Ledwo żyje Z racji że wyjątkowo letnia pogoda tego jesiennego lata postanowiłem sie wybrać na rowerową wycieczkę. Celem podróży była nazwijmy to przewrotnie - letnia rezydencja która mieści się tam gdzie psy dupami szczekają ;)
Jadąc tam główna trasą jedzie się 24 km
Jadać bocznymi wiejskimi drogami
znając droge jedzie sie tam 30 km
JA musiałem przejechać 40 km zanim tam dotarłem, a właściwie trafiłem ledwo żywy na miejsce. A taki byłem przygotowany... przejrzałem wczesniej trase w internecie, wziąłem ze sobia GPSa. Skończyło sie na tym że co pare minut pytałem miejscowych o drogę (TAK, TAK, faceci też czasem pytają o droge;)) Znajomość trasy na nic sie zdała jak nie było żadnych oznakowań, czy to nazw ulic czy to drogowskazów do danej wsi. GPS też nie pomógł bo nie było tych małych dróżek zaznaczonych na nim. Zadziałało tylko stare poczciwe "Przepraszam, jak dojade do..." :)
Gdy już dotarłem do mojego "Castel Gandolfo" byłem wstanie tylko zjeść przygotowane wczesniej kanapki, napić się słodkiej herbaty i pójść spać na jakieś 2 godziny. Gdy wstałem musiałem sie psychicznie przygotować do jazdy powrotnej co zajęło mi kolejne 2 godziny. Nauczony wcześniejszymi niepowodzeniami wiedziałem już jak jechać i trasa powrotna zajęła mi "tylko" 31 km
Czyli w sumie przejechałem dziś 71 km co jest całkiem dobrym wynikiem. Boje się tylko czy nie zraziłem sie do roweru bo na samą myśl o nim robi mi sie słabo (a własciwie słabiej bo jeszcze dochodze do siebie)
Dodatkowo rada dla wszystkich, przy takich trasach trzeba robić przerwy i zjeść jakieś węglowodany. Ja byłem po tych 40 km tak wypalony z glikogenu że pewnie spaliłem z 0,5 czystego tłuszczu (ale jakoś to przeżyje;) ) Jak wracałem to w połowie drogi zjadłem ostatnią kanapke jaka mi została, dzięki temu jakimś cudem byłem w stanie wrócić, inaczej pewnie dalej bym się błąkał po tych stepach akermańskich ;)
DOBRA kończe bo jak będzie za długo to nikt tego nie przeczyta