ZAKUPY
cCoś mnie ostatnio ROBAL wazelinuje. Znaczy się podlizuje. Zapewne coś chce. Wczoraj na przykład chciał, cobym po obiadku udał się z ŻABOLEM na zakupy. ROBAL ma to do siebie, że zabiera mnie na zakupy, cobym pomagał wybierać, a następnie jak pokazuje co mi się podoba to mnie ignoruje. Normalnie jak bialego murzyna. Wczoraj zaczęło się podobnie. Najpierw zwlekła mnie w wyrka i ciągnęła do samochodu. W okolicach schodów uznałem, że wszelki opór nie ma sensu, gdyż główka za bardzo na stopniach mi podskakuje, co skutkować może migreną. Pojechaliśmy do miejsca gdzie kobiety piszą i robią się szczęśliwe od samego przebywania, to jest do arkadii. Arkadia to takie miejsce gdzie jest fpisdu, oczywiście za przeproszeniem, sklepów z ciuchami. Lubie chodzić do arkadii, gdyż zawsze mogę się za różnymi ludzmi pooglądać. Normalnie aż człowiekowi się raduje serce i raduje dusza, kiedy na zakupy do arkadii rusza. Cholera ale wymyśliłem slogan reklamowy chyba im go sprzedam, albo wymienie na jakieś dobra materialne. W każdym razie po wejściu do jednego ze sklepów pokazywać zacząłem PASQDZIE ubranka. Spotkało się to z pogardliwym ignorem. W po kilkunastu pokazywaniach ROBAL wybrał sobie jakieś 3 podkoszulki i znalazł męskie. Powyciągał ze 4 czy 5 i pognał mnie w kierunku przebieralni. Normalniew yglądałem w nich jak Jancio Wodnik po wypiciu mikstury wzrostu. ROBAL z 3 bluzek w 1 wyklądał dobrze, w innych wyglądał jak reszta tego co chodzi po arkadii ( oczywiście z wyjątkami ) następnie ROBAL zabrał się za grzebanie po koszulkach i koszulach dla mnie i znów wysłał mnie do przebieralni. Udało mi sie z wieszaka zwinąć zcarną koszulę w chyba czerwone paski. Normalnie Robalowi aż zęby zgrzytnęły. Ale z uwagi na to, iż jestem w wieku w którym musze interesowac się nieletnimi ( bo starsze już sa na tyle mądrem że mną się nie zainteresują ) to muszę się jakoś odmładzać, nie? Po awanturze w przebieralni na temat mojego braku pomocy w wybieraniu ROBALOWI ubrań udało mi się siłom i godnościom osobistom przekonać tego SKWARKA, że chce dla Niej dobrze, i zaciągnąłem Ją w okolice czegoś spódnicopodobnego. Normalnie mój poukładany ROPUCH w pogniecionej koszulce i takiej samej spódnicy wyglądał rewelacyjnie. Normalnie wypas i wyczes. O, właśnie, wyczes. ROBAL się ostatnio wyczesał i zmienił kolor włosów. Wyczesał się i wyglądał trochę jak paź. Normalnie jak PAŹ KrÓloWeJ... Nie to, żeby źle, ale jak wchodził do domu, to zastanawiałem się, czy wyprosić obcą babę z domu, czy przeciwnie, zaproponować winko, świece a drzwi zamknąc, coby ROBAL nie przyszedł przeszkadzać... W każdym razie potem postanowiliśmy wracać do domu. Wyglądał ROBAL tak dobrze, że postanowiłem zabrać Ją ze sobą, a nie zostawiać w arkadii lub wymienić na inny model. Z innejs trony, jak byliśmy z sklepie zoologicznym, to nie wyraził nikt chęci wymiany, więc może to też był powód.
W każdym razie chciałbym zdementowac pogłoski, jakobym był alienem. To, ze umiem gotować, robić zakupy, i czasem nawet kwiaty kupię, to nie znaczy że jestem alienem. jako dowód, mogę powiedzieć jedno - nie umiem tańczyc, co jak wiadomo stawia mnie poza wszelkimi podejrzeniami o bycie obcym, alienem, ufokiem czy innym ideałem. Ale jakby się ktoś uparł, to może wysyłać fotooferty mailem, 3 zdjęcia, w tym 3 toples, oraz wyciąg z konta. Zawsze istnieje szansa się dogadać ;]
A teraz znikam i pojawie się może w sobotę? a może wcześniej napisze relacje z wesela... a może w piątek nad morze zabiorę ROBALA, jak będzie grzeczny?
niech się jodu nałyka, to krzykać nie będzie...
jednak działa.
Dziś po mimo oporu z mojej strony, zostałę bezczelnie obudzony i zaciągnięty na siłownie. Zapewne ROBAL chciał się dowartościować, że po PIZZY, którą ostanio wchłonąłem całą, ne będzie spadku wagi. A tu niespodzianka, mimo iż dieta była sosowana średnio rozsądnie w ciągu 12 dni prawie kilogram poszedł sobie na ryby grzyby i inne jagody. I dobrze, jak tak będzie to będzie jakieś 2 kilo na miesiąc, to na następne wakacje będę wyglądał jak człowiek. Biały człowiek.
Chińczyk dla opornych
Ta, wczoraj ROBAL kategorycznym i nie znoszącym sprzeciwu głosem wydał dyspozycje obiadowe. "Ma być chińczyk, tu masz stronę z przepisem, to duże srebrne w tym pomieszczeniu które skrzętnie omijasz to jest lodówka, tam są produkty". I poszła do pracy. Oczywiście natychmiast zamknąłem oczy, bo godzina była pogańska, nawet 9 nie było. Gdy słońce było w zenicie, a prześcieradło zaczęło uwierać mnie gdzieniegdzie, postanowiłem wstać. Wpadłem na genialny pomysł. Zamówić chińczyka w jakiejś budzie, a jak ROBAL przyciągnie się z pracy, to podgrzać. Ha, jaki ja sprytny. Niestety ROBAL zapewne przejrzał moje niecne plany i w rozmowie gg/telefonopatycznej ustalił, że mam przygotować wszystko i zrobić, jak ONA przytupa.Na nic zdały się lamenty i utyskiwania, prośby i groźby, a nawet podlizywactwo... Nie i NIE, RoPuChA była nieubłagana. Wytaskałem z lodówki krewetki i pacnąłem je do wody, jako że jestem osobą wrażliwą, a krewetki to wodne istoty. następnie dopadłem się do ryżu, który w niecny sposób ugotowałem. To było całkiem łatwe, wystarczy gotować wodę jak na herbatę, po czym jak nikt nie patrzy, nasypać soli, a potem jak już palca nie da się utrzymać ni sekundy w tej wodzie, to sypie się ryż. Ryż to takie małe białe. najłatwiej w kuchni poznać go po napisach na torebcem wtedy się człowiek nie pomyli. W tak zwanym międzyczasie do kubka z uchem i głupim obrazkiem na boku wsypałem cukru ze 3 łyżeczki, ze 2 łyżczki mąki ziemniaczanej i 2 łyżki sosu sojowego na tak zwany SOS. sos a nie S.O.S., taki sygnał ratunkowy. Aczkolwiek ratunek by się przydał. ROBAL zawiadomił mnie, że nadchodzi, więc wyłapałem wszystkie krewetki z wody, a następnie posoliłem je i posypałem pieprzem z młynka. Normalnie człowiek ręci a tam dołem się sypie, genialny wynalazek. Jak ROBAL wszedł do domu, to autorytatywnie stwierdził, że jedzie rybą. No ozcywiście, a czym ma jechać? Krewetka do gad? gadem ma jechać? ToTo nawet nie wie jak gad pachnie... W każdym razie pierwotnie te krewetki miały być w pomidorach, ale ROBAL zmienił zdanie, jako typowy przedstawiciel płci pięknej i rozsądnej. Inaczej. W każdym razie nakazał zrobić z ryżem smażonym toto wszystko. Tak więc na woka wyciapałem czosnek wyciśnięty, który jak wiadomo jest moją ulubioną potrawą ( tak tak, bo jestem małym bogiem czosnkowym, oraz awansowałem na 2 stopień małego boga dipu czosnkowego). Na 2 patelni ( patelnia to taki garnek, co jest płytki i ma jedno ucho dłuższe, a drugiego wcale) pacnąłem pociachane cebule oraz wyciągnięte z lodówki marchewkę i chyba resztki groszku. Dodałem eee... kukurydzy trochę i groszku z puszki, a co mi tam. Przy okazji na woka pacłem krewetki i doprowadziłem do ich zesmacznienia. Zesmacznienie olega na smażeniu ich tak dlugo, aż będą smaczne. Wyciapałęm krewetki z woka i wciapałem na ich miejsce ugotowany ryż. No normalnie pare minut miąchałem wszystko, po czym ROBAL łaskawie wbił jajo do środka, coby mi się ciężej miąchało. Na to wszystko wciapałem warzywa oraz krewetki, i zalałem sosem. No normalnie wyszło całkiem wypasione. Zapiliśmy to BABCINYM winkiem i uznaliśmy, że się nie ruszymy.
Ciekawe ile kalorii było, ale pewnie mało, bo nie mogliśmy się od stołu ruszyć. Zapewne właśnie z braku sił, sowodowanym kalorycznością dania.
Ciekawe jak bardzo jęknie waga, gdy na nią stanę... może już jutro...
chłodnik.
A dobra, jednak coś napiszę. Wczoraj człowiek wraca zmęczony z pracy, wraca do domu, a tam co? a tam ROBAL w najlepszej komitywie z BEATKĄ i GROSZKIEM ( dziś można nie machać im) Informuje mnie radosnym głosem, że obiadu nie ma, bo ONE sobie koraliki kupują. No normalnie człowiek miał chęć iść do lodówki wypić piwo, popatrzeć na mundial ( no bo przecież każdy facet jak wraca do domu to bierze piwo w dłoń i siada przed TV, nie? ). A tu zima. Zostałem wygnany na słotę i błoto, do sklepu. Toć mówie temu ROBALOWI, że nie, nie trzeba obiadu ( wiem gdzie jest pizzeria, nie?) Ale toto się uparło i kazało mi kupic ogórka. Jak zbity pies powlokłem się w kierunku sklepu, chcąc kupić tego ogórka. na początku chciałem kupić kiszonego, ale uznałem, że takiej złośliwości ROBAL może nie zrozumieć i jeszcze wkroi do chłodniku toto i będę musiał to jeść, a to już niefajnie, prawda? No więc nabyłem ogórka i czekoladę ( tą, co takie 2 panie ciamkają i robią odgłos paszczą ) i wróciłem do domu.
Tam ROBAL zrobił takie rzeczy:
następnie poszedłem używać komputera do celów w jakim został stworzony, mianowicie grać. I tak do 24.
nie ma nic.
dziś ze względów polityczno rodzinno jakichśtam nie ma wpisu. I dobrze.
Dania dietetyczne - FANTASTYKA?
Tak sobie usiadłem i rozpocząłem proces myślowy. Z początku szło opornie, bo wizje kolebiących się bioder i biustow usiłowały wkraść się między konkretne węzłowate MYŚLI o konkretnych przyziemnych sprawach. Po Upływie pewnego czasu, osiągnąłem stan podobny do nirwany, orgazmu lub czegoś tam ( Tu wstaw słowo którego zapomniałem). Tak przyszło mi do tej małej główki, że ostatnio ROBAL coś przebąkiwał, iż nie udzielam się odpowiednio w części kuchennej naszej przestrzeni życiowej mieszkaniem potocznie zwanej. Myśl się skrystalizowała i wyłonił się obraz mojej skromnej osoby, w fartuszku, krzątającej się po kuchni i wykonujacej potrawę. Właściwie nie potrawę a POTRAWĘ. I to też nie taką zwykłą, ale taką dietetyczną. No bo zwykłą to każdy szanujący się facet potrafi zrobić ( zagotować wodę na herbatę ). Falujące biusty ukierunkowały me myśli w kierunku DANIA DIETETYCZNEGO! Oczywiście pojęcia nie mając jak się do tego zabrać,postanowiłem zasięgnąć rady największego przyjaciela internauty - pana google.com .
Jakież było moje zdziwienie, gdy jako jeden z pierwszych linków zaprowadził mnie do książek o potrawach dietetyznych znajdujących się w dziale - UWAGA - FANTASTYKA. pomiędzy książką o jakiejś drużynie co pierścień gdzieś targała, a książką o pannie którą zwolnili z fabryki zapałek
I na tym moje poszukiwania zostały zakończone, gdyż jasno i wyraźnie internet zasugerował mi, iż stworzenie dania dietetycznego, jest wymysłem dla dzieci, czczą fantasmagorią oraz marą senną.
I tym pocieszającym akcentem kieruję się w stronę domu, gdzie czeka na mnie ROBAL z KOT'em i chłodnik, oraz młode ziemniaczki. mam nadzieję, że z okrasą.
czego i sobie i Wam, serdecznie życzę ;]
S M A C Z N E G O
uciekła mi przepióreczka
tak właśniwie, to nie przepióreczka a kuropatwa, ale jako tytył lepiej się prezentuje. Jakbym ją dogonił, to byłby dietetyczny obiad. Wczoraj sobie zapisałem, co miałem dziś pisać i co? No ba, trzeba jeszcze pamiętać, gdzie się zapisuje :) Więc będę musiał improwizować.
KOT'a wczoraj ledwo na płetwach swoich chodziła, wywra cała się i ogólnie przedstawiała sobą obraz nędzy rozpaczy i pośmiewiska. To ostatnie z racji kubraczka stworzonego przez ROBALA wraz przyjaciólką ( i teraz wszyscy wstajemy i machamy, machamy!!! POZDRAWIAMY Betatkę i syna jej GROSZKA) Normalnie ubranko jak dla jakiejś jaszczurki, jakby KOT miał 6 nog, albo chociaż 3 pary ich, to wszystko byłoby ok. No i te kolana co wyjść nie chciały, no normalnie odjazd. W każdym razie coby KOT'a nie skskała na fotele postanowiliśmy z ROBALEM spać na podłodze. Zapodalem na podłogę kołdrę. Na kołdrę jeszcze jedną kołdrę. Na tą jeszcze jedną kołdrę kocyk. Na kocyk podusie dla ROBALA i kołderkę Oraz podusię i kocyk dla MNIE. i dla KOTy. Wstępnie ROBAL spał z kotem, ale jak przyszedłem i usiłowałem zaknąć oczy w odpowiedniej kolejności i doliczyć do sześćsetczterdziestuośmiu baranów, to KOT'a wyrwało spod kołdry. No normalnie jakby ktoś tego kota za ogon pociągnął, przeleciała wspanialym łukiem nad moją głową i spadła pod ścianą. Pewnie jej się coś biduli śniło, bo wyglądała na bardziej przestraszoną niż my, aczkolwiek ROBAL wyglądał na stan między zawałem a czymś innym. W każdym razie około 3 w nocy kota przyszła uwalić się na kocu i spędziła tam czas do rana. A rano, mój moralny kręgosłup powiedział mi, że ma mnie w okolicach swojej dolnej części. Chyba trza będzie zabrać się za jakieś środki do łykania, które powiedza mu, że może se boleć a ja mam go gdzieś. Gdzies koło jego dolnej części. I jeszcze rechabilitacje mi dziś odwołali świnie. Normalnie skandal i drobnomieszczaństwo.
ROBAL mi dziś 2 bułeczki ciemne zrobił. Na śniadanie. Dokupiłem do tego bułkę z makiem, coby zaspokoić głód opium i aktualnie jestem w miarę napasiony. A na obiad ROBAL tworzy chłodnik. Dobrze mieć takiego ROBALA, jak widać się przydaje...
Życie mnie dopadło.
JeZdEm S pOfRoTeM, jak mawiają moje idolki 9 letnie blogerski. Witajcie moje odtłuszczone Vitalijki i Vitalije. moja bezczelność nie zna granic, tyle czasu nie nabazgrałem ani jednej literki. Ale ale, wszystko ma swoje naukowe i racjonalne wytłumaczenie. Mianowicie dopadło mnie tzw ŻYCIE. Postanowiłem, iż przy okazji wykonywania niekoniecznych czyności zawodowych odwiedzę babcię mojego nie istniejącego dziecka, przez ROBALA zwaną mamusią bądz teściową, Kobietę, która nieopatrznie wydała mnie na świat. Dzieli nas od naszych teściowomamuś odpowiednia odległość, mianowićie 200km co jest odległością odpowiednią Jak wiadomo, z rodziną wychodzi się dobrze na zdjęciach, aczkolwiek nie wszystkich, w związku z tym 200km jest odpowiednią odległością, by po zobaczeniu się okazywać gesty miłości pojednania i przyjaźni. No i żeby zabrać coś do jedzenia oczywiście. No więc pojechałem wczoraj, dziś załatwiałem od 6:30 jakieś dziwne i skomplikowane rzeczy związane z przemysłem lekkim transportem oraz ubezpieczeniami, znaczy się załatwiałem rejestracje samochodu, coby ROBAL mógł spokojnie jeździć. Koło godziny 11 przypomniało mi się, że wypadałoby coś wchłonąć. Znalazłem jakieś kawałki chlebka, wielkim nożem wyciąłem kawał mięcha, chudego oczywiście i zagryzłem to sałatką z pomidorka jajka cebuli i śmietanki. Nawet niegłupie...
O 15 pojawiłem się w okolicach miejsca zamieszkania, gdzie z ROBALEM odebraliśmy uśpionego kota. Znaczy nie uspionego na amen, tylko z wyciętymi "sprawami kobiecymi" jak mawiają nadmiernie egzaltowane panny i panienki. Zająłem się trzymaniem kota, a ROBAL zabrał się za tworzenie obiadu. Chakierskim sposobem wykradła z jakiejś pseudonaukowej strony internetowej przepis na chińszczyznę. Wyszła całkiem niezła, acz trzeba by dopracować ilości przypraw i jakoś makaronu. potem wciamkałem kawąłek loda który został mi przez ROBALA podany do miejsca przebywania i pilnowania KOTA i to byłoby na dziś wszystko ze spraw pokarmowo, odchudzająco, marudnych. Jestem zmęczony, śpiący poirytowany bolącymi plecami i uważam, że przydałby się jakiś urlop w ciepłych krajach. Ogólnie coś bym jeszcze napisał, ale na jutro by mi nie zostało, a wiadomo wszystkim kobietom, standardowy meżczyzna myśli o sexie co 2 minuty, co przy okresie jaki o m tym mysli ( 1:59 ) nie daje większych szans na wymyslenie czegoś. Co za tym idzie zapisałem sobie, co chce jutro napisać i będę miał temat na jutro. Ha! ale ja sprytny jestem, o ho ho. Normalnie, żebym sie nie zabezpieczał, to bym w samouwielbienie wpadł...
Śledzie to Świnie
Wczoraj wieczorem jako koleację ROBAL zaaplikował nam kieliszek wina. Coś się mi ubzdurało i natrętna myśl zakołysała się w przestrzeni pomiędzy moimi uszami. ŚLEDZIA!!! Ale nie zwykłego śledzia, tylko ŚLEDZIA KORZENNEGO. Normalnie kanapkę z masełkiem i takim śledziem. Coś kiedyś jeszcze na to kładłem, ale zapomniałem co. Normalnie aż dziś pojechałem przed pracą do sklepu i chciałem nabyć go drogą kupna. A tu taki WAŁ. Śledzie są, ale zwykłe, w oleju. takie w oleju, to niech się pluskają, nie chcę ich. JA CHCĘ ŚLEDZIA KORZENNEGO! takiego jak za dawnych lat! W każdym razie wyszedłęm ze sklepu zdegustowany, mając w reklamówce 2 soki po 520 kalorii za litr i 3 pęczki rzodkiewek po 55 groszy. Po ile kalorii to nie wiem, ale to nieważne. Pani chciała mi je wepchnąć jako kalarepa po 1,99 na pęczek. No normalnie dziwna jakaś, od razu wiedziałem, że coś śmierdzi. Kto kupuje kalarepy na pęczki? i tu ją miałem! oddała mi niesłusznie naliczone pieniądze i powędrowałem w stronę pracy. Po drodze drogą telefonopatyczną olega poprosił mnie o zakupienie 4 bułek i mielonki, więc zajechałem do naszego wsiowego sklepu. tam nabyłem produkty dla mojego drogiego kolegi, oraz spotkałem się z BOCZKIEM.
Skoro nie udało mi się kupić wytęsknionych śledzików, stwierdziłem, że zadowalać się będę boczkiem. Znaczy zadowaleć organoleptycznie, żeby nie było niejasności.
Nabyłem 2 bułki i 4 plasterki boczku wędzonego w beczce, własnej wsiuńskiej roboty, z przyprawami i innymi fajnymi rzeczami i udałem się już w kierunku pracy spóźniony zaledwie 1,5h.
LUDZIE! jakie to było dobre. Było, bo już nie jest. Wciamkałem toto w trybie natychmiastowym i tylko się rozglądałem, czy gdzies jeszcze nie leżą jakieś okruszki. To było prawie lepsze od Śledzia.
tak więc hasło na dziś -
"LEPSZY BOCZEK WĘDZONY W GARŚCI, NIŻ ŚLEDŹ KORZENNY W HURTOWNI"
dziękuję państwu.
Przepis na ROBALOpotomstwo
GRR, naprodukowałem się i mi wzięło i skasowało. Skoro miałem dać przepis na potomstwo robala, vel ślimoka, to umieszczam go. Co prawda ROBAL go nablogasił wcześniej, ale mu podebrałem i przetłumaczyłem na ludzki język.
-=-=- PRZEPIS -=-=-=-
No więc Nabywacie moje droge Vitalianki i Vitalianie maślankę smakową w ilości sztuk 3. Idąc do sklepu najlepiej zapisać, żebyście jakichś innych rzeczy nie przyniosły/przynieśli. nabyć drogą kupna badz inną ( nie interesuje mnie w jaki sposób zdobędziecie, nie chwalcie się, bo będę musiał spełnić obywatelski obowiązek i Policje wysłać ) 12 łyżeczek żelatyny.
Wymyślcie sobie, żeby maślanki kupić na kolory a nie na smaki. Wtedy będzie robal paskowany. A wiadomo, że paski wyszczuplają, jeśli są w wzdłuż. ROBAL proponował wepchnąć do środka jakieś jagody albo sflustrowane truskawki,ale to ma być dietetyczne nie?
Z kranu nalewacie wodę do czajnika ( czajnik i kran też se zorganizujcie) i robicie w automagiczny sposób, by była ciepła, a nawet gorąca. W sumie jeszcze się jakas blaszka czy inne naczynie przyda, ale zawsze można zrobić w reklamówce i wywiesić za oknem...
No więc wywieszacie.. nie nie, wymoszczacie folią ( tez mnie nie interesuje skąd ją macie) spożywczą coby cielsko robala oderwać od pojemnika. Ogrzewamy pierwszą maślankę w jakimś np garnku ( taki pojemnik z uszami) najlepiej na ogniu, ale nie badzmy upierdliwi. Znajdujemy w miarę czysty kubek i nalewamy do niego wodę. tak gdzieś z pół. Pół kubka, a nie czajnika, żeby nie było niedomówień. następnie wpychamy tam 4 łyżeczki żelatyny i miąchamy w lewo. pamiętajcie, w lewo, nie w prawo, bo inaczej ROBALOstforek będzie prawoskrętny i jak będzie wyglądał? Wiadomo, że jak potomek ma być męski to musi być lekko w lewo skręcony...
Bierzemy kubek w dłoń i pijemy. WRÓĆ!!! nie pijemy! wlewamy do maślanki. kto wypił, musi jeszcze raz rozpuścić żelatynę. W każdym razie miąchamy powoli to z maślanką, na wolnym ogniu. ROBAL twierdzi, że wtedy komórki rozrodcze robala łączą się z żelatyną i robal jest bardziej męski, znaczy fajny.
jak nam się już miąchanie znudzi, to wylewamy do blaszki czy innego paskudztwa, pamietając, żeby lać NA folie a nie pod :P teraz czekamy aż to się zrobi męskie lub sztywne ( zależnie od interpretacji). W tak zwanym międzyczasie możemy nastęną maślankę podobnie potraktować. jak pierwsza będzie zastygnięta a druga rozmiąchana, to wychlupujemy ją na pierwszą maślankę i robimy nastepną.
Robal twierdzi, że trzeba albo nie słopdzić wcale, albo posłodzić dość mocno, bo inaczej ROBALOstforek będzie bezpłciowy.
Następna sprawa to dekoracja. Bierzecie jakąś męską część ( im większa tym lepsza - preferowany cały mężczyzna) dajeci mu pełny wgląd w szafki kuchenne i mówicie mu, do czego to ma być mniej więcej podobne.
Ważne jest tylko, że jeśli chcemy, by robal był podobny do słonia, to nakazać, by męska część stworzyła słonia. Wtedy 100% szans, że nijak słonia to przypominac nie będzie, a Wy będziecie miały niespodziankę. Ogólnie dekoracje możecie przekazac potem do zjedzenia męskiej części,a sami/same wciamkać ROBALostfora właściwego.
SMACZNEGO
=-=-=-=-=--= KALORYCZNOŚĆ -=-=-=--
1 maślanka - 100gram = 52 kalorie
jest 400 gram więc 1 maslanka ma 208 kalorii.
Trzy maslanki mają 624 kalorie. ROBAL mówi, że jak ktoś na raz jest w stanie zjeść 1,2 kilo pokarmu na raz, to go podziwa.
Co prawda ejst jeszcze woda i żelatyna, ale nie jest napisane ile mają kalorii, czyli ustalamy, że mają zero. O!