Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Szkic Buddy
22 stycznia 2009
odzyskal Nowego Wlasciciela! Jimy bardzo sie ucieszyl, ze ma taki prezent! I ja rowniez, bo ten Budda, choc byl narysowany dla mnie, to jednak "czuje" sie znacznie lepiej u Swojego Wyznawcy! A ja, z samego rana, jak sie pojawilam w pracy, cichutko zajrzalam do pokoju Jima, i zdazylam Go prosic o cos, na czym mi bardzo zalezalo! A reszta dnia w pracy przebiegla spokojnie. Za to w domu, bylam juz tak "padnieta", ze wylozylam swoje coraz ciezsze cialo na wznak, i lezalam tak blisko dwie godziny, z czego skwapliwie skorzystala moja Osmiolatka, nie robiac pracy domowej. Zanim sie unioslam i pogonilam Corke do lekcji, zrobilo sie tak pozno, ze cala praca domowa skonczyla sie wielka walka, a i taknie skonczona - wiec zwiastuje mi to jutrzejsze klopoty Corki w szkole...Ciezko mi z tym brakiem dyscypliny, bo oto wychowuje dzieci - kaleki, i to juz calkowicie moja wina...Nie chce mi sie juz nic, wiec poloze sie, przede mna okolo 5 godzin snu, i jakos musze sie zebrac w sily...a waga? coraz ciezej mi, coraz ciezej, jeno czekac depresyji...
megi62
22 stycznia 2009, 21:41opowiadasz, depresyję pogonić w diabły - dasz radę, a burczenie skutecznie zwalczyłam.
mariolkag
22 stycznia 2009, 09:57Krysienko, taka depresyja jest czasem poczatkiem zebrania sie w sobie. Wiesz, ze czasem trzeba siegnac dna, bo o inaczej nie ma od czego sie odbic :))
luthienka
22 stycznia 2009, 05:45Oby nie ciężej, będzie coraz lepiej :). 2kg na tydzień? Super!