będzie dłuuugo
Lata całe przydeptałam w sobie i politologa i polemistkę i mianowanego urzędnika państwowego. Politolog podnosił czasem łeb przy okazji wyborów. I tyle
Ale teraz!!! Różne reakcje, wasze vitalijkowe, oraz medialne, zewnętrzne (dziś 7 godzin byłam podsłuchawkowana do radia) mnie poruszyły. Wsadzę więc kij w mrowisko. Jeszcze głębiej. A że mnie mrówki oblizą... No cóż, taka ich mrówkowa natura. Kąsając, może jakaś mrówka zacznie myśleć...
Nóż mi się otwiera w kieszeni. Jak automatyczny scyzoryk. Że złości.
Na obłudę.
Chcą go uhonorować. Nadawać jego imię mostom, ulicom. A nawet nazwać jego imieniem nazwać Stadion Narodowy. A ja się pytam nieśmiało - za co? Czy tragiczna śmierć zrobiła z niego Wielkiego Polaka???? Co najwyżej ta śmierć spowodowała gwałtowną zmianę w stosunkach-polsko rosyjskich. Ale póki co - jest to ocieplenie chwilowe. Takie zmiany stosunków międzynarodowych ocenia się właściwie dopiero w szerszym zakresie czasowym. Więc za co ma być tak uhonorowany???? Cóż zrobił tak wspaniałego? Czy choćby tylko wielkiego?
Owszem, zginął tragicznie. Owszem, (jakoś tam) w trakcie wykonywania obowiązków. Ale ludzie tak samo jak on giną codziennie. Cieć, co dostał od złodzieja w głowę. Policjant, pobity na śmierć przez chuliganów. Kierowca karetki staranowanej przed tira. Kasjerka banku, zamordowana przed bandytę. Im się pomników nie stawia. Bo nie byli na świeczniku?.... Więc za co ???
Na obłudę numer dwa.
Jeszcze zeszłotygodniowe wydania gazet, tygodników pełne były artykułów o tym, że to kiepska prezydentura. Że nieodpowiedni człowiek na tak exponowane stanowisko. Że mądry, owszem, że erudyta, ale jednocześnie uparty, ulęgający zacietrzewieniu.
Tomasz Lis napisał felieton o tym, jak w Polsce siła najważniejszych stanowisk nie zależy od konstytucji, a od osobowości człowieka. Lis stwierdził, ze nigdy nie było i pewnie już nie będzie tak słabego prezydenta, jak ten obecny. Dzisiaj nie odważyłby się powtórzyć tego samego stwierdzenia. Kto inny zresztą z krytycznej braci dziennikarskiej teraz ośmieliłby się powiedzieć to głośno? Chyba nikt. W obawie przed linczem.
Z mediów już trzeci dzień sączy się nostalgia, jaki to był dobry, mądry, cudny Mąż Stanu..... To te same głosy, ci sami ludzie, którzy jeszcze we czwartek, jeszcze w piątek... Jedna vitalijka do mnie pisze "kiedy słyszę jakiego wspaniałego prezydenta straciliśmy - z ust tych samych osób, które wyrażały się do tej pory negatywnie o stylu sprawowania Lecha Kaczyńskiego, mam wrażenie, że tkwię w jakimś matriksie"
Wypowiadał się dzisiaj psycholog społeczny: Na pewno nikt przytomny nie powie dziś głośno: nie lubiłem Lecha Kaczyńskiego i miałem nadzieję, że nie wygra reelekcji, choć oczywiście wiele osób tak pomyśli. Politycy mogą wkrótce przeszarżować z wyrażaniem sympatii dla Lecha Kaczyńskiego, bo zachowania niektórych z nich, już dziś część z nas odbiera jako typowo polityczną hipokryzję. Włącza się myślenie: przecież oni się wcale nie lubili, przecież się zwalczali, a teraz jeden mówi, że zmarły był jego najlepszym przyjacielem....
Po trzecie.
Na robienie sobie zewsząd dupochronów, choć to dotyczy tylko wojska. W sobotę ze zdumieniem słuchałam listy w części dotyczącej przedstawicieli armii. Szef sztabu generalnego i szef BBN, no trudno. Wojska zmechanizowane, wojska lądowe... może już starczy? Dowódca garnizonu Warszawa. Chyba zwariował, po co się tam pchał? Dowódca sił powietrznych, jeszcze jeden. Dowódca Marynarki, po co tam marynarz? Okręty jakieś tam są?! Kutry? A na okrasę dowódca sił specjalnych. Tajniak w Katyniu??? POWARIOWALI???
Po katastrofie w Mierosławcu powstała w wojsku instrukcja bezpieczeństwa, aby nigdy wspólnej podróży nie odbywali dowódca i jego bezpośredni podwładni. Miało to zapewnić bezpieczeństwo pionowe. I to działa. Ale chyba nikt nie mógł pomyśleć, że armia postanowi na własne życzenie się narazić w sposób poziomy!!!! A jednak! I w poniedziałek słowa jakiegoś mandaryna wojskowego brzmiały dla mnie jak herezja. Że "odpowiednie procedury zostały zachowane".
Znajomi Kanadyjczycy i Amerykanie, rdzenni i Polonusy oczy przecierają ze zdumienia i mailami ślą mi słowa brukowane.
Po czwarte.
Na zrobienie show z tragedii. Mierzi mnie zwyczaj zapalania zniczy w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Taka moja osobista obsesja. W niedzielę, gdym rowerem na lotnisko jechała, szukałam kiosku ruchu otwartego. Znalazłam dwa. I do obu ludzie stali głównie po znicze. O ile po śmierci papieża ten łańcuch zniczowy wzdłuż Alei Jana Pawła wzruszał, to dziś budził moją niechęć. Próba powtórzenia na siłę tamtego przejmującego zdarzenia.
Drugi, nie-niepotrzebny, tylko nadmierny, to ten show na trasie przejazdu. Naprawdę, można to było bardziej elegancko zorganizować, w sposób bardziej stonowany. Gdym przejeżdżała drogą konduktu, to widać było, kto przyszedł w żałobie, z potrzeby serca. A kto na spacer z kumplami. A kto na widowisko. Przyznam się, że byłam w duszy zbudowana jednak ilością osób pogrążonych w smutku i żałobie. W czerni i w milczeniu czekali po prawie 3 godziny. Warszawiacy i ci, co przyjechali specjalnie, stanęli na wysokości zadania. Tak jak ten wielosetny tłum na Wirażowej, gdy lądowała Casa. Zamilkli...
Tak, vitalijko. To nie ja zrobiłam show z tragedii. Ja go tylko opisałam. Przyznając z dumą że zwyczajni ludzie stanęli ponad show.
Po piąte, na obłudę w wymiarze personalnym, osobistym.
Jedna z vitalijek napisała mi, że nie powinno się źle mówić o umarłych. Łacińska sentencja, z której pochodzi to powiedzenie tak dokładnie to mówiła o nierzucaniu kalumnii na zmarłego. A poza tym każda osoba publiczna poddaje się dobrowolnie osądowi publicznemu, i za życia i po śmierci. Czy to będzie polityk, sportowiec, aktor, członek rodziny panującej czy pisarz. I nie ma tak, że śmierć jakiejś osoby publicznej nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawia, że poglądy czy dzieła zmarłego zyskują na prawdzie. Na słuszności. Czy choćby tylko na atrakcyjności. I że człowiek popełniający błędy za życia, nagle z nich zostanie wybielony w chwili tragicznej śmierci.
Na niewiarę w naszą szlachetność. To po szóste.
Przecież my nie jesteśmy inni czy gorsi niż reszta ludzi na świecie! Silnie przeżywamy tę żałobę narodową. I prawdziwie. Powody są różne. Przede wszystkim stoimy bezradnie w obliczu katastrofy, która się zdarzyła. Solidaryzujemy się z poległymi, dlatego, że ich lubiliśmy, bądź po ludzku jest nam ich żal. Możemy przecież kogoś nie lubić, ale nigdy nie życzymy mu śmierci. W obliczu takiej tragedii musimy starać się oddzielić nasze sympatie i antypatie od zwykłego, ludzkiego współczucia, postawić się w sytuacji rodzin i bliskich ofiar. Zastanowić się, jak byśmy sami czuli się w podobnej chwili. Piszecie: nawet się go nie lubiło, a jednak żal faceta. I pozostałych ludzi
Po siódme na brak chęci sprawdzenia podstawowych faktów.
Przynajmniej tych dotyczących samolotów. Domorośli specjaliści lamentują nad tym, iż naszych władców wożą (sorry, woziły) stare samoloty, latające trumny, obiekty zabytkowe, itepe.
Bo proszę.
Air Force One jest konstrukcją z 1969, produkcja 1990. To model Boeing 747 -200B, a dokładniej Boeing 747-2G4B "Jumbo Jet". Teraz Tu-154, czyli ten Tupolew. Wprowadzony do eksploatacji w 1972 r., produkowany do 2001 roku. 14 samolotów tej serii PLL LOT nabył w 1986. Po 1989 roku Tu-154 zostały wycofane z LOT, jednak dwie maszyny typu Tu-154M Lux były używane przez najwyższe władze państwowe, samolot z numerem 101 został wcielony w 1990 roku. Cztery lata później został wcielony samolot z numerem bocznym 102 (rok produkcji - 1990)
W sobotę spadł samolot 101, wyprodukowany między 1986 a 1990.
Obie konstrukcje, radziecka i amerykańska, powstały w tych samych latach. Amerykańskiemu prezydentowi wystarcza samolot 20 letni. Nam ma nie starczać maxymalnie 24 letni?
Na zamykanie oczu na niewygodne fakty. Chyba po ósme.
Żeby stwierdzić, jak był odbierany Kaczyński na arenie międzynarodowej, trzeba czytać tamtejszą prasę, oglądać obcojęzyczne stacje. I to z różnych orientacji politycznych. A nie tylko nasze polskie po-relacje z obcych mediów. Zresztą obarczone linią gazety. Jeśli ktoś pisze, że tu w kraju "cwaniaczki z PO wykreowały jego niemedialność zagraniczną" to chyba nie wie, na czym polega siła i niezależność mediów, które od lat wielu są swobodne. Albo, że "za granicą Pan Prezydent był szanowany i podziwiany". No owszem, tak zawsze hurraoptymistycznie pisała prasa polonijna. Nasza! Polonijna! Albo że opieram swój pogląd na prezydenta na szymon show. Przyznam się, żem musiała szukać w góglach, co to takiego.
Ręka w nocniku.
Obyśmy my, jako naród, nie obudzili się z ręką w nocniku.
W ferworze vitaliowej dyskusji padły słowa: "(niestosowne pytanie "jak śmiał??" on sam chyba nie wybrał sobie takiej śmierci....?" Dotyczyło to mojego utyskiwania, że wróg mi zniknął. Oczywiście pisanego w pewnej konwencji. Ach, zresztą to samo prawie powiedział niedzielą Wałęsa " ja mu w tym momencie wybaczyłem, ale on mi już nigdy nie wybaczy"
A jeśli się okaże, że jednak sam sobie wybrał taką śmierć?????
Z racji bycia Polką - wolałabym, by odpowiedzialnymi za katastrofę okazali się inni. Okazała się pogoda. Że z gęstej mgły wychynął niespodziewany piorun i trafił samolot w nos. Że zawiniły warunki techniczne lotniska. Że maszyna była zepsuta, niesprawna. Że to rosyjski spisek.
Wszystko, tylko żeby się nie znaleźć z ręką w nocniku !!!!!
Corriere della Sera w poniedziałek przypomniał sytuację z Gruzji, z Tbilisi w 2008 roku. Pilotujący maszynę prezydencką nie zgodził się lądować z powodu niebezpiecznej burzy. Sprzeciwił się bezpośredniemu prezydenckiemu poleceniu. Wiecie, ile jeszcze był w wojsku potem? 2 i pół miesiąca. Zwolniony z powodu.... nieposzlakowanej służby.
Edit z dnia 15 kwietnia.
Proszę wybaczyć mój błąd. Duży. Biję się w nadpiersie, aż echo idzie. Nie sprawdziłam wystarczająco dokładnie. Wystarczyła mi fałszywa plotka. Pilot nie został zwolniony. Wręcz przeciwnie. Więcej wyjaśnień w najbliższym wpisie.
To poniżej to są ogólnodostępne fakty, tylko poskładane do kupy; proszę włączyć analityczne myślenie:
-samolot wyleciał z Warszawy o 7:23 czasu polskiego;
-odległość Smoleńska od Warszawy to 936 km
-samoloty pasażerskie takie dystanse przelatują w ponad 1,5 godz.
-uroczystości w Katyniu miały się rozpocząć o 9:00 czasu polskiego
-warunki pogodowe w Smoleńsku można było sprawdzić w momencie wylotu
-pas w Smoleńsku ma 1600 m długości ( jest lotniskiem wojskowym, MIGi 29 do startu potrzebują 240, a do lądowania 600 metrów)
-samolot TU-154 dla bezpiecznego lądowania potrzebuje pasa o długości 2000 m, choć wystarcza mu te 1600, ale przy doskonałej widoczności i luxusowych warunkach wiatrowych
-samolot był pełen VIPów, w tym ludzi o stanowiskach najwyższej rangi państwowej i wojskowej.
-najbliższe inne lotnisko jest w Witebsku, 124 km, to Litwa i też lotnisko wojskowe.
I tu cisną się na usta pytania:
- kto zaplanował wizytę w Katyniu w ten sposób, ze nie pozostawił żadnego manewru czasowego na gorsze niż idealne warunki? (można było wystartować np. dwie godziny wcześniej, ale to by znaczyło zerwać gości dwie godziny wcześniej)
- kto zaplanował lądowanie w Smoleńsku maszyną, która teoretycznie już w momencie wylotu miała małe szanse na szczęśliwe lądowanie ( długość wymaganego pasa do lądowania!!!)
-kto zgodził się na naszpikowanie jednego samolotu taką ilością VIPów, że zagroził naruszeniem ciągłości władzy w kraju?
-dlaczego tak wielu VIPom zależało na pokazaniu się w Katyniu? (zbliżające się wybory?)
-kto tak naprawdę podjął decyzję, że samolot musi natychmiast tu lądować? (no bo jak to będzie wyglądać medialnie, gdy delegacja prezydenta się spóźni kilka godzin na transmisję TV, lub nie daj Boże w ogóle nie doleci, a przecież premierowi 7 kwietnia się udało?)
Wyobraźcie sobie, jak muszą cierpieć rodziny pilotów, o których śmierci mało się mówi, natomiast bez pardonu mówi się, że to oni najprawdopodobniej podjęli złą decyzję o lądowaniu.
Samolot pilotował kapitan. Nie piszę tego jako stanowiska, tylko miał taki stopień wojskowy. To jednak mało. Ale ten facet od razu po skończeniu Dęblinianki został wzięty do jednostki wożącej prezydenta i premiera i innych. I w międzyczasie ukończył mój wydział, o czym doczytałam dopiero teraz. Zdolniacha, politologiem został dodatkowo.
Ale był tylko kapitanem. Mogę sobie bez trudu wyobrazić sytuację, gdy w samolocie zaczyna się robić ciasno w czasie. Prezydent jest Naczelnym dowódcą Armii Polskiej. Jest szef sztabu generalnego. I jest bezpośredni dowódca Sił Powietrznych. Jeżeli oni wszyscy KAZALI mu lądować?.... Jeżeli SAMI SPROWADZILI ŚMIERĆ ?....
Bardzo się tego boję.
Świadkowie mówią o czterech okrążeniach lotniska. Jeśli ktoś choć raz stał na lotniskowym pasie podejścia, to wie, że samoloty nie obniżają lotu pędząc po okręgu. Pilot te cztery razy próbował lądować. Za wszelką cenę.
ps
I proszę mi nie robić wyrzutów, że wspominam o braku urody pani prezydentowej. Przecież nikt by nie śmiał powiedzieć, że była piękna. Ani nawet, że była ładna. Ale w jej przypadku nie o urodę chodziło. Nastała po eleganckiej i ładnej Kwaśniewskiej. Na początku zrobiła fatalne wrażenie, zaniedbana mysza przy zajętym mężu. Ale chwilę później zajęli się nią styliści. Urody nie poprawili, ale dali jej oprawę. I ta kobieta zabłysła!!! Bo okazało się, że jest mądra. Zna wiele jeżyków. Potrafi mieć inne poglądy niż mąż. Przyznam się, że szczerze ją podziwiałam. Ale przecież nie za urodę! I nie za to, że na swojej stronie internetowej odejmowała sobie lat. Ale za to, że nadała inny wymiar naszej Polskiej First Lady. Elegancka, mądra, stanowcza, zawsze w obronie męża. I jednocześnie odporna na ciosy. Pamiętacie chyba, jak rydzykowe radio nazwało ją czarownicą, bo się publicznie nie zgodziła z ich stanowiskiem antyaborcyjnym.
Z myszy stała się damą. Prawdziwą.
Dziś jest necie piękne wspomnienie Magdaleny Środy o pani Kaczyńskiej. O dowcipie, jaki zrobiła zaproszonym dziennikarkom na 8 marca. Podała lurę herbacianą do picia. Ohydne ciasteczka. Zamokłe słone paluszki. A potem panowie wnieśli kartony z pudełeczkami rajstop, rozdawali te rajstopy i wręczali goździki. I jeszcze pokwitowanie. Kto pamięta tamte czasy, doceni finezję dowcipu. Słabsza kobieta by się na coś podobnego nie zdobyła.... Potem była oczywiście wyśmienita kawa.
ps 2
Od jutra chyba wrócę do grzecznego i łagodnego opisywania wagi, diety, aktywności. Pisanie "politologiczne" wyczerpuje. Konstruowanie zdań, formacji, ciągów myślowych męczy. Skupienie dręczy. Ale jaka potem frajda!! Dziękuję perfidnie za danie mi inspiracji.
I dziękuję vitalii1959 za.. hm, badania źródłowe.
dopisek z wtorkowej popołudniowej chwili, bo kilka osób uparło się poznać moje zdanie w kwestii prezydenckiego pochówku na Wawelu
no więc tym Wawelem to ja nie wiem, co myśleć.... nie umiem sprawdzić, czy to miejsce władców czy Wielkich..... jeśli władców, to jak najbardziej ok, w końcu to pierwszy powojenny zmarły prezydent, wcześniejsi żyją.... ale jeśli jako Wielki ma być tam pochowany, to.....litości...... podano w oficjalnym komunikacie, że to decyzja rodziny... nie sądzę, żeby córka, ta młoda kobieta wyraźnie ma już dość medialności, na lotnisku było widać, zaś chora matka o niczym nie wie, więc brat??.... to decyzja brata ??? . . .. . . jeśli tak - to wygląda to na brutalne zbijanie popularności
ale ponieważ nie wiem - to nie zajmuję stanowiska
zaś wybór rodziny Kaczorowskiego podoba mi się jak najbardziej
sspaula
13 kwietnia 2010, 12:15sama prawda, tylko prawda w 100000% zgadzam się i pod każdym osobnym słowem osobiście podpisuję własnoręcznie!!!!!
bbbbwro
13 kwietnia 2010, 12:07szkoda, ze nie przeczytałam wczesniej, darowalabym sobie swoj nieudolny wpis. Szacun na dzielni, jak mawia Czwartek (swoją drogą skąd ośmiolatek zna takie teksty????)
DuzaPanna
13 kwietnia 2010, 11:52bo ja już nie muszę nic dopisywać :) Zgadzam się z Tobą całkowicie.
Swalloww
13 kwietnia 2010, 11:35No i w końcu coś madrego! Ja tez zastanawiam sie czemu nagle mówia o nim "przyjacie" "wielki polak". Nie ważne.
Diabeleria
13 kwietnia 2010, 11:32Powinnaś pisać felietony.
nadzieja1979
13 kwietnia 2010, 11:27mądra z Pani kobieta, piękny tekst, bardzo ciekawie skonstruowany...ale ja i tak zapaliłam znicz ...bo zrozumiałam, że życie jest ulotne i kruche, a ludzi doceniamy dopiero wtedy , gdy ich zabraknie... Pozdrawiam ciepło.
Bettynka
13 kwietnia 2010, 11:08Najbardziej żal mi Pilota i jego rodziny. Co muszą czuć jego bliscy .. ?? Stracili kogoś, kogo kochali, tęsknią, przeżywają rozpacz, muszą sie zmierzyć z identyfikacją .,.. i wciąż słyszą "TO WINA PILOTA" .. !! Dajccie im spokojnie odejsć i odpocząć.
Bettynka
13 kwietnia 2010, 11:04do CIebie zaglądać .. Jestes madrą kobietą .. Każdy ma prawo do swoich poglądów politycznych, upodobań .. ale niech każdy również pozostanie przy swoich racjach do konca - mnie równiez drażni obłuda płaczu i żałosći tych, którzy pluli na każdym zakręcie jadem. Jest mi przykro, bo to tak wiele kludzi - tyle rodzin w bólu. Pozdrawiam Jolu.
Dareroz
13 kwietnia 2010, 10:56kochana, czemu Ty do jakiejś gazety nie pisujesz??? Kije w mrowisko to coś, co oprócz tragedii narodowych, Polacy lubia najbardziej i do czego niedługo wrócą- w sobote o 18.01... Wczoraj mówiłam moim dzieciakom o tym, że żałoba została ogloszona nie tylko dlatego, że zginął Prezydent, ale dlatego, że było tam też 95 innych ważnych i "mniej ważnych" ludzi, ale każdy z nich miał jakąś rodzinę- wspomnialam tu o Twojej koleżance i jeszcze jednej koleżance Vitalijki, okazalo się, że uczennicy mamy koleżanki mąż też tam był... Świat jest mały, życie zawsze za krótkie. To, co mnie zmierziło wczoraj, to opis na gg mojej Przyjaciółki, która suchej nitki nie zostawiała na L.K., a teraz pali wirtualne świeczki.. Racja- szopka. Podobnie nie rozumiem tego, jak na murze pod polską ambasadą mogą zapalać znicze? po co? żeby do gazety trafić? Mamy w Sztokholmie pomnik ofiar katyńskich- tam jakoś pustawo...
tulip24
13 kwietnia 2010, 10:45A mnie najbardziej wczoraj ugryzły w dupę insynuację Rydzyka i Macierewicza, że katastrofa samolotu to wynik spisku Platformersów, mediów i Rosjan. I że Sikorski rzekomo sugerował Prezydentowi żeby zrezygnował z lotu, niby go ostrzegając... Że teraz "dziwnym trafem" PO jest teraz w wymarzonym położeniu...
warrlady
13 kwietnia 2010, 10:26Jeżeli pozwolisz, to chętnie również podpiszę się pod Twoim tekstem. Doskonała analiza faktów i trafnie skonstruowane pytania. Aż chce się to cytować.
pinia0
13 kwietnia 2010, 10:24Chyba w niedziele , słuchałam antyradia , prowadził Loroch. Jeden z słuchaczy miał taką myśl, że na pilota mógł być nacisk" z góry" ( w sensie z tyłu samolotu ) Tego się pewnie nie dowiemy z różnych przyczyn. nawet jak to by było zapisane w czarnej paczce to nie wyjdzie na światło dzienne........Jola, fajny masz styl pisania , ja lubie czytać takie elaboraty....Pozdrawiam:)
jasowaa
13 kwietnia 2010, 10:22Zgadzam sie z tym, te tak ekstremalna proba ladowania nie byla wina pilota. Na ewno ulegl wielkiej presji wszystkich 'wielkich', ktorym bylo spieszno /na tamten swiat/. Sytuacja zbiezna do tej sprzed kilku lat i odmowy innego pilota ladowania w fatalnych warunkach...aradoks zas olega na tym, ze wina i tak obarcza pilota, bo przeciez nie prezydenta...Nikt po jego smierci nie powie ze podjal fatalna , bezmyslna i glupia decyzje. ps. a mi szkoda stewardess i wszelkich anonimowych ludzi, o ktorych nitk nie mowi.
minako21
13 kwietnia 2010, 10:17cała prawda i zgadzam się z nią w zupełności
paulinka40
13 kwietnia 2010, 10:15lecialam od deski do deski i nie ukrywam,ze wiele z tych zdan wplynie rowniez i na moje poglady. a co mysle?ciezko jednoznacznie sie okreslic.tak czy siak,wiem,ze tragedia to tragedia i nie wazne czy to piekny i bogaty..kazdy umrze i niestety nie zabierze ze soba nic procz duszy i nie pozostawi nic wiecej jak tylko wyrobionego zdania i czynow po sobie.oby byly jak najlepsze
Magduska1983
13 kwietnia 2010, 09:57przeczytałam ten wpis wielokrotnie, by nie zostac posądzoną o nieumiejętne czytanie ze zrozumieniem i pozwolę sobie na kilka słów, które dotyczyc będą RÓWNIEŻ kilku komentarzy pod nim, zacznę od tego, że najwięcej się mówi o prezydencie-w końcu jakby nie było zginęła głowa państwa, a że to akurat był Lech Kaczyński? czy gdyby prezydentem był ktoś inny, to mielibyśmy bardziej prawdziwe szow??? wydaje mi się, że tu chodzi o sam fakt, że zginęła PARA PREZYDENCKA, przedstwawiciele Nas Polaków, nie będę pisac jakim był Kaczyński prezydentem, nie mnie to osądzac. Odnośnie nazw ulic- z tego co ja zdawkowo usłyszałam, to plan taki, by nie tylko nazwiskiem Kaczyńskiego nazwac ulice, ale też nazwiskiem Kaczorowskiego i to jakoś nikogo nie razi (i tu moje sprostowanie JA NIE PORÓWNUJĘ LUDZI, ALE FAKTY I WYDARZENIA) po trzecie media cały czas podkreślają, że zginęło blisko 100 osób i tu chodzi o rozpacz za wszystkich a nie ja jednego i na koniec postawię pytanie Czy gdyby prezydentem swego czasu został Pan Tusk i gdyby to on leciał tym cholernym samolotem i gdyby to on zginął (Boże uchroń nas Polaków od takiej tragedii) to czy polskie poruszenie byłoby bardziej prawdziwe??? czy żal byłby bardziej prawdziwy??? Media identycznie zachowywałyby się wspominając Go, a tym co pluli na niego jadem byłoby wstyd I na odchodne przepraszam, że może nie umiem w sposób czytelny i jasny wyrazic zdania swego, alem młody szczawik i osobiście wolę rozmowy osobiste niż spory pisane
nikaa1982
13 kwietnia 2010, 09:54Zgadzam się ze wszystkim ...
Sue81
13 kwietnia 2010, 09:52od deski do deski przeczytane, zrozumian i nadszedł czas na przemyślenia :) wkońcu coś rozsądnego, zdystansowanego od całej tej medialnej "bańki mydlanej"
galaksy
13 kwietnia 2010, 09:43Nie ze wszystkim się do końca zgadzam, ale z absolutną większością tak. Mam wrażenie, że napisałaś i uświadomiłaś mi wiele spraw, które kołatały mi się gdzieś w głowie i nie chciały wyjść same na zewnątrz. Obłuda w TV jest koszmarna. Nie mogę jej już znieść. To, co niektórzy politycy mówią, także w radiu, woła o pomstę do nieba, przecież jeszcze tydzień temu pluli jadem. Ponadto te wszystkie szczegóły opowiadane po raz setny na każdym kanale. Od samego początku myślałam tylko o rodzinach i nie zastanawiałam się, jacy wspaniali byli ci, którzy zginęli. Byli ludźmi, niedoskonałymi, jak większość z nas.
atena28
13 kwietnia 2010, 09:42wydaje mi się że naprawdę wsadziłaś kij w mrowisko, ale przynajmniej jesteś szczera , jestem pod wrażniem. pozdrawiam