Wielki Post...
W tym roku, postanawiam potraktowac ten czas, jako okazje do odkrycia wewnetrznych sil w sobie ( oby, pozytywnych!). Zaden smutek! O, nie! Jesli sobie czegos odmowie, to nie ze wzgledow dietetycznych, chociaz, jakby w slutek tych "odmow" - spadlo pare kilo, to sie nie pogniewam! Obiecuje sobie, ze postaram sie przede wszytskim - codziennie zrobic cos dla Blizniego, od siebie, bez przymusu...Zadzwonie do Kogos, do Kogo zazwyczaj nie dzwonie, nie wiem, co mi jeszcze przyjdzie do glowy...Ale, wierze, ze okazji bedzie wiele, tylko, aby z nich skorzystac! A dla siebie? Codzienna, wieksza dbalosc o siebie- czyli, zdrowsze jedzenie, ilosc snu-potrzebna, a nie okradanie siebie z czasu, ktory musze dac swojemu cialu, by Innym sluzyc soba...Wstawac wczesniej, nie spozniac sie , Codzienny makijaz (bo tego w ogole nie czynie, a przeciez, moge w ten sposob chwalic Boga, za to, ze obdarzyl mnie polska uroda!) Jakas wartosciowa lektura, tez dobzre by mi zrobila...Zdusisc w sobie zlosc, zazdrosc, zlorzeczenia...O, to juz "wyzsza szkola jazdy"! Ojej, tyle by sie przydalo zmienic w sobie...a tu tylko...czterdziesci dni Wielkiego Postu! Ale, poraz pierwszy (moze w calym ) zyciu- ciesze sie na te czterdziesci dni! Autentyczna radosc ogarnia moje serce! Zeby ta radosc trwala wiecznie!
"a kiedy poscicie, nie badzcie jak obludnicy..." Hmmm, najbardziej trudna sprawa , z ktora bede sie zmagala, to szczerosc z sama soba...Z stad nie ma ucieczki...Ale, musze sprobowac, moze cos z moich postanowien - utrwali sie w moim zyciu na stale? Beda upadki, wiem, ale, poki mamy sznse sie z nich dzwignac, to..wstanmy...
A Sharif rozrabia...
Drugi dzien monitorowania Dzieci, a Sharif - nietstety - nie wytrzymuje napiecia w zwiazku z pokladanym w Nim zaufaniu...Ale, powalcze o Niego, bo przeciez ktos musi, prawda? Ze tez na mnie trafilo! Przeciez sami jestescie swiadkami, jak "wygrywam" w walce o kilogramy! A tu , o Czlowieka idzie! Ech, post sie zbliza ( u was juz sie rozpoczal!), moze by tak Blizniemu wiecej serca okazac?! Nie wiem, co juz latwiejsze bedzie, czy dietowe "narzuty dyscyplinarne", czy walka o Sharifa, ktorego natury nie znam, a i przygotowania pedagogicznego, absolutnie nie mam! Przeciez, na dobra sprawe!-to ja z wlasnymi dziecmi "przegrywam" w kazdej probie poprawy Ich charakterow, a tu? Powrywam sie z motyka na slonce! I tak juz jest, ciagla walka z sama soba, to jest (chyba ) najtrudniejsze!
Zycie nie znosi prozni!
Oj, nie znosi! Jak juz co niektorzy z czytajacych moj pamietnik wiedza, nie chodze do Pani Soni. Szczegoly - w poprzednich "odcinkach" pamietnika...Natomiast, dostalam propozycje pracy w szkole, do ktorej prowadzam swoje Pociechy. No, jako monitorujaca dzieci z pierwszych klas - podczas dlugiej przerwy. Jakas tam gratyfikacja, ale, niestety, platne - bardzo nedznie, a poza tym, to tylko jedna godzina na dzien, a jednak troche zachodu, bo:trzeba przerwac swoje poranne zajecia by sie na te godzine wyrwac do szkoly, no, a nie zawsze ma sie na to ochote! Owszem, zgodzilam sie, ale tylko na prace w dniach "wolnych od robotek recznych", na , ktorych - choc sie musze napracowac, to jednak - finansowo - nie da sie porownac do jednej godziny dogladania dzieci!
Dzisiaj bylam poraz pierwszy na "placu boju"..Ufff...Wiedzialam, ze nie jest to latwa praca, ale, coz, chce sie zmierzyc z tym zagadnieniem. W klasie mojej Coreczki, jest jeden taki Chlopiec, ktory juz zyskal miano "najgorszego", wiec dzieci, jak to dzieci-od razu "wydaly Go w moje rece na zer moich wladczych zapedow"..A ja sie nie dalam! Juz z gory wiedzialam , co zrobie, gdy trafi mi sie "taki przypadek"(przemyslenia motywowane praca wolontarialna w rozdawaniu pizzy w tejze samej szkole). Podeszlam wiec do Sharifa (to Ten "najgorszy w klasie"), i powiedzialam Mu, ze potrzebuje Jego pomocy, bo On jest taaaki duzy, i zna wszuyskich w klasie, a ja nie znam nikogo, i ...stara jestem, wiec...Otworzyl ow Sharif swoje wielkie oczy, ktore na tle Jego czarnej skory - zablysly jak latarki w ciemnosciach egipskich - i zaniemowil...Ale, chyba "polknal haczyk", bo zgodzil sie na owa wspolprace, za ktora obiecalam Mu nagrode( Duzego lizaka z Polskiego Sklepu, a co, patriotka lokalna jestem!), i Sharif staral sie jak mogl...Niestety, "zew natury" w nim silnie juz zakorzeniony, nie pozwalal zmienic zanadto Jego zachowania, totez, zaraz otrzymalam skarge na Sharifa, ktory zdazyl "przylozyc" kilku Dziewczynkom i Chlopcu ... Ale, cos mi kazalo - nie poddawac sie, bo swieta cierpliwosc to cnota, a ksztaltuje sie ona w dluuuugim procesie wytrwalosci, wiec znow poprosilam Mojego Pomagiera, by nie rezygnowal z dobrych maner, i ze nagroda - czeka! No, i jakos poszlo! Czy ja tak dlugo wytrzymam w gloryfikacji Chlopca, ktory najwyrazniej ma juz wychowawcze problemy?, ktory - po powrocie do domu - znow bedzie traktowany jako "tylko geba do miski?", ano, nie wiem, jedno wiem (to z filmow i z ksiazek), ze kazdy , nie wiem , jaki bylby zly - potrzebuje szansy, nawet tej najmniejszej! A mnie pozostalo trwac na stanowisku z gorliwoscia neofitki, ktora to gorliwosc ma pare sukcesow na swoim kacie.Maoze i mnie sie uda? Kto wie, do czego jeszcze sie moge w zyciu przydac? No, Boze, czego jeszcze nie wyjawiles przede mna? "Twojej przyszlosci Tobie do odkrycia" -slysze jakis glos...w odpowiedzi...
Z nowo-dolaczonego
grafiku wynika, ze jestem na granicy prwidlowosci i otylosci...No, to terz, trzeba sie z tej granicy na lewo przesunac...ale jak? Przeciez dzisiaj Tlusty Czwartek! Ano, moze od jutra? Moze....
Nie wiem czy sie odwaze,
ale, chyba przemysle i przejde na diete SB...Zazeram sie, i znow mnie wiecej, znow trzeba mi zwiekszyc cyferke w poziomie ksiezyca! Zalamka...Troche nerwow z Pania Sonia, ale , ze juz "po", to znow apetyt wraca - cala para!
Chyba zapukam do Muki, i poprosze od Niej zestaw zarcia, dzien po dniu, tylko, musze sie wziac w garsc...Moze pare zrzuconych kilosow nada mi pewnosci siebie, energii? Oj, musze cos zrobic, zadbac o siebie..Zaraz, kiedy to ja bylam u kosmetyczki? no, nie pamietam...No, to , ze sama sobie robie wiekszosc zabiegow (kurs kosmetyczny-zaliczony w przeeeszlosci), owszem, pozwala mi zaoszczedzic troche pieniedzy, ale... A makijaz? Coz, pamietam, ze bylam bardzo dobra z makijazu...Egzamin zdalam celujaco(makijaz panny mlodej, Europejki, typ "wiosenny")...To wspomnienia...Teraz musze te swoja szarosc ozywic, nie ma co, juz jest co tuszowac, maskowac, poprawiac...Przeciez moj Maz mnie (jeszcze) kocha, cieszy sie na widok kazdego zrzuconego kilosa, na kazdy nowy ciuszek, w ktorym lepiej sie prezentuje! A i ja sama odzywam, gdy mnie mniej na wadze! Chyba to wystarczajaco duzo motywacji, by zadbac o siebie, prawda? Jest w tym moim zyciu (zawirowanym) pare Osob, ktorym na mnie (wciaz) zalezy! No, to ...
No, wiec,
wyjasniam, ze ze smutkiem, i z rozczarowaniem,ze pozegnalam sie z Pania Sonia. Przykro mi, ale...Otoz, w ubiegly czwartek, rozstawalysmy sie w jak najlepszych chumorach, z planami szybkiego spotkania, gdzies w srodku obecnego tygodnia. No, ale , poznym wieczorem , w niedziele, P.Sonia zostawila mi wiadomosc na automatycznej sekretarce, zebym....przyniosla Jej z powrotem bizuterie, ktora Jej wzielam( czyli, co, ukradlam?!)....Bo, jesli nie, to wezwie policje, i wsadza mnie do wiezienia...No coz, najpierw przyszedl szok, potem, niedowierzanie, a na koncu lzy, bo inaczej byc nie moglo. Zas teraz, to jest we mnie lek, ze "cos sie stalo" miedzy p. Sonia, a Jej Synem, bo, juz pani Sonia zaprzestala telefonow do mnie (w poniedzialek, z samego rana - byly kolejne trzy nagrania, z wydluzona nieco lista rzeczy zaginionych...czyli - ukradzionych). No, i rada-nie-rada, postanowilam zglosic na policje , ze jestem pomowiona o kradziez bizuterii, i do tego-jestem straszona policja. Od razu policji dalam do zrozumienia, ze nie chodzi mi o wszczynanie procesu, lecz o moje zabezpieczenie sie, na wypadek, gdyby doszly jakies inne oskarzenia. Coz, musze przelknac to jakos, choc, nie powiem, przykro jest mi, ale jeszcze bardziej, to martwi mnie kondycja psycho-fizyczna P. Soni, ze nie wspomne o swoich podejrzeniach , do jakich popycha mnie moja za-iscie wybujala wyobraznia! Bo, otoz, oczami wyobrazni widze P.Sonie , ktora "lapie na goracym uczynku swojego Syna, i oto caly swiat wali sie pod nogami, bo przeciez, to Jej wlasny, pierworodny...A On w odwecie, wymusza na Niej milczenie - mocno atakujac slaba Matke..."Istny kryminal! A, prawda moze byc bardziej prozaiczna, ot; Kobiecina schowala gdzies tak "dobrze" bizuterie, ze odnalezc jej nie moze...Tylko, gdyby nie mogla odnalezc, to...dalej by do mnie wydzwaniala z pogrozkami, prawda? Moj Maz twierdzi, ze moge sie spodziewac telefonu od P.Soni, (jak owa bizuteria sie odnajdzie) zapraszajacego mnie do kolejnego przyjscia, jak zawsze to bywalo w Jej zwyczaju, ot, jakby nic sie nie stalo! Calkiem mozliwe...Niestey, ja juz tam nie pojde, poprostu, czuje sie niebezpiecznie w okolicy Tych Ludzi, ktorzy maja zapasci na pamieci i - do pewnego stopnia - moga byc nieobliczalni! A ja?- musze chronic siebie i Bliskich, bo taki jest zew krwi, mojej - takze...Nie zmienia to postaci mojego odczucia co do P.Soni, jest mi poprostu Jej bardzo, ale to - bardzo zal! (i o Kim ja teraz bede pisala?Cale szczescie, zdazylam zrobic P.Soni zdjecie, wlasnie w ostani czwrtek mojego tam pobytu....)
P.S. Czyli, zle sny, ktore "ostrzegawczo" potraktowalam, nie decydujac sie na wyjazd do Chicago...spelnily sie, tylko, ze dotyczyly innego wydarzenia....
P.S.2 Otoz, Pani Sonia po przerwie parodniowej w dzwonieniu do mnie, poczela ponownie, tyle, ze nie oskarza mnie juz o nic, a pyta sie, czy przyjde do Niej w piatek "na robotki"...Nie odpowiadam na telefony, nie, juz nie bede tam chodzila...Zal mi Pani Sonii, ale, musze juz w tej chwili bronic sie przed kolejnymi "ciosami starosci". Wszytskiego Dobrego Pani Soniu! Bez zadnych zlosliwosci, bez pretensji, bo niema o co...Starosc...Jaka mnie czeka?
Szkoda mi Pani,
ale, niestety, w obronie samej siebie i Rodziny, zmuszona jestem to zrobic...Tak mi Pani szkoda, bo, kto sie teraz Pania zajmie?Ja juz nie....A, moze bylam jedyna, ktora do konca Pani wspolczula, rozumiala, niestety....
Dokonuje tego wpisu
tylko po to, by juz nie spogladac na Oswiecimski tatuaz P.Soni, ktora widuje co tydzien, i zawsze zauwazam "pamiatke" tamtych dni...
Co do samej Pani Soni, to niestety, nie jest najlepiej, bo wiek ma swoje prawa, a te, sa okrutne ostatnio.Pamiec zawodzi P. Sonie na calego...Zapomina o najprostszych sprawach, a ja , nie przyzwyczajona do tego, zaczynam sie niecierpliwic, gdy uslysze poraz "enty", to samo pytanie, czy zrobilam to, czy tamto...Wiele przede mna do nauczenia, oj wiele! Swietej cierpliwosci mi potrzeba, i nie tylko w stosunku do P.Soni, niestety.
Na Plebanii-bez wiekszych zmian, choc...Ostatnio, Paula-kucharzaca naszym czcigodnym Ojcom, jest dla mnie coraz to milsza, ba! - nawet przynisla kawal dobrego ciasta dla moich dzieci, i jak bylo do przewidzenia-wiekszosc tegoz - wszamalam sama! No, a potem placze!
Ech, i chyba nic nowego, chyba to, ze lapki mnie bola od moich "recznych robotek"...
Dzisiaj powinnismy byli (rodzinnie) wjechac do Chicago, do naszych Znajomych, tak przynajmniej planowalismy. Ale, niestety, nie doszlo do tego, bo ja "spanikowalam", i poparta zlymi snami - przestraszylam sie calego przedsiewziecia (jazda 12 godzin, pobyt - jeden dzien i noc, powrot-12 godzin jazda, zimowa pora, z Dziecmi). Zawiedzona Grazynka(przygotowala nam swoje apartamenta), zapraszala nas na inna date, i obiecalam, ze z wielka checia, na dluzej sie wybierzemy, tylko troche wiosenna pora, bo jak swistaki zwiastowaly, wczesna wiosna ma nadejsc! No, mam nadzieje, ze prezenty sie nie zepsuja(cala gama kremow, bo Grazynce nie pozaluje, Ona nas tak zawsze obdarza wszelakim dobrem, ze...)
Moze, jak sie bardzo zawezme, tozgubie pare kilosow?! Och, moje marzenie! Jak utknelam w tych 73 trzech, to ani ruszy!
No, to juz nie bede marudzila, bo czas Dzieci do snu popedzic....
Do diaska!
Nie wiem, co mam zrobic ze soba! Nic mi z tego odchudzania nie idzie! Kupilam sobie nawet nowa wage, bo do obecnej-ciagle dokladanie do nowych baterii-przewyzszylo koszt pierwotnej ceny! No, coz! Pech! Waga , ktora teraz kupilam, wskazuje tylko funty! Musze ja wymienic! Jutro ide do Pani Sonii. Lubie tam chodzic, ale nerwy mnie zzeraja w chwili , gdy musze wracac do domu(a raczej do szkoly - po Dzieci), bo zawsze scigam sie z czasem, i nie raz, w drodze "po dzieci", zmuszona bylam dzwonic do Dyrektorki, by ta przetrzymala moje dzieci u siebie w biurze(kancelarii?). Nie mam juz odwagi prosic Ja o to, zwlaszcza, ze dzisiaj nie pokazalam sie na zebraniu Komitetu Szkolnego Rodzicow, ktore to odbywa sie raz na trzy miesiace! A powod? Dzieci moje tak mi daly do vivatu, ze tylko zeby gryzc z rozpaczy! Co sie ze mna dzieje? Mam takie jakies dni nerwowe! (nie, nie, to jeszcze za wczesnie na "te dni!") A poza tym, jestem w trakcie "ponownego staniecia na nogi", jesli idzie o diete. Nawet nie chce mowic, jak mi to idzie! (chyba jasno wynika to z ilosci wykrzyknikow, ktorych cala mase tu uzylam...) Oboje z Mezem dzwonimi codziennei doPolski, by dowiedziec sie o stan zdrowia Tesciowej (dla mnie...Tesciowej). No, coz, bierze wlasnie trzecia z szesciu( w calej serii) chemioterapie. Jakos to znosi, albo sie nie chce skarzyc? Tesc mial dzisiaj(wciaz ma!) urodziny! Tym razem, jasne bylo, czego Mu szczegolnie zyczyc! Zyczyl sobie mniej cierpienia, na co Mu odpowiedzialam, ze "zycie jest sztuka przejscia przez cierpienie", i tej opanowania tejze-Mu zycze!( alez sie Mu dolozylam!) Adekwatnie do Jego imienia, musi byc dzisiaj Opoka i Skala dla swojej Zony, ktra to do tej pory, byla wlasnie taka dla Niego...
Ano, nic "odkrywczego sie u mnie nie dzieje, ale mam jakies "ciemne" dni, i nie wiem, jak sie z mroku tych dni wydostac...Trzeba znalezc jakis "zloty srodek", bo, ze dni takie beda sie powtarzaly-tego jestem pewna! (o, znow krzycze!) Pewnosc swoja opieram na prostym , rodzicielskim doswiadczeniu. Dzieci rosna, a w raz z Nimi - klopoty...Oby tylko wiekszych nie bylo! O, Dobry Boze, nie opuszczaj mnie! (nawet na Pana Boga musze krzyczec?).Tak, dzisiaj nawet Jemu nie bylo oszczedzone, wydarlam sie na Niego, ze az...Nie, nie wstyd mi...Zwykla ludzka bezradnosc...A, przeciez, skoro, przed Nim sie nic nie ukryje, to dlaczego mialam nie krzyknac? Moze ten krzyk, ktory wyrwal sie mi dzisiaj z piersi, byl najczystsza forma modlitwy, jaka kiedykowlwiek zaniosalm do Niego? Brak poczucia winy, brak "wyrzutow" sumienia-utwierdzaja mnie w tym przekonaniu...Czyli, zaczynamy rozmowe, bo do tej pory, to bylo moje klepanie pacierzy ( z ktorego nie zrezygnuje, bo bylo najprostsza forma ofiary z mojego czasu, z mojego zmeczenia, z mojego lenistwa, z mojego ja-nie chce!) Lamaly(i lamia do tej pory!) kark mojego oporu, ucza czegos, czym naprawde nie grzesze!, czyli systematycznosci. I Adresatowi moich modlitw pozostawiam do oceny ich wartosc, w ktora nieustannie ufam, chociazby w ulamek tysieczny tejze! No, to koncze, bo mam jeszcze pare rzeczy do zrobienia, oczywiscie, z paciorkiem wlacznie!