Codzienność
Waga stoi. Moja. Jutro odbiorę wynik TSH (na tarczycę). Chyba znowu niedomaga, zero energii, jakoś tak do kitu. A to oznacza, że nie tylko nie schudnę, ale zacznę tyć. Czuję się jak w tej reklamie, gdzie kobitka utyła w jedną noc. Taka napompowana. Rano zanim wstanę sprawdzam ręcznie :)
Ani nie mam pomysłu na urodzinowy prezent dla córki, ani chęci do ruchu, najlepiej, to żeby mnie nosili w lektyce z kuchni do pokoju, bo za daleko iść :)
Napadłam na Rossmanna i nabyłam tabletki LINEA, jedną zjadłam. Mają hamować głód, ochotę na słodkie i zmniejszać przyswajanie węglowodanów. Oby!
LINEA, herbata Pu-erh i błonnik - może dam radę. Bardzo lubię Polski Błonnik firmy GRANEX, w granulkach, nadaje się do chrupania przed tv, jak ktoś nie może się od chrupania powstrzymać :) Potem pije się wodę jak smok, a potem "trzyma" i skutkuje. Jest smaczny. U nas widziałam w Kauflandzie, w innych marketach nie ma.
Nie wiem, czy też tak macie, ale od kilku lat najwięcej tyję wiosną i w czerwcu ważę najwięcej. Potem zrzucam trochę latem, jesienią jakoś trwam, a potem znowu to samo. Taki cykl roczny. A w czerwcu chciałoby się ubrać strój kąpielowy i wyglądać w miarę. Nie mówiąc o tych wszystkich letnich ciuszkach.
Ha! kupilam wczoraj bluzkę koszulową, ma taki sprytny deseń (białe paseczki na czarnym), tak uszyte, że wyszczupla. Do tego wcięcia i zaszewki, nawet daruję jej te okropne rękawy 3/4, skoro nagle mam talię :)
Linessa
Ha! Napadłam dzisiaj Lidla w celu kupienia produktów Linessa. Wymiecione były te produkty....serek żółty ostatni, topiony ostatni, kielbaski przedostatnie, jogurtów nie było, serki tylko stały w dużych ilościach. Szkoda, że same owocowe, mógłby być też naturalny. Kupiłam waniliowy. Czytam etykietki, liczę kalorie i cieszę się, bo można sobie pojeść więcej, a nie dwa razy machnąć łyżeczką i zaskrobać o dno kubeczka po małym serku.
Do domu wróciłam głodna jak smok i .....to nie jest dobry pomysł nie mieć nic w pogotowiu, na teraz, zaraz natychmiast!!!!! Zanim te warzywka doszły na parze......Ale łosoś to zdrowe tłuszcze, prawda? i o dziwo tylko 176 kcal.
Plus kajzerka.
Dwie kajzerki.
Jak się postaram, to jeszcze zmieszczę się w dzisiejszej normie kcal/dzień.
A herbatka czerwona pu-erh działa wyśmienicie, codziennie na jelita.
Jakie macie odstępy miedzy posiłkami? Ja mam śniadanie 7:00, II śniadanie 10:30 i do obiadu o 15-16 umieram. III śniadanie ?
Mały grzeszek ;)
Huraaa.... trzymam się 72 kg. Pomimo, że "zgrzeszyłam".
Mama zaprosiła mnie do cukierni na kawę i ciastko, no przecież nie odmówię. To był dzień rozpusty, żeby potem łatwiej wytrwać w postanowieniach ;) Mama w omijaniu cholesterolu, a ja kalorii.
No i upiekło się ;)
Po grypie
Chyba już po grypie, ale pole walki spustoszone - nie pamiętam kiedy byłam taka słaba.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie kwitnący ogród, kotkę wygrzewającą się wśród trawy i ciepły wiatr :)))))
Grypa
Mam grypę z gorączką, ale diety przestrzegam. Zresztą nie chce mi się jeść, tylko pić.
Jak wyliczam w Vitaliuszu moje jedzonko to zawsze wychodzi mi za dużo węglowodanów, a za mało białka. Nawet przy przepisowej, tj. niskiej kaloryczności. Takiej, żeby schudnąć.
Mięsowstręt mam, trochę mięsa jem, ale bez przesady. Już od kilku miesięcy tak jest. Twarożki jem, ale musiałabym jeść 4 pudełeczka!!!!!
HCA i inni "mordercy tłuszczu"
Kiedy teraz piszę popijam herbatkę "Herbapolu" z serii System Slim Figura część pierwsza: Spalanie. Herbatka pyszna!!!! Zawiera m.in.
HCA
HCA (hydroksykwas cytrynowy), który blokuje powstawanie tłuszczu z węglowodanów i białek i jest substancją, uzyskiwaną z podobnych do cytrusów owoców drzewa o nazwie Garcinia Cambodgia (rośnie w południowo-wschodniej Azji).
Garcinia Cambodgia jest korzeniem zwanym w Indiach ""pożeraczem tłuszczu"", przez uzdrowicieli była zalecana jako środek ułatwiający trawienie i zmniejszający apetyt :)
Roślina ta zawiera hydroksykwas cytrynowy (HCA), który już w małej dawce hamuje lipogenezę (syntezę tłuszczu) z węglowodanów i białek, a tym samym powstawanie tkanki tłuszczowej!!!!
HCA blokuje kluczowy enzym w metabolizmie tłuszczu - ATP-Citrat-Oxalacetat-Lyase, który jest potrzebny do przemiany węglowodanów w tkankę tłuszczową. Nadwyżka węglowodanów nie może zostać przekształcona w tkankę tłuszczową ( :-) !!!!), zamiast tego magazynowana jest w mięśniach i w wątrobie w postaci glikogenu (naszego rezerwowego akumulatora).
HCA w dużym stopniu redukuje łaknienie (!!!). Zwiększone zasoby glikogenu sygnalizują w mózgu, że stan sytości został osiągnięty. Podczas stosowania diety redukcyjnej, tzn. przy ujemnym bilansie kalorii, organizm sięga po zapasy białka i tłuszczu.
Badania naukowe wykazały, że HCA stymuluje metabolizm tłuszczu, chroniąc jednocześnie białka. Obecność środków lipotropowych (choliny, inozytolu i karnityny) przyśpiesza spalanie tłuszczów ustrojowych i wspomaga metabolizm lipidów. Dzięki dodaniu aminokwasów rozgałęzionych BCAA powstrzymana zostaje redukcja masy mięśni - częste zjawisko podczas niskokalorycznej diety. HCA stymuluje wzmożone odkładanie aminokwasów i białek w tkance mięśniowej.
Kalorie, które nie mogą być przekształcane i magazynowane w postaci tkanki tłuszczowej służą bezpośrednio jako materiał do budowy tkanek i mięśni.
Zdaniem naukowców jest to najbardziej interesująca substancja wspomagająca redukcję tkanki tłuszczowej jaka pojawiła się na rynku suplementów na przestrzeni ostatnich 20 lat. Przeciętna redukcja tkanki tłuszczowej w wyniku zastosowania tego preparatu wynosi około 25%. Działanie suplementu potęguje obecność substacji lipotropowych - choliny i inozytolu. Zastosowanie tych składników umożliwia wzmożone spalanie tłuszczu już przy minimalnym ograniczeniu liczby spożywanych kalorii.
Same zalety!!!!!!
Pu-erh
Amerykanie nazywają Pu-Erh "słynnym mordercą tłuszczu". Ta drastyczna nazwa dokładnie określa działanie Pu-Erh. Badania prowadzone z kolei w paryskiej klinice niezbicie dowodzą, że 88% pacjentów pijących regularnie tę herbatę w ciągu miesiąca straciło 3,2-10,8 kg. Zaciekawić może fakt, że utrata wagi nastąpiła przy normalnym sposobie odżywiania. Jednak znacznie ważniejsze jest to, że spadek wagi się utrzymywał. Można więc tu mówić niejako o naturalnym sposobie odchudzania.
Yerba Mate
Mate, roślina usuwająca depresję i zmęczenie, czyli ostrokrzew paragwajski, to wiecznie zielone drzewo o wysokości dochodzącej do 13m, rosnące w Ameryce Południowej. Obecnie jest uprawiane w Brazylii, Argentynie i Paragwaju.
Napar z liści mate, który jest nazywany herbatą paragwajską, herbatą Parana czy misyjną, jest narodowym napojem Argentyńczyków. Usuwa uczucie przygnębienia, melancholii i zmęczenia, zwiększa aktywność umysłową i fizyczną, przyspiesza rekonwalescencję i zapobiega niedoborom witaminowym. Korzystnie wpływa na system odpornościowy, poprawia trawienie. Wszystko to zawdzięcza bardzo bogatemu składowi: kofeinie (do 1,5%), garbnikom, saponinom, wielu witaminom (A, B1, B2, C, E) i solom mineralnym (m.in. fosforowi, magnezowi, potasowi, wapniowi i żelazu).
Herbata jest polecana dla wszystkich osób prowadzących intensywny tryb życia i potrzebujących szybkiej regeneracji.
Brzmi nieźle, więc piję "Spalanie' zwłaszcza, że smaczne!!!! Wczoraj wieczorem po herbatce nie miałam kłopotów z zaśnięciem.
Poza tym jem mniej. Chyba zmniejszył mi się żoładek :-) Na stołówce "wysiadam" w połowie obiadu, który jest tzw. połówką, czyli zupy ile chcesz, a dugiego dania połowa.
Czytam "Gringo wśród dzikich plemion" Cejrowskiego i pękam ze śmiechu. Oraz nabieram ochoty na yerba mate. Nie, nie lubię Cejrowskiego, ale książki podróżnicze pisze wspaniałe. Czytając książkę nie słyszę go i nie widzę :-)
Ciekawe czy ten męski szowinista napisze bodaj jeden rozdział o kobietach i dzieciach.......
Vitaliusz prawdę ci powie!
Ha! Odkryłam Vitaliusza i zbulwersowałam się. Ponieważ MYŚLAŁAM, że w poniedziałek zjadlam 1200 kcal i chodzilam dumna i blada, a tymczasem zjadłam 1375 kcal :( Muszę się doinformować w sprawach kaloryczności posiłków, lub nabyć jakąś dietę, bo mi od tego liczenia wszystko się myli. Co przeliczam moje jedzenie, to wychodzi mi, że zjadam za dużo tłuszczu i węglowodanów, a białka albo w sam raz albo za mało.
Znalazłam swoją całkowitą przemianę materii, wynosi 2074 kcalorie. To nawet przyzwoicie :) Tyle będę mogla jeść jak schudnę ;)
Oszacowałam też obiad stołówkowy - około 800 kcal. Jak się człowiek nie odchudza, to jest do przyjęcia, ale hm.....no....nie, noooo....hm......
Zważyłam się rano. 74,5 kg. Od kiedy wojuję z tarczycą miewam tak duże różnice w krótkim czasie. Myślę, że to sprawa wody, która jest częścią obrzęków. Tak czy siak, kilogram w dół, to kilogram i już! Jak się ma ciężkie siatki to taki kilogram waży tonę, prawda?? Wcale nie jest taki obojętny :)
Mam nadzieję, że mój organizm zauważył, że dostaje ciut więcej hormonów tarczycowych i usprawnił metabolizm. Bo to oznacza, że jest szansa na schudnięcie. A może tak być, bo w te mrozy nie marznę bardziej niż inni (zawsze marzłam, ta w najgrubszych swetrach, którą widujecie zalegającą pod kaloryferem to ja!!!).
Tak sobie myślę....jak ktoś ma leniwą przemianę materii i nie może schudnąć, to może powinien zbadać sobie tarczycę? Wystarczy TSH, jest to badanie krwi.
Trzymajcie się cieplutko!!!
Warzywa z piecyka wg "Słońca nad Toskanią".
Staram się pilnować diety w imię sprawy. Chyba nabędę sobie nową wagę, bo moja stara waga fiksuje. To znaczy zawyża od kupienia, to jasne jak słońce, waga u lekarza też zawyża, o czym poinformowalam panią Endokrynolog podczas ostatniej wizyty. Powiedziała, że odejmie 1,5 kg na buty i odzież. I co z tego. I tak jest za dużo :(
Na śniadanie zrobiłam sobie twarożek ze szczypiorkiem i świeżą papryką. Ładnie tak zielone i czerwone na białym ;) Twarożek chudy, 96 kcal na 100 g, do tego chudy jogurt naturalny 65 kcal na 100g (razem ze 150 kcal plus razowy chlebek). Mam ostatnio obcykane kcalorie i zawartość tłuszczu w produktach, bo pomagalam Mamie zorientować się w sprawie. Mama musi ograniczać tłuszcz, bierze leki na obniżenie cholesterolu, więc zorganizowalyśmy akcję tropienia tłuszczu. Zwłaszcza, że te informacje są tak bardzo czytelne i wyraźne.......
Na obiad upiekłam warzywa.
Spodobał mi się pomysł ze "Słońca nad Toskanią".
Na blaszkę pokrytą teflonem wrzucilam cukinię pokrojoną w grube plastry i obraną, ale za to cienką w sensie średnicy, kawałki świeżej papryki (mniej więcej ćwiartki), ćwiartki obranych, małych cebul, pieczarki, obrane ząbki czosnku w całości, plastry bakłażana (uprzednio poleżał pokrojony w plastry i posolony). Dodałam trochę oliwy z oliwek, nalałam plamę na blachę i trochę taplałam warzywa, żeby były nieco pomazane oliwą. Tak, tak, ja oliwę uwielbiam, taką zieloną, ale te kalorie..... 1 łyżeczka to ok. 133 kcal. Piekłam około pół godziny w temp. 150 stopni. Warzywa nie muszą zbrązowieć od góry, w sumie nie powinny, od spodu i tak zbrązowiały, można przewracać w trakcie. Są pyszne.....rewelacyjne, cebulka i czosnek tracą swoją ostrość, cukinia jest aromatyczna. Do tego ugotowałam makaron i zjadłam trochę posypanego bazylią (suszoną, ponoć świeża jest świetna, ale wyszła ze sklepów).
Warzywa i sam makaron nie są nadmiernie kaloryczne, trzeba tylko pilnować się z tą oliwą, żeby jej było ciut, ciut na dnie.
No i gorące danie jest dobre na zimę.
Duże kawałki warzyw zajmują sporo miejsca na talerzu, trzeba je kroić i jedzenie zajmuje trochę czasu (bakłażanowi zostawiłam tę fioletową skórkę, więc musiałam ją odkrajać), nie ma wrażenia, że mało :)
Polecam wypróbować, pycha!
Powróciła namiętność do robótek na drutach, a moda na dzianiny sprzyja. Te warkocze, ażury na grubych drutach, cudowne. Tylko łapki bolą, takie bóle reumatyczne i sztywność stawów mam od tej tarczycy. Kiepsko. Przed świętami byłam z wynikami, dostałam nową dawkę leku, powinna już być poprawa tzn. powinny wycofywać się objawy niedoczynności. A i tak czuję, że mam obrzęki, co daje mi uczucie otyłości dodatkowe. Palce jak paróweczki, buzia spuchnięta. Dopóki organizm nie poradzi sobie z metabolizmem, nie ma też mowy o chudnięciu. Mam nadzieję, że lada dzień wszystko ruszy, aż za kilka tygodni znowu choroba dogoni leki. A może już się ustabilizuje i będzie dobrze?
Udziergałam sobie przez święta chustę, ale...hm.....duże, grube wzory są dobre dla takich chudziutkich drobinek, a nie dla mnie :( Taki gruby wzór powiększa, a ja chętnie bym się ukryła. Chusta chyba skończy jako ubiór ogródkowy, a ja powinnam się skoncentrować na drobnych ściegach na cienkich drutach.
O tarczycy między innymi
Nakupiłam sobie czasopism o odchudzaniu i metodycznie przeczesuję Internet w celu znalezienia natchnienia. Oraz rady.
Nic nie rozumiem, przecież ja nie jem wiele!
Policzmy…o tu mam jakieś tabele. …tak…..to niemożliwe……
Możliwe, możliwe, „dietetyczne”, ‘skromne„ śniadanko ma prawie 500 kcal. Zgroza!!! A obiad? Na stołówce? A kolacja? Sałatki z majonezem z delikatesów, takie pyszne?
Szukam rozsądnej diety, żeby nie być głodna, jeść na stołówce obiad i zatrzymać to szaleństwo przybierania na wadze.
Brzmi jak kwadratura koła.
Trzy i pół roku temu zaczęłam się czuć dziwnie. Myślałam, że to początek menopauzy, ale lekarz wybił mi to z głowy i …zalecił zbadanie tarczycy. Kiedy przed kolejną wizytą u ginekologa wymieniałam w laboratorium badania, które chcę zrobić, postanowiłam machnąć ręką na tarczycę (wszystko kosztuje). Przypomniałam sobie jednak, że doktor zapisał sobie, co i mnie zalecił (dopatrzy się i zgromi jak uczniaka). No dobra, pomyślałam, i dodałam badanie TSH na tarczycę.
Wszystko było w porządku poza ową „tarczycą”.
Zaczęło się leczenie, a raczej suplementacja hormonem, którego tarczyca nie produkuje, bo zanika. Zanika zaś, bo jest niszczona przez przeciwciała, które uznały moją własną tarczycę za wroga. Leczenie wydobyło mnie z uśpienia, bo zaczęłam zapadać nie tylko w sen zimowy, ale ogólnie zaczęłam przesypiać życie. Dzięki sztucznemu hormonowi leniwy metabolizm ruszył trochę.
Jakoś szybko wszystko się toczy, co 2-3 miesiące jestem u endokrynologa, z niedobrym wynikiem, z którego wynika, że proces niszczenia tarczycy postępuje i potrzebuję coraz więcej sztucznego hormonu. Oznacza to, że przez jakiś czas jestem w stanie niedoboru i niedoczynności. Z różnymi tego skutkami….a jednym z nich jest przybieranie na wadze.
7 kg w ciągu roku.
No nie, tak być nie będzie!
Dzisiaj weszłam na wagę i wpadłam w przerażenie, +0,5 kg.
Postanowiłam zacząć od przyzwyczajenia się do mniejszych porcji jedzenia i ewentualnie tych 4-5 posiłków w ciągu dnia, zanim rozpocznę odchudzanie na serio. Na śniadanie nie przejadłam się. Zanim przyszykowałam obiad zajęłam się rozbieraniem choinki. Poczułam głód i chociaż uznałam ten mały posiłek za wkurzający (miałam rozłożoną robotę) to zjadłam gruszkę, żeby nie rzucić się na obiad jak wilk (co uczyniłabym z rozkoszą po wygłodzeniu, ach! Jak ja to lubię). Na obiad lazania, hm…ile to ma kalorii? Trudno, była zaplanowana, zapasy z lodówki trzeba zjeść. Nałożyłam sobie połowę tego co bym chciała, zjadłam i szybko umyłam zęby, żeby nie kusiło mnie pójść po dokładkę
Noworoczne postanowienie?
To wcale nie miało tak być, że od Nowego Roku....bla, bla, bla, wiadomo, że z takich postanowień nic nie wychodzi.
Zazwyczaj.
Ale czy ma sens podejmować postanowienia przed Świętami? Tym bardziej nie.
No to niech będzie, być może pierwsze Noworoczne postanowienie, które....ciiiii...żeby nie zapeszyć.
Rozejrzałam się tutaj, z nadzieją, że jak nie będę w tej biedzie odchudzania sama, to jakoś to będzie :)
Trzymajcie za mnie kciuki!