 16:07Csiiii.... nie mow tego glosno, bo uda Mu wcale na Tobie nie zalezy i zaatakuje podstepnie ;) A gdzie tego twojego kochasia mozna namierzyc? Moze ma kolege wolnego? ;)
codziennaja
15 września 2007, 16:02Alez z prawdziwa radoscia Ci go wrecze! Opiekuj sie nim dobrze, a jak trzeba bedzie do zagryz wlasnymi zabkami ;) Zwrotow nie przyjmuje! :D
ako5
15 września 2007, 15:50No widzisz...A mnie to nawet wirus grypy jelitowej nie weźmmie.....Wszscy dookoła sie pochoruja , tylko nie ja!!!! Pozdrawiam:)
c4linka
15 września 2007, 15:42A to cfaniak:) Moja kicka uprawiala biegi:D Ze skakaniem po scianach i gonieniem zajczkow po podlodze:} A jadla tylko w towarzystwie:D No fakt, jak sie czlowiek uprze to da rade:) I co mi tam,ja tez dam:) Zycze CI powodzenia w utrzymywaniu wagi, zeby sie unormowal organizm i samo sie zostalo w miescju, znaczy sie waga stanela w miejscu:)
codziennaja
15 września 2007, 15:31Zostal uwieziony w torbie. A torba zamknieta. Kierunek "w swiat" no albo do Gdyni ;) Chcesz??
Desperatka75
15 września 2007, 15:06To już kolejna osoba odwiedzajaca mój pamietnik, która zaraziła się wirusem. Ja chyba rozsiałam w moim wpisie...hehheheh! Ale wpisik Twój rewela - usmiałam się do łez....Zdrowiej i buziaczki!
brunet
15 września 2007, 14:34Hehehe..... Zdrowia! Pzdr!
codziennaja
15 września 2007, 14:29Oj biedactwo... wracaj do formy. Uwazaj na odwodnienie, tez nieprzyjemne paskudztwo, brr. A z bajecznym masz racje, schowam czarusia do torebki i wyprowadze z domu przy najblizszej nadazajacej sie okazji, czyli zapewne jutro dopiero. Na razie ograniczam sie do cwiczen ruchowych nadgarstkow ;)
c4linka
15 września 2007, 14:05Dobre:) Myslalam ze to jakis facet...:D A tez mialam takiego pasiatego kotka, wlasciwie kicie:)) Tez chudzinka taka ze na prawde..:) Dbala o linie:) Zycze odzyskania sprawnosci ukl. pokarmowego:)