Dziś rano wstałam z bólem głowy, który towarzyszył mi kilka porannych godzin. Na śniadanie zjadłam sałatkę z kiszonej kapusty z papryką i ogórkiem, a z racji tego, że selerowe frytki wylądowały w koszu to do pracy wzięłam surowe warzywa. Szczerze? Zdecydowanie łatwiej było mi przetrwać ten dzień, kiedy wiedziałam, że mam do zjedzenia coś, co mi smakuje. Tego dnia nie chodziło też za mną "normalne" jedzenie i nie wskakiwało samo do koszyka - z supermarketu dzielnie wyszłam wyłącznie z warzywami! ;-) Mój mózg też jakby na chwilę zasnął. Problemy jelitowe delikatnie ustąpiły i kolejny plus - cała butelka wody za mną!
Z utęsknieniem czekam na książki - są już w drodze... A teraz biegnę do kuchni. Czas się przygotować na jutro. Długi dzień na uczelni przede mną...
Dziś w końcu poczułam, że dam radę! Oby jak najmniej kryzysów przede mną, przecież zostało już tylko 39 dni...:-)
Do jutra....