Nie bylo mnie bo tyle sie dzialo. Wogole zapomnialam jak wyglada komputer Dzisiejsze wazenie nie zaskoczylo mnie ale i tez nie zadowolilo. 0.6kg w gore?! Niby nic a jednak
Niestety nie przestrzegam diety, bo bedac, zwlaszcza w weekend, caly dzien poza domem nie da sie jej przestrzegac, a w ciagu tygodnia zjadalam pozostalosci po weekendowej wiosce swietego mikolaja. Same pysznosci: rybka po grecku (zdrowa i smaczna), pierogi z kapusta i grzybami zbarszczykiem (zdrowe i pyszne choc bardzo sycace), kielbaska z karmelizowana cebulka (bomba kaloryczna) no i oczywiscie chlebus z miesnym smalczykiem domowym (to juz bomba ponad bomby - ale jaka pyszna ). Poniewaz byl to pierwszy weekend a co za tym idzie malo odwiedzajacych, zostalo nam tych pysznosci w brud. A nie wyrzuce przeciez do kosza takiej fury jedzenia - grzech. Tylko ze ten grzech kosztowal mnie 0.6 kg w gore zamiast w dol Obiecuje poprawe w tym tygodniu.
Jednak wiem, ze nie moge sie poddac. Musze walczyc ze slabosciami i tymi pysznosciami (niestety az do swiat co weekend takie jedzonko bede miala dostepne a do tego jeszcze bigosik i kluseczki z makiem ). A latwo nie bedzie bo za godzine wyruszam na kolejny weekeend z pysznosciami pod nosem do wioski mikolaja. Oby tym razem to klienci zjedli wszystko i nie zostawili ani okruszka. Czego oczywiscie sobie zycze