... dobiję do 80 tki...
Jeszcze w tak zastraszającym tempie nie tyłam. Aż się dziwię - nie pożeram aż tak dużo,co jest!
Zmiana hormonów...? Ale w końcu był to powrót do używanych przed 3 miesiącami, a nie zmiana?
No tak: zero ruchu i słodycze.
Chrom i skrzyp wędrują do kosza - 5 dni atakowego bólu brzucha i mdłości po łyknięciu to nie przypadek. Ech ten mój organizm, wszystko źle znosi. Szkoda, że po chipsach i krówkach czuję się nieźle.
Rośnie mi fałda brzuszna... co dzieje się dopiero jak przybieram DUŻO...
Trochę zaczynam się załamywać, a weny brak...
Może inaczej, silnej woli brak. Zupełnie...
Rany, to ciało jest w moich rękach! Muszę o nie zadbać, kto jak nie ja!!!
Boli mnie kręgosłup, stawy i mam ciągle jakieś wysypki!
Kiedy jestem lżejsza, zdrowsza, gdy więcej się ruszam - tych problemów nie ma!
Za słaby argument?! Do licha!
Liczyć, liczyć. liczyć!!! I nie przekraczać!!!
bułka ciemna 220, łosoś 50, ser 25, marg 10, kawa 40 = 345
jabłko 50, 4 mandarynki x 25, kawa 15 = 175
zupka porowa 150, bułka pszenna (wyjątkowo bo nie przepadam)+ masło 300 = 450
śliwki węgierki 50g 140, "szarlotka" 100, jogurt z musli 200, frugo 100 (o żesz! ) = 590
TO SOBIE ZROBIŁAM "PODWIECZOREK, WRRR
LEPSZE BY BYŁY 2 KRÓWKI
CHCE KOPA!!!!!!!!!!!!
1560
a kolacja?