Nie zaglądałam tu od... 17 listopada 2012 roku. Wtedy też przestałam szczególnie zwracać uwagę na to co jem. Doszłam do całkiem znośnej wagi (od stu kilkunastu do 8o kilku) i nie rozumiem zupełnie, z jakiego powodu, doszłam do wniosku, że reszta "jakoś" też zleci :/
Zleciało 2 lata prawie, a ja jestem chyba w najgorszym punkcie wagowym swojego życia. Bez wymówek, że to po ciąży, bo moje dziecię już na tyle duże, że nikt tego nie kupi... nawet ja sama...
w ubiegłym tygodniu dobiłam do 108,2kg i zamarłam nad wagą :(
wiem, że sama sobie już z tym nie poradzę, dlatego pogooglowałam trochę, wzięłam słuchawkę do ręki i umówiłam się na wizytę u dietetyka. nie gryzł, tylko trochę odchudził portfel, znaczy się, że ma kompetencje, nie? ;)
a tak serio, to w gabinecie zrobili badanie - waga, zawartości tkanki tłuszczowej, mięśnie, woda etc. potem pogadanka, jaki tryn życia, jaka praca, jakie nawyki - jak odpowiedziałam głośno na wszystkie pytania, sama już wiedziałam, co jest nie tak :(
jak się uda, to szybkie śniadanie, jak nie, to kawa z mlekiem, potem jeszcze kilka takich kaw, a na koniec dnia atak na lodówkę i pożarcie wszystkiego, co się w niej znajdzie. nic dobrego z tego nie mogło być :(
odświeżył mi to, co wiem o zdrowym odżywianiu - regularne posiłki, złożone węglowodany, chude białko, zero cukru i tłuszczu, masa warzyw, wody itd. każdy to wie, nei każdy wie, jak zastosować w życiu.
poza ogólnymi zasadami, ile g węgli, ile białka itd, dostałam 2 listy - co można jeść i zakazanych produktów :) plus wersja dla leniwych - gotowe przepisy na 10 śniadań, II śniadań, obiadów i kolacji.
po pierwszych 2 dniach lekkie zdziwko, 100g do przodu :P
fakt, w lodówce mieliśmy jeszcze trochę pozostałości po poprzednich zakupach, żal było wyrzucić ;P
kolejne 2 dni, kartki w rękę, waga kuchenna odpalona, notatki z każdego posiłku w zeszyciku i TATATAM.... 2,4kg mniej!
LOWE TĄ DIETĘ :)
PS. wracam do Was :)