Stanęłam dziś rano na wagę i oczom nie wierzyłam :) Wskazówka pokazała 71 kilogramów... A jeszcze niedawno ważyłam całe 4 kilogramy więcej.
Waga 75 kilogramów przy moim wzroście nie była jakąś straszną rzeczą, ale przyznam, że troszkę zaczynała mi już przeszkadzać. Postanowiłam zacząc działać, ale nie wiedziałam, co zrobic, żeby osiągnać zadowalający efekt. Wypróbowałam już wiele różnych diet, bardzo chętnie poddawałam się również głodówkom, których efekt był widoczny najszybciej, ale - jak się pewnie domyślacie - stracone kilogramy wracały w zawrotnym tempie :( Myslę, że wszelkie wyjaśnienia na temat efektu jo-jo są tu zbędne ;)
Kilka tygodni temu po raz kolejny podjęłam walkę z nadprogramowymi kilogramami, ale tym razem postanowiłam zrobić to mądrze ;) Zrezygnowałam z głodówek i cudownych diet. Zaczęłam wprowadzać stopniowe zmiany w sposobie odżywiania. Na początek ograniczyłam (ale nie zrezygnowałam całkiem!!!) jedzenie słodyczy, do których mam słabość i nie wyobrażam sobie całkowitego wyeliminowania ich z mojego menu. Potem zaczęłam zwracać uwagę na to, co jem - bez przesadnego liczenia kalorii i stresowania się podczas przełykania kolejnego kęsa. Może zabrzmi to banalnie, ale zaczęłam wsłuchiwać się w potrzeby mojego organizmu, jeść wtedy, kiedy jestem głodna i to na co mam ochotę, oczywiście w rozsądnych ilościach. Staram się nie jeść byle czego i byle gdzie, ale jeśli mam straszną ochotę na coś niezdrowego, to po prostu sobie na to pozwalam. Najważniejsze jest to, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, kiedy jemy coś kalorycznego i niezdrowego. Jeśli już pozwalamy sobie na odrobinę szaleństwa, to miejmy z tego przyjemność i nie liczmy kalorii. O ich nadmiar pomartwimy się później, na to też są sposoby... Odrobina ruchu i po kaloriach nie zostaje ani śladu ;) Ja najbardziej lubię pływać, ale niestety mój system pracy nie pozwala mi na regularne wizyty na pływalni. Ale lubię też biegać, a to można robic o dowolnej porze dnia i roku ( no, chyba, że leje niemiłosiernie albo temperatura spada poniżej skali termometru ;-) ) Ostatnio znowu zmobilizowałam się do wieczornego biegania (chociaż podobno lepiej jest to robić rano, ale ja wolę wieczorkiem) Tylko uwaga: biegam tylko wtedy kiedy mam na to ochotę!!! Sport ma być przyjemnością. Jeśli stanie się przykrym obowiązkiem, to szybko stracimy zapał do działania. Dlatego jeśli dopada mnie totalne lenistwo i nie chce mi się ruszyc z domu, to po prostu odpuszczam i robię sobie wolne od wysiłku fizycznego. Oczywiście nie można odpuszczać zawsze - trzeba znaleźć złoty środek ;)
I tak właśnie funkcjonuję sobie od kilku tygodni, a dokładnie od początku września. Od tego czasu zgubiłam 4 kilogramy. Pewnie powiecie, że to niedużo, ale za to jaką mam z tego przyjemność. Uwierzcie mi - żadnych koszmarnych wyrzeczeń, ataków głodu, apatii i złego samopoczucia, jak przy większości diet. Czuje sie rewelacyjnie :)
Kilka dni temu podjęłam kolejne wyzwanie - postanowiłam rzucić palenie. Tę walkę podejmowałam również juz nie raz, ale mam nadzieję, że tym razem skutecznie. Dziś mija mój dziesiąty dzień bez papierosa. Dlatego też nie zamierzam odmawiać sobie wszyskich słodkich i niezdrowych przyjemności, jeść rozsądnie, ale pozwolić sobie czasem na odrobinę szaleństwa. Rzucenie na raz i jedzenia, i palenia byłoby raczej mało realne ;)
Ale, żeby to wszystko nie wydało Wam się "przesłodzone" i "na pokaz", to oczywiście przyznaję, że zdarzają mi się chwile słabości. Czsem mam ochotę otworzyć lodówkę i zjeść z niej dosłownie wszystko. To byłoby bez sensu, dlatego w takich momentach zastanawiam się, na co mam największa ochotę i bez skrupułów to jem - prawda, że lepiej zjeść jedną kaloryczną rzecz ze smakiem niż spałaszować całą lodówkę ;)?
Zaczęłam pisać pamiętnik, bo pomyślałam sobie, że może z Wami będzie mi łatwiej przetrwać chwile słabości. Może mnie rózwnież uda się kogoś wesprzeć i utwierdzić w przekonaniu, że warto dbać o swoją sylwetkę i że trzeba to robić "z głową".
Życzę Wam wszystkim miłego dzionka, w Warszawie mamy dziś rewelacyjną pogodę - świeci słońce i podobno jest cieplutko, nie czuję, bo siedzę w pracy ;)