ojj trochę się działo przez te ostatnie dni...
po pierwsze nabrałam znowu tego, z czym miałam problem przez ostatnie hmmm dwa tyg? tak, jakoś tak.. chodzi mi o motywację :) znowu ją załapałam, zaczęłam dietę bez podjadania, regularność, zdrowe posiłki, zero słodyczy. momentami ją straciłam ale udało mi się wjechać na "zdrowe" tory ;3 w chwili obecnej -7kg. do kolejnej fazy, do końca miesiąca muszę zgubić jeszcze 2kg. więcej ruchu, pilna dieta i lecimy z kilogramami :)
po drugie.... kurcze, jak ja się cieszę!!! został ostatni miesiąc!!! i wcale mi nie chodzi o święta... za niecały miesiąc, dokładnie 19 grudnia mój kochany mąż wraca do Polski!!! tak się za nim stęskniłam... przywyknęłam do tego że jestem sama w domu z dzieckiem, ale nadal nie mogę przywyknąć do braku czułości, przytulenia, buziaków, rozmów w cztery oczy... ale już 2/3 drogi za nami. został ostatni miesiąc!
po trzecie..zaszalałam trochę z zakupami w tym miesiącu... nakupowałam dziecku ubranek, bucików, obkupiłam zwierzaki, oczywiście siebie nie pominęłam ;p a córce nawet kupiłam wózek na mroźne dni. bardziej zabudowany, trójkołowy, pokrowiec na nóżki. a tego samego dnia przydał się bardzo, ponieważ padał po raz pierwszy śnieg! :D przymrozki są, łapki marzną (jakoś nie lubię nosić rękawiczek)...zima nadchodzi :)
po czwarte...nie mówiłam wcześniej, straciłam kontakt z moim "dobrym duszkiem", o którym wcześniej wspominałam...ale całe szczęście że tylko na 1,5tygodnia. bałam się, że na stale...ale wczoraj porozmawialiśmy, wyjasniliśmy co nieco i juz chyba okey jest :)
no i teraz po piąte.....sytuacja która miała miejsce wczoraj.. totalny ku*wa debilizm... córka została u moich rodziców, ja wzięłam psa i poszłam na spacer i do sklepu Dino niedaleko domu. gdy robiłam sobie zakupy, zauważyłam trzech facetów (ok 25-35l) przy alkoholach którzy patrzyli na mnie, zaczeli miedzy soba cos komentować i zerkac. udałam że nie widzę, kontynuowałam listę zakupów. pech chciał, że po podejściu do kas stałam dokładnie za nimi. znów te zaczepne spojrzenia, szepty, komentarze, dziwne uśmiechy. udawałam, że ich nie widzę. odeszli od kasy, poszli do samochodu. zapakowałam zakupy, zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. pierwsze co zobaczyłam po wyjściu to duży osobowy samochód na wprost mnie a w środku trzech typów przyglądających mi się. znów udałam że ich nie widzę. podeszłam do psa by go odwiązać, a oni odpalili silnik. w chwili gdy już psa odwiązałam, oni z piskiem opon ruszyli w moją stronę. czy to nie jest debilizm...? zdążyłam się odsunąc a oni po hamulcach... nie wiem jak to się stało, ale mój pies, który znalazł się przed ich maską, cudem znalazł się za mną. miał refleks. gdyby nie to, od wczoraj nie miałabym psa. zatrzymali się bokiem do mnie, jakieś 30cm ode mnie. przepraszam ale.....co za skurwysyny. stałam jak wryta, kto by się spodziewał że przy spokojnej niedzieli, spokojnym wieczorem, stojąc na chodniku przy sklepie, banda trzech idiotów postanowi wjechać całkowicie na chodnik, szukając sobie atrakcji... byłam pewna że pies jest pod ich maską... cudem odskoczył sprzed auta... byłam w takim szoku, zdołałam z siebie wydobyć bluzgi w ich stronę a potem na dworze, w deszczu i zimnie, dochodziłam do siebie przez 4,5h bo nie byłam w stanie wysiedzieć w domu. żałuję jednego, że nie zrobiłam zdjęcia i nie zadzwonilam na policję. ale kto by się spodziewał takiej sytuacji...szok zrobil swoje... dziś z nagrania ze sklepu dostałam ich zdjęcia. całej trójcy świętej. prowokatora i dwóch kumpli. ale co mi po tym, to tylko zdjęcia. nie znam ich imion, nazwiska, nie wiem skąd są, nawet blachy nie wiem jaką rejestrację mialy. nie pamiętam modelu auta, koloru, nic... pustka... nawet policja nie miałaby co robić, nie mam na nich nic. nikt tego też nie widział, byłam tylko ja i on i. chyba że jakiś dziadek co wtedy przechodził przez drogę. więcej nic...
ja nie wiem...nie wiem skąd tacy idioci się biorą na świecie. skąd tak nasrane we łbie mają. co im po takich akcjach. dowartościowanie? głupota? popisy? zabawa? sama nie wiem....ale tej niedzieli nigdy nie zapomnę...
trochę się rozpisałam, ale chyba to tyle...