....ale strasznie zabiegana. Ze szkolenia wróciłam w niedzielę rano (ach jak miło było zobaczyć męża i dzieci na peronie!) i teraz nadrabiam zaległości z tych paru dni zarówno w domu jak i w pracy. Wyjazd był superancki!!!
W środę byłam pół dnia w Krakowie i poszłam sobie zarówno na Wawel jak i na rynek i całe stare miasto. Po południu pojechałam autobusem do Zakopanego gdzie już była dla nas kolacja. Po kolacji wybrałyśmy się z nowo poznanymi koleżankami na Krupówki na spacer. Czwartek był cały zapełniony zajęciami o wieczorem zostaliśmy zaproszeni do góralskiej restauracji na kolację. Chyba nie muszę Wam dziewczynki pisać jak mi smakowała pajda chleba z domowym smalczykiem i prawdziwą polską kiełbasą albo kwaśnica czy żur. Najadłam się tak, że było mi w nocy niedobrze! Na drugi dzień po lekkim śniadanku poszłam z dwiema koleżankami do Doliny Białego a potem (już sama) na Gubałówkę. Wieczorkiem zaliczyłam basenik więc dzień był pełen ruchu. W sobotę jeszcze raz poszłam na Gubałówkę bo dzień wcześniej kompletnie nic nie widziałam z powodu strasznej mgły. W sobotę świeciło piękne słoneczko więc mogłam podziwiać góry w pełnej okazałości. Jutro powklejam Wam zdjęcia!
Jednym słowem wyjazd był naprawdę udany! No i odpoczęłam od mojej Rodzinki! Niestety w momencie kiedy wyjechałam mąż wylądował w domu z anginą ropną (strasznie się czuł i go bolało!). Jednak muszę powiedzieć że z dziećmi poradził sobie super! I nawet ugotował gar bigosu i zrobił pranie! Nic tylko chwalić! I jeździć częściej na szkolenia!!!:-))))
Niestety wyjazd miał skutki uboczne (pomimo dużej dawki ruchu) w postaci zwyżki na wadze o 1 kg. Od wczoraj wróciłam jednak do porządku i nie jem znowu chleba i ziemniaków. Do wesela na które idę z mężem zostało trochę ponad miesiąc a kilosków do zrzucenia ciągle sporo !!! :-(((