Tylko nadwaga!
No, to kończę ten miesiąc tylko z nadwagą... jakieś 14 kg. Ale to już tylko nadwaga. TRochę słabo się czuję, ale włosy już mi przestały wypadac, wreszcie!. Przez cały czas, jak karmiłam wychodziły w ogromnych ilościach, teraz wszędzie pojawiły się odrosty, ale na szczęście nie wypadają już prawie wcale. Wreszcie będę normalna. I dla tych, co nienawidzą @ - ja się ucieszyłam, jak wreszcie zawitała. W sumie nie było jej prawie wcale przez 7 lat. Pomyślicie, że to głupie, ale jakoś tak kobiecej teraz się czuję, pozdrawiam! Zadowolona Odchudzaczka! No i jeszcze jeden "uboczny" efekt diety - zimno mi... często.
Jaki teraz cel?
Hmmm, chyba będzie 75 - prognozuję że za dwa tygodnie, tj, około 10 października będzie 75-74. Zobaczymy. Muszę jeszcze zacząć ćwiczyć, bo na razie kicha... Mam świadomość tego że nie dam rady do moich urodzin schudnąć do 65 (było na początku odchudzania 62). Ale już schudłam 20 kg i nadal chudnę a to BARDZO!!!! dużo. I te komplementy są takie łechcące. Spodnie do których chudłam już są luźne!!! Teraz znalazłam następne. Fajnie tak chudnąc "do czegoś" bo się ma porównanie. W domu wszystko wpadło w rytm, Michalina tak szybko rośnie, że już tak nie odczuwam "jej maleńkości". Dzisiaj (ma 11 miesięcy) dostała miseczkę z brokułami, ziemniakami i marchewką i pierwszy raz jadła sama obiadek. Oczywiście łyżeczkę twardo trzymała w rączce, a wsuwała drugą! Można? Można!
No 7 już jest
Tylko vitalia nie umieszcza moich wpisów.... ble
Już niedługo będzie 7-ka!!!!
Tyle na nią czekam! I już się doczekać nie mogę, jak dobrze pójdzie to będzie w okolicach wtorku!!!!! Zaszaleję normalnie na tę okoliczność!!!! Oczywiście nie w diecie, bo jej nie przerwę - szkoda zdrowia, ale kupię sobie coś do ubrania, kaskę już odłożyłam!
Lecę do przodu i z wagi też
Zaczęłam sobie dietę dr Dąbrowskiej. Od tamtego poniedziałku schudłam 3 kg, tylko że taką prawdziwą dietę mam od przedwczoraj. Wcześniej zapijałam kawą burczenie a kawa była z miodem i mlekiem... Teraz już tylko owoce i warzywa. A najbardziej moje ukochane brokułki.... I w sumie nie czuję głodu. Lepsze to niż meridia. Spróbowałam i po jednej podziękowałam, bo wolę bardziej polegać na sobie. No i się nie truję. Może wreszcie nic mi nie przeszkodzi w tych 6-ciu tygodniach diety. Ostatnio jak ją zaczęłam schudłam 7 kg w dwa tygodnie, ale musiałam ją przerwać, bo podejrzewałam nowe życie w sobie. Podejrzenia były słuszne. Więc zaraz szybciutko nadrobiłam stratę i jeszcze duuuużo więcej. Ale teraz jest ok, każdego dnia waga spada a ja czuję się dobrze. Pozdrawiam wszystkie zawzięte i uparte Vitalijki!
Wróciłam, no do starej wagi też :)
Po raz kolejny i na pewno nie ostatni. A co się będę zarzekać. Przytyłam przez wakacje około 4 kg, kilogram już zrzuciłam od poniedziałku, ale tak śrubkę przykręciłam, że rano, jak czesałam córkę do szkoły usłyszałam: MAMO!!!!! Ale ci w brzuchu burczy!!!! No! Cały czas... Racje żywnościowe pomniejszone i żołądek kwiczy.... Tylko jeszcze orbitrek smutny w kącie stoi, ale już niedługo!! Niech się boi, bo jak z taką masą wkroczę to aż skrzypiał będzie.
Przeżyliśmy w rodzinie kilka zmian. Dwójka średniaków jest w przedszkolu, najstarsza w pierwszej klasie... Tylko Miśka nie pozwala mi zniknąć z oczu. Drze się jak oszalała jak tylko znikam! I zasuwa na czterech - gdzie ja tam ona. Ja prasuję, ona siedzi pod deską i- broń Boże! nie ruszaj!. Starszaki ją targają po całym domu, potem muszę jej szukać. Jeszcze chwila i sama zacznie biegać!
Mam możliwość pracy po kilka godzin w tygodniu, tzn. tak naprawdę to wreszcie dostanę kasę za to, co i tak już robię od dłuższego czasu, tylko za free.... I będę miała powód żeby się wymalować, ubrać sensownie i z domu uciec. Dość już mam tych wiecznych dresów i koszulek wymemłanych prze któreś z dzieci! Tylko samochodem będę musiała jeździć a dla mnie to ostateczność. W sumie jeździć umiem, tylko samochód duży (duża rodzina to i samochód duży - dobrze że nie autobus;)) i jakiś taki "lipny"
. Tak sobie myślę że jesteśmy skazane na wieczność na Vitalii, tzn. przynajmniej ja. Może trochę głupio pasek poprawiać w górę, ale to też jakaś motywacja. Dobrej nocy! I paski w dół!
Muszę iść do pracy...
Tylko gdzie ja sensowną pracę znajdę.... Z samych projektów nie da rady, bo raz przechodzą a raz nie, a ja muszę mieć stały "przypływ gotówki". Zaczęłam szukać, może się uda na tym naszym zadupiu, gdzie mnóstwo ofert na domokrążców i naciągaczy jest tylko, coś znaleźć. Z dietą kijowo! Zero motywacji a chyba nawet jest demotywacja totalna. Miśka była chora, 4 dni miała ponad 39 stopni i niczym nie mogłam tego zbić, w międzyczasie Marysia rozcięła sobie głowę dość głęboko... projekty dwa utopione i będziemy się odwoływać i tak wszystko się w tym tygodniu pieprzyło. Ale za to miałam taki fajny sen... taki, po którym człowiek budzi się szczęśliwy,. a to tylko sen A i tak daje takie uczucie "błogości" na jawie (no, nie erotyczny był ten sen, bo o mojej pracy właśnie
, że ją dostałam i komuś zależało, żebym pracowała u niego. i że ktoś mnie wreszcie docenił...) Dobrej nocy Wam życzę Kobietki, no i dobrych snów!
Dzięki!
Dziękuję Wam za komentarze, za to że zupełnie obce osóbki interesują się jak by nie było częścią mojego życia. Dzięki, to miłe. Więc (nie zaczyna się zdania od więc...) po przeczytaniu komentarzy i opisu w jednym z pamiętników (odciąć łeb od koryta) postanawiam walczyć dalej. Pierwsze 4,5 godziny dnia zawalczone pozytywnie. Orbitrek był, wypad do sauny był, dużo wody było, teraz trzeba wciągnąć jakieś płatki i do pracy. a pracy co niemiara! Miało być mniej prania jak dzieciaki przestaną do przedszkola chodzić.... taaaa - nic się nie zmieniło a w zasadzie mam wrażenie, że piorę codziennie. I w sumie nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że później trzeba to wszystko rozwiesić, ściągnąć, poskładać prasować itd.... Przecież wszyscy wiedzą, ale mi to godziny zajmuje. Złożyłam podanie o pracę, czekam na wyniki 2 projektów. Zapisaliśmy nasze maluchy do przedszkola dofinansowanego z EFS-u. Jak się dostaną to odpadną nam opłaty i przybędą fajne zajęcia dodatkowe. Tylko muszą się tam dostać, w sumie wszystko jest teraz w zawieszeniu. 17 sierpnia jedziemy na urlop na 2 tygodnie i też się już stresuję... Jedziemy do Świnoujścia, więc co najmniej 8 godzin w samochodzie. ostatni raz nad morzem byliśmy 5 lat temu, tylko z najstarszą córką. Jedyne, co pocieszające to to, że nie muszę martwić się o posiłki (no, może tylko o najmłodszą, ale dam radę) reszta ma wykupione. Lecę do pracy, miłej soboty!
Mam korbę i odruchy...!!!
Wymiotne oczywiście! Jak patrzę na siebie to mi ręce opadają. Do ziemi. Ale czytałam trochę pamiętników i pomyślałam sobie, że niedługo już nie będzie miał kto nas pocieszać... Na szczęście te 'doły" tak chyba po wszystkich wędrują. Nie chudnę, nic. Od półtora miesiąca, nic!!!!! Zaczynam głodówki i ok 17 tej się kończą. Nie daję rady. Wszystkie zasady bierze w łeb! Znowu zaczynam sobą gardzić, że nie mam w ogóle silnej woli, a to już dla mnie niebezpieczne. Zmęczona jestem, myślę sobie że może to brak jakichś mikro i makro i witamin. To, co jeszcze przed chwilą cieszyło już nie cieszy... Proszę wszystkich czytających o solidnego kkopa i duużo wyzwisk!!!! Pozdrawiam!
WRACAM DO VITALII!
Witajcie po miesięcznej przerwie! Dużo się działo w tym miesiącu całym. Mąż ma się już dobrze. Czekamy jeszcze na wyniki. A ja przez cały ten miesiąc nie przytyłam ale też nie schudłam, więc jak już się trochę uspokoiło, to biorę się na nowo za siebie. W zeszłą sobotę byłam na weselu u kuzynki i było mi tak niesamowicie przyjemnie, bo wszyscy prawili mi komplementy. Przez te ostatnie lata przyzwyczaili się do innej mnie. A jednak się trochę zmieniłam, bo ważę mniej niż po pierwszej ciąży, więc wszystkie ubrania wymieniam i też mam frajdę niesamowitą. W prawdzie większość nowych jest w rozmiarze 44 ew. 42 - ale w styczniu było 48/50 więc jest duża różnica. Cieszę się, tylko muszę walczyć dalej o siebie. Wizualizacja na vitalii mnie rozwaliła, bo wyszło że wyglądam tak samo ważąc 100 i 82 kg... Może jeszcze żadna laska nie jestem, ale jest trochę mniej tu i ówdzie! Dobrej nocy! I pozdrawiam!