ufffff...
Względnie odrobiona jestem, wyremontowana prawie, wyurlopowana i przytyta sporo...
Ale od początku....
w połowie lipca wyprawiłam dzieci z dziadkiem na wakacje do rodziny, mieliśmy z mężusiem wolny weekendzik, a wiadomo, jak nie ma w domu dzieci to jesteśmy niegrzeczni:))
no i postanowiłam wybrać się w "podróż zagraniczną" z mężem oczywiście dla towarzystwa jako jego osobista tirówka:) Tydzień w aucie.... sam na sam z mężusiem, no fajnie było.
pomijając ciasnotę, upał, hałas na parkingach no i siusiu...Waga po powrocie 74...
Ale obiuecywał że mnie kiedyś zabierze, nadzrzyła się okazja no i bęc..pojechałam. Wprawdzie niewiele widziałam, Niemcy i Luksemburg, ale zawsze to coś. Akurat miał załadunki i rozładunki w centrum więc mogłam się przyjrzeć z bliska miastom.
po tygodniu wróciliśmy, krótka drzemka, kilka godzin w domu na kąpanie i sen i dalej w drogę do dzieci, do rodzinki:))) No i tam nam urlopik upłynął w ciszy i spokoju wśród lasów i rzek i jezior...
wypoczęłam, diety przestrzegałam pół na pół, czego efektem są nadprogramowe 3 kilo.... dzisiaj rano 76,3 :((( Ale kuchnia była przepyszna i coby nie urazić gospodyni jadłam prawie wsio, od czego nie dało się wymówić....
Próbuję się oszukać i paska na razie nie ruszam, wczoraj Monti 100%, dzisiaj zakupy całodniowe i sałatkę na obiad wszamałam w McD, i szejk wanilia musiał być...
Dumna z siebie to ja nie jestem ale od poniedziałku działam po 30 minut steppera a dzisiaj było nawet 50 brzucholców.
To tyle u mnie...
Mam nadzieję że uda mi się wrócić do diety na 100%. Chociaż podobno Monti za kolejnym razem nie przynosi już takich efektów.
życzcie mi wytrwałości....
A teraz kilka foci z wyjazdu:)
Tak wygodnie mi się jechało...
Moje skarby nad rzeką:)
Ja na plaży nad jeziorkiem...
A to wypad rowerowy na Lubiewo. Ja jak zwykle na suchym lądzie:))
Dobrej nocki, buziaki dla Was:))