ale dziś było szaleństwo
ćwiczeniowe...
Zaliczyłam: dodatkowy trening karate, bo zbliżają się zawody, poza tym tradycyjnie aerobic - w sumie 2 godziny intensywnych ćwiczeń i czuję, że jutro mogą być zakwasy, a jednocześnie mam tyle energii...
NA karate wreszcie załapałam to i owo, trener nawet mnie troszeczkę pochwalił i może stad moje zadowolenie...jeszcze bym coś poćwiczyła chyba, a co najmniej na rowerku pojechała, tylko że muszę umyć głowę, połozyc się wcześniej spać, bo jutro wyjeżdżam na pół dnia, mam sprawy poza miastem do załatwienia...
Co jeszcze - waga nadal nieczynna i wszystkie znaki na niebie wskazują na to, że raczej muszę się pożegnac na zawsze z moją przyjaciółka odchudzania .... :((( Może jeszcze szwagier cos zaradzi, a jak nie, to trzeba kupić nową... Ale wiecie co? Czuję się dobrze bez ważenia, czasem czuję, że jest gorzej czy lepiej, poznaje to po ubraniach, ale nie jestem zniewolona czestym ważenie, w ogóle teraz nie jestem zniewolona;) I podoba mi sięto.Czy to znaczy, że mania odchudzania minęła i weszłam w etap stabilizacji? NIe wiem...NAtomiast wiem, że przyzwyczaiłam siedo mojego ciała, jest mi w nim ok, wygladam ok, niektórzy mówią, ze coraz młodziej, lepiej, zmieniełam styl ubierania, moge ubierać to, na co mam ochote, bez uwag, ze takiego to tylko do 42...Obecnie noszę 36 - 40, najczęściej 38 :)
A wracając do wagi - zważę się za jakiś czas i mam nadzieję, że będę zadowolona...
Chyba jest dobrze :)
zakupy sportowe
zrobione:)
Tak więc nabyliśmy dziś:
- żółty pas karate dla syna
- okularki pływackie z czepkiem Arena dla córki
- czarne ochraniacze na nogi dla mnie :)
Do tego doszły buciki wiosenne dla małej, ale dziadek fundował, uff...;)
Jutro pierwsza lekcja pływania córki, zobaczymy, jak będzie. W każdym razie już przygotowana, nawet do zdjęcia pozowała w pełnej gotowości, łącznie z płetwami :)))
To do jutra, dobrej nocki życzę.
kupiłam mamie rowerek treningowy,
ale chwilowo jest u mnie, czego się cieszę - już wypróbowałam, zrobiłam po południu 15 km na jednym z programów :) poza tym zaliczyłam półtoragodzinny trening karate, czyli ćwiczeniowo ok, gorzej z dieta - zjadłam chałwę i grzeska, bez czekolady na szczęście. Czyli jedno weszło praktycznie w drugie ;)
A co do rowerka, to naprawde fajny - tak jak radziłyście jest to Olpran, 8 programów, 6kiloe koło zamachowe, cichutki, wygodne siodełko...Tani nie był, kupiłam używany, ale mam nadzieję, ze warto, mam musi ćwiczyć, a ja przy tym skorzystam ;)
pomijam to, że uszkodzili go podczas transporu, odłamała się jedna częsć, nna szczeście nieszkodliwie dla funkcjonowania całości sprzętu, ale reklamację złożyliśmy, moze zwrócą trochę kasy...
A jutro czeka mnie wizyta u lekarza nefrologa z dziećmi i zakupy sportowe - pas karate dla syna, może ochraniacze na nogi dla mnie i kimono, kilka czesci rowerowych, okularki pływackie dla córki...A propos córki, zapisałam ja na lekcje pływania, koszt 300 zł, ale jest transport i dwa razy w tygodniu płaywanie - do wakacji ma już umiec pływać :) Aż jej zazdroszczę, ja takich możliwości nie miałam i stad potem lęk przed wodą i inne kompleksy...
Póki co dobranoc, może jutro cos skrobnę.
waga nie działa... i dobrze ;)
bo po świętach na pewno przybrałam, nie było ruchu, za to niezdrowe jedzenie...Ale już wracam na właściwe tory - dużo ruchu, mniej jedzenia itp.
A co do wagi - muszę sprawdzić baterie, jeśli jedna nie to jest przyczyną jej strajku, to gorzej - obawiam się, że syn ją za mocno zalał w lany poniedziałek...Jutro chwila prawdy.
Pozdrawiam.
tak więc zdałam na czerwony pas... :)
dziś był mój pierwszy egzamin karate - zdałam, uf...Nie było tak źle, spięłam się i dałam radę. po ostatniej załamce obawiałam się, że ni podołam, ale widać stres mnie motywuje.
No, teraz to ja nawet kimono mogę kupić :)
Co ciekawe, zdawałam ze swoimi dziećmi, każde z nas na inny stopień, ja najniżej stoję w hierarchii, bo zaczęłam najpóźniej trenować.
Cieszę się ogromnie, jestem pełna energii, za to mąż dogorywa... angina, wywalony migdał, grozi mu nawet usunięcie - nie może mówić, trochę się dusi. Dostał antybiotyk i mam nadzieję, ze jutro będzie lepiej. Przyznam, że chętnie odpocznę od jego gadulstwa, ale wolę żeby jednak był zdrowy na ciele i duchu ;)
Pozdrawiam Was.
ps. fotki po a6w na pewno dołączę, jak mężowi się poprawi.
pokonałam siebie
i poszłam na karate... Po ostatniej załamce dziś było wspaniale, ćwiczyło mi się super, miałam więcej siły itp. Dochodzę do wniosku, czy to czasem nie przetrenowanie i PMS też do kupy tak mi dały ostatnio popalić...Okres jest i humor całkiem inny ;)
NAjważniejsze, że pokazałam iż sienie poddam i może, a raczej na prwno przystapie do pierwszego egzaminu na czerwony pas :)))
Miłego wieczoru wszystkim trenującym życzę :)
koniec a6w - po raz trzeci :)))
no tak, nastąpiła ta chwila i kolejny raz jestem zadowolona z efektów.
Czas wkleić fotki, ale muszę je jeszcze przygotować i wtedy dodam dla porównania.
pozdrawiam Was serdecznie :)
wczoraj dałam plamę....
A było tak.
Cały dzień źle sie czułam, czekam na @, która nie może ruszyć, bolał mnie brzuch i w ogóle słaba jakaś byłam. A tu zakupy, sprzątanie przed dzisiejszą imprezą urodzinową dzieci. Wieczorem zaś karate. Poszłam. I zaczęło się.
Już w szatni czułam, że nie będzie dobrze. Potem graliśmy w chińską koszykówkę- jeśli ktoś nie wie, to gra na bij zabij, byle piłkę dostać. Ktoś mi wyrywał piłkę i palec wykrecił - zabolało...(palec dziś spuchnięty, bolący, chyba poszła torebka stawowa). Ale nic, gram dalej. tempo zabójcze, na koniec zabrakło tchu i opuściłam salę. A tam wszystko puściło, jeszcze senpaj za mną przyszedł sprawdzić, czy żyję i dał wykład o niepoddawaniu się itp. A ja załamka totalna, w ryk - że nie nadaję się, żem za słaba itp. Wróciłam po jakimś czasie na salę, ćwiczyam dalej. Przyszły układy na egzamin, kiepsko mi szło, znowu łzy w oczach, chciałam opuścić salę, ale prowadzący jakoś nie puścił i powoli ze mna ćwiczył...Udało się wytrzymac do końca, na końcu jednak znowu w pałcz, że chyba w poniedziałek nie przyjdę...Całą drogę do domu po karate płakała, w domu drugie pół wieoczoru, łzy same leciały, dawno tak nie ryczałam.
Słuchajcie, tak mi głupio, wszyscy widzieli moją załamkę, płacz...A ja myslę, że to huśtawka hormonów, PMS, od 40 dni nie mam okresu po zmianie klimatu (byłam w sanatorium nad morzem) i to mnie dobija...
Coś tam kapnie, potem znów nic, musze iśc do gina, ale czekam, że po okresie...Apetytu też nie mam (w ciąży nie jestem), humory zmienne okropnie, jestem złośliwa i w ogóle...
JAk myślicie, czy to może być wina tylko hormonów i przmęczenia??...I co mam robić - iść wna karate czy sobie odpuścić?
Sama nie wiem, jestem zmęczona....
Ale jestem zmęczona
, a tu trzeba dalej działać- aeroic z pół godziny ;)
Dizś poszlałam z butami, kupiłam kilka par na wiosnę i lato :)) Poza tym po południu wielkie kupowanie prezentów dla dzieci - duży wysiłek fizyczny, a jeszcze bardziej umysłowy - jak kupic coś sensownego, cieszącego dziecko i nie sprawiajacego większego problemu rodzicom??? Oto jest pytanie, ale częściowo daliśmy radę, trzeba tylko coś jeszcze córce dokupić.
MOje dzieci obchodzą urodziny dzień po dniu - 31 marca córka skończy 8 lat, a 1 kwietnia syn będzie miał swoje pierwsze naście.... Juz taki duży, jka ja, ubrania niektóre nosimy wspólnie, ale buty już nie (na szczęście), noga jego wieksza o 1,5 rozmiaru...
No cóż, zaraz wychodze, padnę, a nie dam się.
ps. Dzis jedna znajoma mnie minęła bez słowa, a gdy ją zaczepiłam po chwili rozmowy przyznała się, że mnie po prostu nie poznała, bo tak schudłam...Ja już przywykłam do nowej postaci, więc już o tym nie myśle tak często i dziwi mnie , że jeszcze ktoś nie skojarzył nowej mnie ;)
dołek i wychodzenie :)
no tak, nie było mnie tu jakiś czas, niestety zaliczyłam dołek - słodycze, jedzenie po 18... trwało to 2-3 dni, do tego zmiany nastroju, inne problemy... Pozbierałam się jednak szybko, co świadczy o dużej pozytywnej zmianie, kiedyś takie "ciągi" trwały znacznie dłużej... Jest naprawdę lepiej.
Poza tym wreszcie dostałam okres i ta wyższa waga, ok. 1,5 więcej niż na pasku, już mnie tak nie przeraża, może wreszcie spadnie, oby. Faktem jest, ze muszę się wystrzegać słodyczy, ale teraz jest tyle okazji w rodzinie... A tak naprawdę wcale mnie od nich nie ciągnie, po prostu czasem wypada zjeść.
Co do ćwiczeń- dalej kontynuuje a6w, zp oślizgiem, ale za parę dni już kończę i wkleje wreszcie fotki.
Chodzę na karate i aerobic i daje z siebie wszytstko, jestem coraz mocniejsza. Moja superkondycja dał znać o sobie podczas ostatniego pobytu w górach - zadnej zadyszki, zakwasów itp., moze zgrzałam sie tylko nieco... A przeciez to pierwszy wypad w góry w tym roku, wcale tak czesto po nich nie chodzę, więc naprawde widać te kondycje, cieszę się bardzo :)
Wczoraj w ramach rozgrzewki na krate było bieganie- było nieźle, tylko tak - nogi mocne, same biegły, ale z oddechem problem... Dała rade jednak. Przynajmniej teraz biegam raz na tydzień, mam towarzystwo, nie jestem sama, bo sama boje się biegać...
Ok, teraz kawka, wyprawienie rodzinki do pracy i szkoły.
Pa.