kotek jest baaardzo zadowolony (:
... że już tak wielką odległość na linijce pokonał :)
... a jeszcze bardziej ja (:
... moja wdzięczność nie ma granic :) ... wdzięczność dla Was, moje Kochane :)
... jestem pełna optymizmu :) wierzę, że mi się uda :) dziś waga pokazywała też mniej niż 69, czyli chyba to będzie trwały spadek wagi :) za tydzień powinna się podnieść ze względów fizjologicznych ;) ... nie wiem, czy to zaznaczać - jak myślicie?
Kobietki! schudałam (:
.. wiecie? dziś rano, gdy weszłam na wagę, zobaczyłam tylko 68,4kg!! nawet po tym moim obżarstwie czwartkowym :) gdyby nie Wy, w ubiegłym tygodniu bym się już poddała... DZIĘKUJĘ ZA SŁOWA OTUCHY I MĄDRE TŁUMACZENIE tego, czego nie rozumiem :) tak bym chciała, żeby ta tendencja na chudnięcie utrzymała się dłużejjj :) buziaczki :)
ciężka jak słoń...
... tak się czuję po wczorajszej imprezce... zjadłam masę pysznych rzeczy - żurek, mięsko z sosikiem i kurkami, ozorki... o odrobinie alkoholu nie wspomnę... chyba dzisiaj nie powinnam jeść niczego, żeby to wyrównać... :(
... a w sobotę kolejne ważenie... i znów pewnie żadnych efektów dzięki temu nie będzie :(((
... ale dzisiaj dla uczczenia mojego święta zjem sobie pół pączka z kremem :) nie jadłam od niepamiętnych czasów :)
to tak...
za godzinkę wychodzę na ten bal... miałam ubrać top zawiązywany na szyi i bolerko (komplet w kolorze czarnym ze złotymi refleksami), ale niestety w obecnym moim rozmiarze wyglądało to okropnie... zakładam więc ten topik na biały golfik z krótkim rękawem, a na dół spodnie na kant (też czarne)... nie za bardzo pasuje do sytuacji, ale od biedy może być... :)
postaram się zbyt dużo nie zjeść, ale będzie trudno... w sumie wyskaczę, no nie?
pozdrowionka :)
jutro bal - ja jak Kopciuszek...
... niektórym z Was pisałam już o tym, ale pewnie nie wszyscy wiedzą, dlaczego jutro na balu nauczyciela będę Kopciuszkiem... a więc tak... kiedy się zorientowałam, że duuużo przytyłam, postanowiłam, że żeby się bardziej zmotywować do odchudzania, nie kupię sobie żadnych ciuszków, dopóki nie schudnę... i w nic rozsądnego nie włażę :((( to się dopiero wrobiłam... szok :( i co ja zrobię?
3 dni bez wagi...
... jestem teraz u Rodziców w domku, a oni nie mają... ciekawość chyba mnie zeżre, ale cóż... dziś się ważyłam przed wyjazdem do pracy - było 69 :))) ale nie przestawiam mojego kotka, żeby znów nie musiał wracać... poczekam do soboty...
... ostatnio cały czas jestem niewyspana... czyżby to wpływ mojej dietki i ogólnego zmniejszenia ilości zjadanych rzeczy?! czy Wy też coś takiego odczuwałyście? ... i włosy... wypadają garściami... :( jeszcze trochę a będę łysa...
... spodnie zaczynają jakby ze mnie spadać (: buziaczki (:
dziękuję :)
... za wszystkie wpisy :) ja bardzo łatwo tracę motywację, bo z natury jestem okropnie niecierpliwa... potrzebuję bardzo, żeby ktoś mi powiedział, że będzie dobrze i we mnie wierzył :) DZIĘKUJĘ :))) waga nadal jakby w miejscu...
... odnośnie ważenia... wiem, że mam złe nawyki, ale to silniejsze ode mnie... kiedy idę do łazienki i widzę wagę, muszę po prostu na nią wejść... kusi mnie niemożliwie... to chyba potrzeba kontrolowania sytuacji na bieżąco...
... Mężuś już w domku :) prace wykończeniowe w toku :) może w listopadzie będziemy we własnym mieszkanku... :) żeby nie zapeszyć, odpukałam...
... jak zwykle przesyłam pozdrowionka :) trzymajcie się ciepluśko Kobietki :)
:(((
... wstałam przed chwilą (niedziela, a ja przed siódmą już nie śpię...) i od razu się zważyłam... dzisiaj znowu więcej :( 70,2 kg... zjadłam przecież wczoraj niecałe 1300 kcal... miałam nadzieję, że chociaż troszkę spadnie, a tu więcej :(
Kochane Kobietki - dziękuję Wam za słowa wsparcia :) lepiej mi na duszy, kiedy czytam Wasze komentarze :) postaram się nie poddać, ale w takie dni jak ten tracę motywację...
... może ja się za często ważę... ale to jest takie kontrolowanie kilogramów, żeby znów raptem się nie okazało, że przytyłam nie wiadomo ile...
wstyd mi :(
dzisiaj dzień aktualizowania tu swojej wagi... i jest 69,8 :((( dziś mija prawie dokładnie miesiąc od momentu, kiedy założyłam pamiętnik na vitalii - jest 0,2 kg mniej niż było na początku :( a wczoraj jeszcze było 69 :( co się stało? już chyba nic nikomu nie napiszę w pamiętniku, bo sama sobie ze swoim odchudzaniem nie daję rady...
sama jak paluszek... :(
... Mężuś już wczoraj pojechał na zjazd, bo dziś od rana ma zajęcia (wyobrażacie sobie, że od 8 do 20 bez przerwy dłuższej niż 15 minut?!)... wróci dopiero w niedzielę w nocy... okropnie nie lubię takich weekendów :( tęsknię niemożliwie za każdym razem i samotność mnie przytłacza... ale cóż... jeszcze tylko ten semestr i następny...
... jedyna dobra strona to to, że będę miała jak posprzątać w domu gruntownie, bo nie będę mogła spokojnie usiedzieć :) a trzeba by już to i tamto zrobić... ooo... trzeba... i z dietką może łatwiej pójdzie :)
dziękuję za wszystkie wczorajsze wpisy :) jesteście kochane :)