dzień 6,7 i 8
Dnia 6 nie było. Miałam urodziny więc mam nadzieję, że rozumiecie co to znacz:P
Ale dzień 7 już grzecznie:
śniad- kiwi
2śniad- jogurt pitny i 3 wafle ryzowe
obiad- pomidorowa ( salaterka)
kolacja piers z kurczaka z piekarnika
Dziś czyli dzień 8:
śniad- pare gryzów chleba sojowego z chudą wędliną i pomidorem
2śniad- jajecznica na szynce
obiad- jogurt pitny 0%
kolacja- łyżka kapusty młodej i pierś z kurczaka
Generalnie brzuch fajniejszy
Dzień 4, dzień 5
Wczoraj byłam na juwe w kato. Przez cały dzień jadłam pięknie i ciągle myślałam o tym żeby tego nie popsuć. Popsułam.
śniad - jajecznica
2 sniad - grejpfrut
obiad - pierś z kurczaka
kolacja- orzechy laskowe
do tego momentu było pięknie, ale około 3 nad ranem podjechaliśmy do mc donalda... oj. 2x hamburger.
Dziś.
śniad - brak ( wstałam o 11, czyli w porze mojego planowego 2 śniadani)
2 śniad. - jajecznica
obiad - orzechy ziemne
kolacja - pierś wędzona z kurczaka...
Lepiej, ale kusi mnie żarcie. Tym bardziej, że mi smutno dziś trochę.. Baj.
Dzień 3
śniad. - jajecznica na chudej szynce
2śniad - gruszka
obiad - gotowane warzywa + kurczak z warzywami ( byłam na zakupach i zdupiłam to..:( )
kolacja - grejpfrut
Przynajmniej zakupy mi się udały:) A dietowo? Masakra, już czuję że powoli mnie opuszcza motywacja. Ale czemu się dziwić skoro często chodzę głodna. Trudno. Skończę ONZ, pomyślę później co dalej. Idę czytać:)
Dzień 2
śniad: grejpfrut
2śniad: pomarańcza
obiad: gruszka
kolacja: pierś z kurczaka + 1,5l wody + ok. 6km rower
Po 2 dniach brzuszek mniejszy, mniej wzdęty. Głodna, ale szczęśliwa.
Wróciłam- dzień 1- done!
Witam po raz nie wiem który. Zważywszy na to, iż przypomniało mi się zupełnie przypadkiem o rychłym końcu świata nadchodzącym w roku 2012 (sic!) , postanowiłam wszakże kończyć ze światem pod postacią cudownej, CHUDEJ boginki. Ot co. Będę chuda.
Dzień 1:
śniad.- jabłko z cynamonkiem
2 śniad. - jabłko
obiad - gruszka
kolacja - pierś z kurczaka i brokuły na parze
i duuuużo wody.
Mało, ale tak niestety wygląda ONZ. Będę chuda. Amen!
KUPOWY WSTYD CZYLI O TYM, DLACZEGO PO DIECIE NIE
WOLNO JEŚĆ WSZYSTKIEGO...
OOOh. Tłusty czwartek był tłusty. Zjadłam 2 pączki i nuggetsy z knorra smażone na oliwie... No i dzisiaj widoczne były tego efekty... Ze wstydem acz ku przestrodze opowiem o mojej karze za obżarstwo...
Siedziałam dziś cały dzień u chłopaka w domu. Był jeszcze jego brat i tata. Siedziałam tam od rana,około 14 wyszliśmy na spacer... I wtedy się zaczęło... Generalnie należę do tego typu ludzi, którzy brzydzą się kupy, rozmawiania o niej i żyją w przekonaniu, że kupa nie istnieje- to w skrócie. Kontynuując, zaczęło mi się zwyczajnie chcieć do kibla. Ale jak! Nie mogłam normalnie iść. A oczywiście nie przyznam się kochanemu jaki mam problem bo może on też myśli, że ja kupy nie robię ( tylko chyba kwiatkami się załatwiam...) No i tak z godzinę biłam się z myślami. Robiło mi się coraz bardziej słabo, autentycznie. Zaczął strasznie mnie boleć brzuch. W końcu przyznałam się o co chodzi. Kochany oczywiście chciał mi pomóc- podgłosił muzykę itp. Poszłam do kibla. Ale tak się stresowałam, że w efekcie do niczego nie doszło. A później było tylko gorzej. Nie mogłam się ruszyć, zrobiłam się blada, brzuch bolał i dostałam jakiś dziwnych drgawek. Nie wiedziałam o co kaman. A do kibla iść nie chciałam bo to wstyd przecież. Maskara. K. przykrywał mnie kocem, poił gorzką herbatą... nic. W końcu w ogromnym poczuciu wstydu poszłam, zasmrodziłam i zapierdziałam łazienkę. Ale Boże! Co to była za ulga! Jak ręką odjął... Aktualnie siedzę i podśmiechuję się z sytuacji, ale wtedy nie było mi do śmiechu.
Wnioski z tej głupiej historii są takie, iż nie wolno rzucać się na wszystko co istnieje i jest zdatne do spożycia. Ja to traktuję jako moją osobistą porażkę- nawpieprzałam się, olałam dietę i teraz mam. Przed bratem ukochanego jeszcze pewnie przez jakiś czas będę się czerwienić... Także trzymajcie się dziewczyny! :)
Minął tydzień. Nie schudłam...
Minął tydzień diety.. A waga w miejscu. Nie mam pojęcia o co chodzi, ale przez tę porażkę najchętniej rzuciłabym się na jakieś chipsy albo inne paskudztwo. Wczoraj piłam piwo wieczorem ( był koncert, trochę lipa przez 5 godzin o suchym pysku siedzieć...:|) może to jakoś zatrzymało wodę...Aj. Idę porobić brzuszki.
Chcę wierzyć!
Przecież tylu osobom udało się osiągnąć sukces w odchudzaniu. Dlaczego mnie miało by się nie udać?:)
Mam wsparcie. No i widzę siebie chudą. Taką idealną.
Dziś w 1200kcl się zmieściłam, ale żarełko trochę śmieciowe było :| Byłam u Ukochanego cały dzień i obiad wszamałam u niego. I były to 3 małe ziemniaki, trochę kapusty kiszonej i mały kawałek ryby.. w panierce... Ale reszta dnia była już grzeczna:) Z resztą nie chcę mi się za bardzo wierzyć w to, że ta ryba mi się jakoś "odbije" na diecie. Bez przesady.
Poza tym. Jak ja nieziemsko nienawidzę ćwiczyć. Kupiłam skakankę. Wytrzymuję 3 minuty :D No ale staram się... I zmuszam do brzuszkowania. Narazie 100 dziennie. Dobra, idę czytać co u Was. Będzie dobrze!
Przecież nic nie muszę!
No jak? Przy wzroście 163cm ważę 67kg. Za dużo. Na pewno?
Zaczynam wątpić w to kiedy mijam osoby OGROMNE, wielkie, grube po prostu. I nie umiem spojrzeć na nie inaczej niż na GRUBE. Przy nich ja wyglądam jak bogini.
Dziwne to. Bo zapewne dziewczęta w rozmiarze XS o mnie myślą to samo...
Choć nikt nie mówi na mnie- gruba. Parę osób powiedziało, że przytyłam.
Ale ja nadal nie przekroczyłam w sobie granicy "grubasa".
Nie założę każdego ubrania. Ale w większości wyglądam kobieco. Mam wybór.
Potrafię powiedzieć co mi się w sobie podoba. Czy to narcystyczne?
Mam cudownego, przystojnego faceta. Dziewczyny oglądają się za nim kiedy idziemy ulicą. Jestem tego świadoma. Ale najpiękniejsza dla niego jestem ja. I tego też jestem świadoma.
Często mam chwile, że myślę o tym jak zmieniło by się moje życie gdybym schudła 10kg. Ale zaraz potem myślę, że przecież jestem szczęśliwa! Oczywiście, mogłabym być bardziej. Ale teraz rodzą się ostatnie już pytania. Jak przekroczyć w sobie "granice grubasa"? Jak obrzydzić siebie sobie?
To chyba musi być z zewnątrz. Muszą zacząć wołać za mnie : gruba, obcy ludzie.