Czuję głód, nieustający głód, potworny głód i tak od wczoraj. Nie wiem, czy zima znowu idzie, czy co, ale nie potrafię się nasycić. I tak podjadam wszelkiego rodzaju dietetyczne zapychacze – była zupa, pomarańcze, sałatka, chlebek ryżowy, jakaś tam kanapka, a ja dalej głodna. Nawet prażynek bekonowych trochę zjadłam i dalej byłam głodna. Obudziłam się głodna, co mi się nie zdarzyło od co najmniej miesiąca. Mój Pan twierdzi, że jestem jedyną osobą jaką zna, którą potrafi obudzić w środku nocy głód.
Dzisiejszy brak słońca odbija się na mojej psychice. Od 18 roku życia regularnie spadają na mnie stany depresyjne, w czasie których mój mózg z zawrotną prędkością produkuje nieprzyjemne myśli. Niedorzeczne, abstrakcyjne i koszmarne, a gdy mam spadek formy psychicznej, nie potrafię z nimi walczyć. Jest to jeden z powodów mojej obecności tutaj. Potrzebuję jakiejś systematyczności, konsekwencji. Chcę wyrobić w sobie nowe nawyki, dobre nawyki. Wtedy i tylko wtedy będę mogła osiągnąć wyznaczone cele, ale o tym kiedy indziej.
W połowie stycznia mój Pan specjalnie dla mnie przyniósł rowerek stacjonarny. Był to nie lada wyczyn – dwie przecznice i 6 pięter (nie mamy windy). W dowód wdzięczności miałam tego rowerku używać, aż do momentu osiągnięcia docelowej wagi. Pedałowałam przez prawie miesiąc z kilkoma dniami odpoczynku „przemierzając” blisko 340km. Nie stosowałam wtedy żadnej diety, ani nie zwracałam jakiejś szczególnej uwagi na to co jem, dlatego na wadze ubyło mi dokładnie 0 (zero). Zniechęcona tym porażającym wynikiem zaniechałam dalszych „wypraw rowerowych”. Teraz jednak pragnę do tego powrócić, aby zwiększyć efektywność mojego odchudzania i żeby mnie wreszcie stawy przestały boleć. Dlatego oto co następuję:
Czas: 30 dni
Dystans: minimum 500km (ok. 16,6 dziennie)
Metoda: interwały – 10 min spokojnej jazdy na rozgrzewkę, potem 2 min na max obciążeniu i 4 min na średnim, całość zakańczam 10 min spokojnej jazdy. Pojedyncza sesja trwać będzie ok. 60 min
Cel: schudnąć 4-6kg
Do tego dorzucam Squat challenge.
Na zakończenie fragment książki, która mi wpadła w łapki i którą chyba przeczytam.
„Całe nasze życie, tak dalece, jak dalece ma ono określoną postać, nie jest niczym więcej niż zbiorem nawyków” — napisał William James w 1892 roku[2]. Większość codziennie dokonywanych wyborów może się nam wydawać rezultatem dobrze przemyślanych decyzji, ale tak wcale nie jest. Są one nawykami. I choć każdy nawyk sam w sobie znaczy raczej niewiele, to jednak z czasem takie kwestie, jak rodzaj zamawianego jedzenia, słowa wypowiadane każdego wieczoru do naszych dzieci, to, czy oszczędzamy, czy też wydajemy wszystkie zarobione pieniądze, jak często wykonujemy ćwiczenia fizyczne, jak porządkujemy własne myśli i w jaki sposób pracujemy — mają potężny wpływ na nasze zdrowie, wydajność, bezpieczeństwo finansowe i poczucie szczęścia. Pewien artykuł opublikowany przez badacza z Duke University w 2006 roku[3] wykazał, że ponad 40 procent działań podejmowanych każdego dnia przez ludzi było nie ich świadomymi decyzjami, a nawykami.
Fragment książki „Siła nawyku” Charles’a Duhigg’a.
Kolor wiosny
Ps, wpadły mi do głowy dwa projekty, które mogłyby nam pomóc i uprzyjemnić odchudzanie. Muszę sobie tylko to poukładać w głowie. O postępach będę informować na bieżąco ;]