I Am Pro-Life...
http://www.youtube.com/watch?v=V2CaBR3z85c
Tak Panie Prezydencie, mam do Pana zal, ze na samym poczatku swojego panowania na tronie Amerykanskiej polityki-zdecydowales sie uderzyc w Tych Obywateli, ktorzy nie maja praw glosu, nie dajac Im szansy na wyrazenie wlasnych pogladow, nie dales szansy na marzenia o byciu nastepnymi prezydentami ...A przeciez - Tobie dana byla taka szansa! Ten kawalek internetowego poletka nalezy do mnie, i dlatego pisze, co mysle - mysle, tak jak pisze....
Do Jacka jenak nie zadzwonilam...
Wrocilam z pracy, zaopatrzylam Dzieci w jadlo, sama tez zjadlam, i leglam , a jak ja juz legne, to potem ciezko mi sie zebrac...Mialam postanowienie, by nie jesc juz zadnego posilku po 5-tej p poludniu. Niestety, o 7-dmej wieczorem dopadlam sie do torby z chipsami, i jak sie w nie zakopalam, to z jakies 600 kaloriiwmlocilam! Do tego z litr Sprite-a, no i mam dola! Dola ma tez Jagoda, bo przechodzi raka i nie moze sie ostatnio pozbierac....Jakiez to zestawienie, prawda? Ale tak wlasnie toczy sie zycie ludzi, a za kazdym Czlowiekiem - Jego historia zycia...E la vita continua....
Jutro zadzwonie do Jacka,
Dowiem sie przy okazji co z Jimem.Ale, tez, i wezme sie zaalatwienie pewnej sprawy...Wciaz nie wiem, czy dobrze robie, ale nic oficjalnie napisac nie moge, wiec tak to wyglada tajemniczo...Waga? Ano, stoi, ale cos sie chyba rusza z "przemialem" pokarmu, bo czesciej bywam w toalecie (ostatnio-co 4-5 dni, wiec sami widzicie...)A w domu? Wallka z Corka o kazdy dzien pracy domowej, co ja z Nia mam? W dodatku podwedzila koledze olowek, co mnie zalamalo! Do tego wszytskiego - dorabia teorie niomal filozoficzne!Glupia to Ona nie jest, tym bardziej trudniej mi z Nia walczyc o zmiane zlych nawykow. O reszcie nie wspominam.Szkoda tylko, ze spalil na panewce plan wyjazdu na poludnie, tak bardzo tego potrzebowalismy! Zwlaszcza moj Maz, juz jest bardzo, bardzo przepracowany....
Pozegnalam sie juz z Jimem...
Przeniesli Jima pewnie na oddzial pallatywny i w dodatku do innego szpitala, do tego samego, w ktorym lezala Beata.Pamietam to pietro z odzwiedzin Beaty, zapadnie mi ta 16-stka w pamieci na dlugo! W pracy zasow jakich malo! Az dziw bierze , ze przytylam juz kolejny kilogram na 13-stce, naprawde, liczylam na utrate przynajmniej paru kilosow, a tu masz!Nie wazne, albo...chyba jednak wazne, bo przyczynia sie to moich zlych nastrojow.Tyle wazniejszych rzeczy sie dzieje na tym Bozym swiecie, a ja rozplywam sie nad swoja tusza! Kurcze, Jim odchodzi, a ja tu truje! Ktos ma raka, a ja tu o takich detalach...To ja juz moze skoncze, bo przedemna walka z Corka o odrobienie pracy domowej!
Szkic Buddy
odzyskal Nowego Wlasciciela! Jimy bardzo sie ucieszyl, ze ma taki prezent! I ja rowniez, bo ten Budda, choc byl narysowany dla mnie, to jednak "czuje" sie znacznie lepiej u Swojego Wyznawcy! A ja, z samego rana, jak sie pojawilam w pracy, cichutko zajrzalam do pokoju Jima, i zdazylam Go prosic o cos, na czym mi bardzo zalezalo! A reszta dnia w pracy przebiegla spokojnie. Za to w domu, bylam juz tak "padnieta", ze wylozylam swoje coraz ciezsze cialo na wznak, i lezalam tak blisko dwie godziny, z czego skwapliwie skorzystala moja Osmiolatka, nie robiac pracy domowej. Zanim sie unioslam i pogonilam Corke do lekcji, zrobilo sie tak pozno, ze cala praca domowa skonczyla sie wielka walka, a i taknie skonczona - wiec zwiastuje mi to jutrzejsze klopoty Corki w szkole...Ciezko mi z tym brakiem dyscypliny, bo oto wychowuje dzieci - kaleki, i to juz calkowicie moja wina...Nie chce mi sie juz nic, wiec poloze sie, przede mna okolo 5 godzin snu, i jakos musze sie zebrac w sily...a waga? coraz ciezej mi, coraz ciezej, jeno czekac depresyji...
Beaty juz nie ma miedzy nami...
I nic wiecej nie bede pisala, Nie ma Jej juz, i nie cierpi...
Ale jest (jeszcze) Jim, i teraz to z Niego czerpie energie, a On rozdaje ja szczodrze i bez zalu. Mowi mi, ze mial dzieciec dlugich lat z "wyrokiem", i ze jest juz pogodzony ze swoim odejsciem. Siostra Jego - we lzach - opowaida, ze Brat Jej dokladnie "rozliczyl" sie ze swoim zyciem, wszytskie ksiegi "podliczyl", "zamknal swoja buchalterie"- lezac (bo tylko na to ma sily) - wciaz ma czas dla mnie! Jutro - jesli jeszcze Go zobacze - poprosze Go o cos bardzo, bardzo waznego dla mnie! Umowilam sie z Nim na minutke rozmowy i sie zgodzil! Jim jest buddysta, powiedzial mi (jesli czegos nie utracilam w wolnym tlumaczeniu...),ze:" zycie jest sztuka przejscia przez cierpinie, jakiego kalibru by ono nie bylo! " Jakie to wyroznienie od Boga spotkac Kogos Takiego w swoim zyciu! A w chwile potem, zdarzylo sie cos nieprzewidywalnego, ale o tym napisze kiedy indziej, i to "cos" zupelnie rozkleilo mnie...Zaraz wyszukam szkic Buddy, ktory kiedys otrzymalam w prezencie od zony dlugo-cierpiacego Pacjenta. Narysowala go specjalnie dla mnie i choc zal mi bedzie (troche) sie z tym szkicem rozstac, to zawioze Go Jimowi, bo najwiecej , co moge Mu podarowac przed jego odejsciem - to cos, co stanowi dla mnie specjalna wartosc.On sie dzieli swoim Zyciem, wiedzac, ze juz godziny Go dziela od odejscia, a jednak - znajduje czas, by nawet ze mna-prosta sprzatczka szpitalna! -porozmawiac. Czyni to kosztem rozmow ze swoimi doroslymi Dziecmi, Zona, Siostra i Innymi przyjaciolmi. Jestem Mu wdzieczna za to, co ciagle podkreslam, ale jeszcze jedna minutke z zycia Jima potrzebuje, by o cos Go poprosic , jeszcze jedna minutke!
Wczoraj
znalazlam dluzsza chwile by wyjasnic moj (nieco melancholiny) poglad na zycie, co odzwierciedlaja to strony tego pamietnika, ale wpis - zzarlo! A tyle czasu nan poswiecilam! No nic, widocznie mialo tak byc. Teraz wiec tylko dodam, ze juz tak mam w naturze, ale ogolnie - to jestem optymistka! Naprawde!No i tyle g'woli wyjasnienia. Pewnie nie bede miala czasu by wpasc tu przed Wigilia, wiec kazdemu tu zablakanemu - uzyczam kacika cieplego mojego serca i szczerze sciskam, zyczac Radosci Swiat Bozego Narodzenia! A Jubilatowi - wciaz Malenkiej w zlobku - Bozej Dziecinie- zadowolenia ze mnie, z Moich Bliskich i dalekich, i nie zawiedzeniaTwoich Boskich oczekiwan z Ludzkiej strony!
Beaty Los...
Jak Ja zobaczylam, to az wierzyc nie moglam! To Ona?! Zestarzala sie tak bardzo, nie, to rak Ja tak wyniszczyl. Kiedy weszlam do jej pokoju - Ona jeszcze spala, ale z wychudzona, z obrzmialym brzuchem i nogami, ktore juz nie moga uniesc objetosci opochlizny...Biedna, choc nie swiadoma powagi stanu , w ktorym sie znajduje. Cale szczescie, nie boli, a jak boli - to lekarze potrafia opanowac ten bol, i mozna z Beata popgadac o tym i o owym...Wlasciwym celem moich zwierzen jest by Was ostrzec przed niebadaniem sie - przynajmniej raz do roku - jesli chodzi o przeglad "spraw kobiecych"! Obowiazkowo! Beata zaniedbala te badania, tak, ze po urodzeniu Coreczki - przez kolejnych osiem lat nie byla na zadnej kontroli, a rak jajnikow - cichy zabojca - zaczal pustoszyc Jej organizm. A kiedy juz sie zoorientowala, ze cos z Nia nie tak, to raczysko zaatakowalo inne narzady.Jest tak slaba, ze nie moze przyjac (i tak bardzo slabej) chemii. Dopadla Ja infekcja drog moczowych, a Ona sama, juz nie ma sil na zadne poruszanie sie o wlasnych silach. Strasze? Tak, ale mysle, ze musicie sie troche zdopingowac, by raz do roku wysilic sie na badania, bo gdyby Beata tak uczynila, to byloby mozliwe, ze tryskala by teraz zdrowiem, byc moze - mialaby usuniete jajnki, ale to pestka w porownaniu z tym, z czym sie Ona zmaga!
Jeszcze jeden aspekt Jej obecnego stanu, to ten,ze Ona wciaz wierzy, ze z tego wyjdzie! Lekarze juz zwolali rodzine, by oficjalnie powiadomic, czego maja sie spodziewac po chorobie, ale nikt tego nie powiedzial Beacie, co uwazam, po dlugich rozmyslaniach - za bardzo sluszne posuniecie. Jesli czeka Ja smierc, to po co ma sie meczyc ta mysla, ze tylko na jedno czeka? Niech marzy, niech planuje, niech sni, tyle Jej jest zycie winne, a nikt niech nie smie zabrac tej chwili, bo nie wiemy ile Jej tych chwil zostalo... A gdziez jest miejsce na wiare w cud? Wierze w isnienie cudow, lecz nie wiem, czy Boze plany obejmuja nim Beate, ale o to sie modle, i Was tez o to prosze...
Alez sie wscieklam
wczoraj! o dwoch tygodniach calkowitego wyrzeczenia sie smakolykow i jedzonka po szostej wieczorem - waga ani drgnela! Mialam dwa wyjscia, albo sie zalamac i w ramach protestu przeciwko mojej wadze - nazrec sie dowoli, albo - przelknac to wszytsko kolejnym dniem samokontroli nad wlasnym obzarstwem...Wyboru dokonalam.Rano - pomaszerowalam ze swoja Coreczka - po mleko - do pobliskiego sklepu (w jedna strone - marsz 20 minut), a w nagrode - wrocilam z kublem kawy z ulubionej "kawo-dajni". Zagryzlam to dwoma malutkimi paczkami (takimi na wielkosc ...no nie wiem, trace cierpliwosc z odnalezieniem skali porownawczej!), w kazdym badz razie- bylam grzeczna, i nie zazeralam sie, ale to dopiero poczatek dnia, wiec, trzeba bedzie sie trzymac dzielnie! Pozatym, pogadalam z Coreczka, ktora to ma wiele pytan, a ja - nie wiele czasu na odpowiedzi. Poruszylysmy wiec tematy Boga, wszechswiata, Bozego Narodzenia, ciazy, pamieci, dobrych uczynkow, Taty, Brata, i calych kasiag filozoficznych tego swiata, bo - Dzieci maja ten dar drazenia tematow- i to mi przynioslo radosc. Juz nie pamietam, kiedy mialam koniec tygodnia wolny od pracy, wiec bylo to dla mnie uczta niebianska! Mam w planie przygotowanie dobrego obiadu, dodatkiem bedzie duza porcja dobrego wina, a wieczorem, do kosciola (bo jak moj piecioletni - niegdys - Chrzesniak powiedzial: " bo Ty sie tylko mszysz i mszysz!)mszyc...A , w poniedzialek raniutko - zrywka do pracy, do szpitala, na trzynaste pietro, gdzie ciezkie choroby dopadaja ludzi, i nie kazdy z tego pietra zywym wychodzi...I co mnie poderwie do zycia w takim otoczeniu Ludzi Chorych? Pamiec o nie zmarnowanej sobocie i niedzieli, i plany na nastepna niedziele - zobiadem i lampka wina w menu....Bo chec chodzenia po ziemi upiekszaja mi bardzo przyziemne przyjemnosci. Prawo grawitacji, takie - stworzone na wlasny uzytek i pocieche...
mialam pare razy juz cos napisac,
ale obiecalam sobie ( i nie tylko!), ze tym razem - bedzie cos bardziej optymistycznego. Obiecalam, obiecalam, i coz, napisze, ze: jestem zdrowa, za co Bogu niech beda dzieki! Dzieci- rowniez - podziekowanie - jak powyzej. Maz - daj Boze, zeby byl zdrowy, na razie tylko tyle napisze...A, ze po "drodze" dowiedzialam sie o pru innych nieprzyjemnych przypadkach zyciowych - to przemilcze, bo wpadne znowu w ton smutku....Chociaz, ja wlasciwie to mialam intencje, by nawet - przez najsmutniejsze przypadki, ktore opisuje, pojawily sie moje prawdziwe odczucia, ktore - nie maja na celu zasmucac, ale - podkreslic moja radosc z faktu, ze zyje, jestem zdrowa, pracuje, i moge tutaj cos jeszcze napisac! Sam optymizm! W pracy,"rzucili" mnie na 13-ste pietro, co w praktyce oznacza staly kontakt z ciezkimi przypadkami chorobowymi. I co ja na to? Coraz bardziej odczuwam swoje szczescie, ktorego z pewnoscia nie docenialabym, gdybym nie miala tego stalego porownania z bolesna rzeczywistoscia! I w tym momencie - skoncze, bo padam na twarz, ale to tez jest powod do radosci, bo zmeczenie z przepracowania - jest w porzadku... No, i taki moj wywod na optymistyczne zapatrywanie sie na zycie. Szkoda, ze nie umiem pisac o troche radosniejszych aspektach zycia, ale ja naprawde zauwazam szczescie, ktore gosci w moim zyciu!