O mnie

insta: cooking.reduction.trav
eling Hej,
jestem Paula :) w chwili obecnej mam 23lata, jestem mamą i żoną. Mąż pracuje za granicą od 2lat, przez co sama wychowuje córkę w domu. To moje ostatnie "wakacje", od września ruszam do pracy ;p Chcę coś ze sobą zrobić, by we wrześniu zacząć nowy etap życia w nowym wydaniu :) lubię słuchać muzyki, spacerować, robić zdjęcia krajobrazów, jak i potraw. Jeśli chcecie, zapraszam na mój instagram, który poświęcony jest właśnie fotografii. Z czasem będą pojawiać się tam zdjęcia z postępów odchudzania. Zapraszam ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13144
Komentarzy: 63
Założony: 26 września 2017
Ostatni wpis: 7 sierpnia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
p.sawickaa

kobieta, 29 lat, Kutno

176 cm, 111.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 marca 2018 , Komentarze (2)

a miało być tak fajnie... już zaczęło się układać.... a tu nagle życie dało kolejnego kopniaka...


o czym mówię, tak...? a o tym, że odwiedził mnie dziś właściciel naszego mieszkania. Z racji sprzedaży, wypowiedział umowę. Mam z córką i psem miesiąc czasu na wyprowadzkę... Gdzie, jak, dokąd..... aaa dużo myślałam nad tym wszystkim, rozmawiałam z mężem, z rodzicami... stanęło na tym, że za miesiąc wyjeżdżam do męża  do Norwegii.... wstępnie na pół roku, potem się okaże... nie spodziewałam się takiej niespodzianki przed samymi świętami... jest mi ciężko, nie przez sentyment do mieszkania (aczkolwiek i on jest). a zresztą....nie chce mi się pisać, jestem załamana, oczy bolą.... to mieszkanie znaczyło dla mnie coś więcej... coś miało się w nim zacząć...  a teraz...


zbieram klamoty i do widzenia...

Znalezione obrazy dla zapytania załamana dziewczyna


dieta..? póki co się jakoś trzyma...

21 marca 2018 , Komentarze (7)

Nooo i tak to właśnie nastąpił ten dzień kiedy znów biorę się za siebie :D

Jak do tego doszłam? otóż bardzo prosto.... za miesiąc 18'stka kuzynki, za dwa miesiące dwie komunie, za trzy wesele kuzyna.... świetnie się zapowiada,imprezy rodzinne, wieszaki też się uginają od sukienek, więc to najmniejszy problem, tak? Haha, otóż nie, problem się dopiero zaczyna.... w każdej sukience wyglądam jak baleron..... czemu? są po prostu za małe.... super!! i w sumie mam dwie opcje, kupić nowe albo znowu dietka.... ale czemu miałabym powiększać szafę o kolejne spadochrony i narzuty, skoro te kilka kg można zjechać...? mam równo miesiąc, biorę się za siebie... 

dieta od dziś w moim życiu.... w sumie to od wczoraj, jakby nie było, dziś już środa ;p pierwsza seria ćwiczeń zaliczona, a dla motywacji sukienka, w którą muszę się zmieścić i to tak, by szwy się nie rozeszły, wisi pięknie w salonie na szafie. I będzie tam wisieć jeszcze miesiąc po to, by dodawać motywacji... dziś już w sumie troszkę zgrzeszyłam, ale na tyle nieznacznie by miało to jakiś wpływ ;) 

no to zaczynamy :D

Podobny obraz

28 lutego 2018 , Komentarze (2)

długooo bardzo długo mnie tu nie było, napiszę w skrócie co u mnie, bo późnawo już jest....

dieta nadal stoi w miejscu, a ja znów przytyłam... kurde, czas wziąć się za siebie, było tak ładnie... ;(

muszę się pochwalić, że w poniedziałek wrócilam z tygodniowego wyjazdu do Norwegii. Odwiedzilam męża <3 szkoda tylko że poleciałam tam sama, nie z córką ale na pierwszy raz wolałam sama z racji, że był to mój pierwszy lot samolotem.... śniegu tam dużo, mróz do -15st, ale najważniejsze że razem (zakochany)

a dziś coś się fatalnie czuję, ciągle mdli, zbieram się spać....

niżej zdj -  porównanie krajobrazu polskiego (bez śniegu)  i norweskiego (w śniegu) ;)
Zdjęcie użytkownika Paulina Sawicka.

Zdjęcie użytkownika Paulina Sawicka.
dobrych snów Wam życzę :)

20 stycznia 2018 , Komentarze (3)

i co tu dużo mówić... mąż przyleciał z zagranicy do mnie na 3tyg na święta, później wyleciał i znów z dzieckiem jestem sama....wróci za 3mies..... moją dietę trafił szlag, co z tego że schudłam 9kg, skoro przez zaniedbanie, obżarstwo i brak stosowania diety przytyłam 7kg... znowu wszystko zaczynam od zera.... święta minęły nie najgorzej, natomiast sylwester był kompletną porażką... ajj tam, wszystko się posypało...szukam motywacji by znowu wziąć się za siebie... nawet brak moich wpisów od 6 grudnia sugerują, że nawet tutaj nie zaglądałam...nie byłam nawet gościem, a co powiedzieć o byciu stałym bywalcem... uleciał mi zapał, rozłąka robi swoje, smutki zajadam czymkolwiek, pochłaniam tony.... jedna wielka d*pa... mam chociaż nadzieję, że co nie którym trochę lepiej idzie dieta...trzymam kciuki


Znalezione obrazy dla zapytania smutek

kocham....

6 grudnia 2017 , Skomentuj

dzisiaj Mikołayki, wie to chyba każdy ;p ale nie wiem, czy mi z uśmiechem minęły...te kilka ostatnie dni były na prawdę różne.... było dobrze i było źle. jeśli chodzi o dietę to tak, trzymałam ją... ale w moim życiu bywało troszkę różnie, mniej kolorowo... nie dość, że mój szkrab przez nieuwagę dwa razy się przewrócił to jeszcze zalał się krwią... raz buźką o podłoge, drugim razem buzią o kant żebra od grzejnika... matko święta, cieszę się że ząbków nie wybiła, tego by jeszcze brakowało... 

jak wspominałam, zaczełam ćwiczyć. rozpiska moich ćwiczeń zajmuje 30min +/- 10min, zależy od zaangażowania :) noo i wczoraj poćwiczyłam, pogimnastykowałam się w popołudniowych godzinach, potem córcia obudziła się z popołudniowej drzemki, długi spacer, wieczór i wgl. i wtedy naszło mnie na przemeblowanie mieszkania, konkretnie salonu i pokoju córki. ile ja się nadźwigałam...ale ja jak to ja, nie daruje sobie jak czegos nie skończę... szafki, półki, łózka, krzesła, fotele, stoły, wszystko wędrowalo na swoje nowe miejsce. jestem mega zadowolona z efektu bo bardzo dużo miejsca się zrobiło i u małej i w salonie. ale za to od wczoraj i dzisiaj cały dzień cierpię... mięśnie to nie są, kontuzja też nie jako taka, jeśli chodzi o stawy itp. od wczoraj strasznie boli mnie kręgosłup a raczej obok niego. ból punktowy taki, wydaje mi się że jest nacisk na jakiś nerw bo normalnie go nie czuć a przy najmniejszym ruchu czuję spory ból. dzisiaj to przez niego słabłam, robiło mi się nie dobrze, czasem oddech ciężko złapać, nawet płakałam dwa razy. kurcze, załatwiłam się... nawet zabawki dziecka sprzątałam siedząc na podłodze ale potem o matko podnieść się z niej, tragedia... mam tylko nadzieję, że minie w najbliższym czasie, bo do jutra, wątpie....


a dzisiaj dziwna sytuacja, aż się wystraszyłam... robiłam wieczorem kanapki na kolację kiedy w salonie spadł na podłogę pilot. poszłam, zobaczyłam, nie podniosłam, wróciłam do kuchni. po chwili córka zaczęła cicho płakać. od razu do niej poszłam. weszłam do pokoju i stałam jak wryta. mimo że kładłam ją do łóżeczka z barierkami, ona jakimś cudem zeszła i siedziała na środku mojego łóżka <śpimy osobno ale w jednym pokoju> i z zamkniętymi oczkami płacze... myślałam że ja mam coś z głową że nie pamiętam gdzie dziecko położyłam... chyba jutro zadzwonię do babci jak dziadek się czuje bo miał problemy ze zdrowiem... a córka? co chwilę teraz płacze, niespokojny sen ma, nie mam pojęcia, dlaczego. właśnie śpi koło mnie w wózku a ma 1,5roku już... 

matko, oby te 2tyg szybko zleciały, niech mąż już do mnie wraca, zeświruje w tym mieszkaniu.... a najlepsze że to nie jedyne akcje tutaj... oby ten czas szybko zlecial...

Podobny obraz

dobranoc ;<

29 listopada 2017 , Komentarze (4)

    przyznam że z moją dietą bywało różnie. często odwiedzałam rodziców a tam obiadki mamy, przekąski w postaci chipsów...i mimo że każdy dzień zaczynałam od diety, kończył się różnie... chudłam też niewiele, max 0,5kg/tydz. ale kurcze, coś mnie tknęło... przestrzegam diety od kilku dni tak jak na początku, gdy ją zaczynałam. postęp w odchudzaniu też się ruszył, waga spada. może jeszcze nie super spadek, ale wiem, że trochę trzeba czasu, by znów organizm wrócił na dobre tory. alee jest coś jeszcze. zaczęłam ćwiczyć :D dziś drugi dzień ćwiczeń. nie jest mi łatwo, zakwasy mega. najgorzej było, gdy po pierwszych ćwiczeniach jednego dnia, trzeba było się wyginać w zakwasach drugiego dnia ;p ale dałam radę, jestem z siebie dumna. dwa dni ćwiczeń pod rząd dla rozruszania się, a teraz będę co drugi dzień by mięśnie miały czas na odpoczynek. samopoczucie dużo lepsze, choć zmęczenie daje się we znaki bardziej niż zwykle... ale dam radę. 8kg za mną, jeszcze 5kg by osiągnąć cel (13kg do końca roku). wracając do ćwiczeń, nie ćwiczę na tych od trenera na vit., ale mam swoje ułożone. rozgrzewka, marsz, trucht, skłony, brzuszki, pompki damskie, skakanka,itd, ułożone pod moją wagę i pod kontuzję kolana, by aż tak nie przemęczać. dużo mi wygodniej z tymi  moimi ćwiczeniami. oby dały taki sam efekt, jak te od prawdziwych trenerów ;p

    pochwalę się też, że zdecydowałam się na pewne kroki, ważne w moim życiu. w chwili obecnej czekam na list z fundacji DKMS, bym mogła pobrać od siebie próbki, bym mogła zostać dawcą szpiku :) w grudniu przed świętami zamierzam ściąć włosy i oddać je na fundację Rak'n'roll a teraz czekam, aż mama bądź siostra będą miały wolne w pracy, by zajęły się moją córką a ja skoczę do szpitala przebadać się i jeśli wszystko pójdzie dobrze, oddam krew :3 mam bardzo dobrą grupę krwi pod względem dawstwa, ale kiepską pod względem biorcy... 0 Rh+. moja krew ma tą zaletę, że może ją dostać każdy, niezależnie od swojej grupy (więc dlaczego miałabym jej nie oddać i pomóc...? ) ale ma też wadę. gdybym potrzebowała krwi, mogę tylko od dawcy z taką samą grupą. inaczej konflikt... mam nadzieję że nie będę nigdy potrzebowała przetaczania ale sama bardzo chciałabym ją oddać by komuś pomóc. oby się udało ;3

    poza tym siedzę sobie sama w ciszy, córka śpi spokojnie (ostatnie dni to katastrofa przy zasypianiu+sen w nocy), oby dziś było lepiej. w TV oglądam film, który mi się spodobał, a zerknęłam na niego tylko ze względu na K.Winslet, którą lubię :) film? "Długi, wrześniowy weekend", reż.J.Reitman, USA, 2013. mam wrażenie, że już go kiedyś oglądałam, jednak każda kolejna scena to dla mnie zaskoczenie... no cóż, zdarza się :)

    P.S. jutro ostatni dzień listopada. od 1grudnia zaczynam odliczanie. Zostały już niecałe 3tyg.

    <3Tak bardzo tęsknię <3

23 listopada 2017 , Skomentuj

kochani!! taka nagła sprawa... w sumie wiem, że nie powinien tak wyglądać wpis, ani wgl o takiej treści... ale dziś się dowiedziałam  o smutnej wiadomości.... 
to moja koleżanka ze szkoły, bardzo sympatyczna, pogodna, pomocna dziewczyna.... bardzo proszę Was, tych którzy mają fb bądź inne portale społecznościowe o udostępnianie... 

treść:
"Koleżanki i Koledzy ,

Pilnie szukamy serca dla Jesiki Misztal wieloletniego członka naszej jednostki!

Jesika ma 21 lat, jest studentką III roku Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Zachorowała nagle 2 tygodnie temu, najprawdopodobniej wirus grypy uszkodził serce.
Była operowana w zeszły czwartek, niestety jej serce nie podjęło pracy. Przebywa teraz w Instytucie Kardiologii w Aninie i jest podłączona pod sztuczne serce.
Jedynym ratunkiem jest przeszczep.

Zwracamy się do Was z prośbą, gdyby ktokolwiek mógł pomóc , to proszę o kontakt
( tel. 601 31 21 71).

Jest to bardzo trudny temat , ale wiemy, że są sytuacje, w których rodziny wahają się, przed podjęciem niezmiernie trudnej decyzji, jaką jest pobranie organów od najbliższej im osoby,
ale taka decyzja może uratować ŻYCIE.

Prosimy rozpropagujcie idee transplantacji wśród Waszych znajomych !!!!"


link:

https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=177086...

20 listopada 2017 , Komentarze (5)

ojj trochę się działo przez te ostatnie dni...

 po pierwsze nabrałam znowu tego, z czym miałam problem przez ostatnie hmmm dwa tyg? tak, jakoś tak.. chodzi mi o motywację :) znowu ją załapałam, zaczęłam dietę bez podjadania, regularność, zdrowe posiłki, zero słodyczy. momentami ją straciłam ale udało mi się wjechać na "zdrowe" tory ;3 w chwili obecnej -7kg. do kolejnej fazy, do końca miesiąca muszę zgubić jeszcze 2kg. więcej ruchu, pilna dieta i lecimy z kilogramami :)

po drugie.... kurcze, jak ja się cieszę!!! został ostatni miesiąc!!! i wcale mi nie chodzi o święta... za niecały miesiąc, dokładnie 19 grudnia mój kochany mąż wraca do Polski!!! tak się za nim stęskniłam... przywyknęłam do tego że jestem sama w domu z dzieckiem, ale nadal nie mogę przywyknąć do braku czułości, przytulenia, buziaków, rozmów w cztery oczy...  ale już 2/3 drogi za nami. został ostatni miesiąc! 

po trzecie..zaszalałam trochę z zakupami w tym miesiącu... nakupowałam dziecku ubranek, bucików, obkupiłam zwierzaki, oczywiście siebie nie pominęłam ;p a córce nawet kupiłam wózek na mroźne dni. bardziej zabudowany, trójkołowy, pokrowiec na nóżki. a tego samego dnia przydał się bardzo, ponieważ padał po raz pierwszy śnieg! :D przymrozki są, łapki marzną (jakoś nie lubię nosić rękawiczek)...zima nadchodzi :)

po czwarte...nie mówiłam wcześniej, straciłam kontakt z moim "dobrym duszkiem", o którym wcześniej wspominałam...ale całe szczęście że tylko na 1,5tygodnia. bałam się, że na stale...ale wczoraj porozmawialiśmy, wyjasniliśmy co nieco i juz chyba okey jest :)

no i teraz po piąte.....sytuacja która miała miejsce wczoraj.. totalny ku*wa debilizm... córka została u moich rodziców, ja wzięłam psa i poszłam na spacer i do sklepu Dino niedaleko domu. gdy robiłam sobie zakupy, zauważyłam trzech facetów (ok 25-35l) przy alkoholach którzy patrzyli na mnie, zaczeli miedzy soba cos komentować i zerkac. udałam że nie widzę, kontynuowałam  listę zakupów. pech chciał, że po podejściu do kas stałam dokładnie za nimi. znów te zaczepne spojrzenia, szepty, komentarze, dziwne uśmiechy. udawałam, że ich nie widzę. odeszli od kasy, poszli do samochodu. zapakowałam zakupy, zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. pierwsze co zobaczyłam po wyjściu to duży osobowy samochód na wprost mnie a w środku trzech typów przyglądających mi się. znów udałam że ich nie widzę. podeszłam do psa by go odwiązać, a oni odpalili silnik. w chwili gdy już psa odwiązałam, oni z piskiem opon ruszyli w moją stronę. czy to nie jest debilizm...? zdążyłam się odsunąc a oni po hamulcach... nie wiem jak to się stało, ale mój pies, który znalazł się przed ich maską, cudem znalazł się za mną. miał refleks. gdyby nie to, od wczoraj nie miałabym psa. zatrzymali się bokiem do mnie, jakieś 30cm ode mnie. przepraszam ale.....co za skurwysyny. stałam jak wryta, kto by się spodziewał że przy spokojnej niedzieli, spokojnym wieczorem, stojąc na chodniku przy sklepie, banda trzech idiotów postanowi wjechać całkowicie na chodnik, szukając sobie atrakcji... byłam pewna że pies jest pod ich maską... cudem odskoczył sprzed auta... byłam w takim szoku, zdołałam z siebie wydobyć bluzgi w ich stronę a potem na dworze, w deszczu i zimnie, dochodziłam do siebie przez 4,5h bo nie byłam w stanie wysiedzieć w domu. żałuję jednego, że nie zrobiłam zdjęcia i nie zadzwonilam na policję. ale kto by się spodziewał takiej sytuacji...szok zrobil swoje... dziś z nagrania ze sklepu dostałam ich zdjęcia. całej trójcy świętej. prowokatora i dwóch kumpli. ale co mi po tym, to tylko zdjęcia. nie znam ich imion, nazwiska, nie wiem skąd są, nawet blachy nie wiem jaką rejestrację mialy. nie pamiętam modelu auta, koloru, nic... pustka... nawet policja nie miałaby co robić, nie mam na nich nic. nikt tego też nie widział, byłam tylko ja i on i. chyba że jakiś dziadek co wtedy przechodził przez drogę. więcej nic...

ja nie wiem...nie wiem skąd tacy idioci się biorą na świecie. skąd tak nasrane we łbie mają. co im po takich akcjach. dowartościowanie? głupota? popisy? zabawa? sama nie wiem....ale tej niedzieli nigdy nie zapomnę...


trochę się rozpisałam, ale chyba to tyle...

12 listopada 2017 , Skomentuj

poprzednią noc spędziłam z córką i naszym psiakiem poza domem, a mianowicie u moich rodziców :) wyszło to spontanicznie: poszliśmy ich odwiedzić, "dziadzia" zaproponował, żeby przenocować, więc "dzidzia" została pod opieką dziadków a mama poszła spakować na noc :) trochę odpoczęłam tam, ale czas wrócić do domku do swojego łóżeczka :)

córa śpi, ja chwilka dla siebie...

ale przyznaje się bez bicia, że przez weekend nie stosowałam mojej diety ustalonej przez dietetyka.... aczkolwiek nie objadałam się na maxa, jadłam mniej, nie tłusto, na obiad więcej surówki jak mięsa, mam nadzieję, że mój brzusio mi to wybaczy :3 ale ostatnio coś tracę motywację do diety... zaczynam mniej dokładnie dobierać składniki wagowo, zaczynam podjadać słodycze, przekąski między posiłkami... moja motywacja straciła na sile. może dlatego że pierwszy miesiąc to duże zmiany, ciekawe posiłki, kombinacje, zmiana trybu życia, a teraz to już czysta rutyna...? sama nie wiem... już nawet wymyślne posiłki nie robią na mnie wrażenia...
chyba muszę spiąć poślady i wziąć się w garść.... :)



<3 słodkich snów <3

7 listopada 2017 , Komentarze (2)

Ostatnio w sumie nic nie pisałam, bo nie miałam czasu... ciągle gdzieś wyjść, ciągle coś zrobić, ciągle sprzątać, gotować, zajmować się dzieckiem, domem, zwierzakami,

w dodatku moja córa zachorowała...zaczęło się od kataru, zwykły katar i wgl....potem weszła gorączka, którą po dwóch dniach udało mi się jej zbić. Potem wszedł kaszelek ale też na szczęście udało mi się załagodzić. inhalacje, przeciwgorączkowe leki, syropy na kaszel, witaminy, smarowanie klatki, herbaty z cytryną, dziecko posłusznie choć niechętnie przyjmowało ale na szczęście udało się wygrać z tym paskudztwem... został jedynie katarek który już powoli zanika i czasem jakiś kaszel. ale najważniejsze że mija :)

                                            Znalezione obrazy dla zapytania chora

za to mnie też coś dopadło, katar, czasami gardło, ale jadę na witaminkach więc i mnie powinno niebawem przejść. taka paskudna ta pogoda no...


tak wgl to przyznam się, że nie miałam sposobu na życie..jestem młoda, siedzę z dzieckiem w domu, mąż zarabia... a ja o, wegetuje... a ostatnio mnie olśniło i zaczęłam szukać działki z domem.dużej działki. potrzebuje jej, żeby spełnić moje marzenia :) w końcu 4lata technikum weterynaryjnego nie poszłoby na marne...

znalazłam dom, co prawda hmm...stary. z białej cegły, a w środku tak, jakby czas się zatrzymał. jakbym nadal była małym dzieckiem i znalazła się w domu babci... wysokie sufity, drewniane okna i drzwi...idealnie pasujące do moich planów. na wprost domu wielki budynek gospodarczy z pustaków a po prawej stronie domu, miedzy nim a budynkiem gospodarczym, postawiony z czerwonej cegły drugi wielki budynek. Do czego mi to? jakie moje marzenie? zawsze chciałam opiekować się zwierzętami. opiekować a nie leczyć, więc weterynaria to niezbyt trafione było ale zawsze jakiś początek. do czego chcę dążyć? chcę otworzyć własny ośrodek rekreacyjny dla dzieci i dorosłych. 

Podobny obrazjazdy kucykami, oglądanie zwierząt, karmienie ich, warsztaty plastyczne dla najmłodszych a na końcu wielkie ognisko integracyjne przy muzyce wśród zwierzaków. Podobny obrazWięc ta posiadłość idealnie pasowałaby, żeby za te kilkanaście lat otworzyć takie coś. Klimat stary, nieodświeżony, super!! i teren nie mały ale za to cena zadowalająca.

ale jakby nie było, potrzebny kredyt i to nie mały... mąż też jest jak najbardziej "za" więc tylko czekam aż 19grudnia będę mogła pojechać po niego na lotnisko a wtedy ruszamy po kredyt i po nowy nabytek o ile kredyt wypali... mam nadzieję że wszystko pójdzie po mojej myśli.... 

Podobny obraz

<3małymi kroczkami do celu...<3

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.