Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 245640
Komentarzy: 6482
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 14 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

20 września 2017 , Komentarze (6)

Od rana u rodziców. Tata zrobił zakupy według ustaleń. Po kawie wyszedł załatwiać swoje sprawy. Nastawiłam zatem rosół, mama obrała włoszczyznę i czuła się przydatna.  Mąż odkurzał i mył lampy, na co namierzał się od lat, ale nie było pozwolenia. Wypoziomował także szafę, zmył podłogi.  W tym czasie ja smażyłam jabłka w cieście, na co wpadłam po drodze do rodziców, mama spała.  I te jabłka to był strzał w 10, bo starzy ludzie uwielbiają słodkie. A zatem obiad składał się z rosołu z makaronem , mięsa wołowego i kurzego gotowanego, w sosie musztardowym, maślaków  w śmietanie, surówki z marchewki, deseru w postaci jabłek w cieście. Wysprzątane, wymyte, naczynia w zmywarce, a staruszkowie mogli odpocząć po dniu pełnym wrażeń.  Martwi mnie natomiast nietrzymanie moczu przez mamę , ona nie daje sobie z tym rady, tata nie umie jej pomóc, a ja nie jestem tam  co dzień.  Po tej wizycie poszliśmy na spacer, poobracać się trochę w pobliżu "wielkiego świata" To przecież Festiwal Filmów Polskich!  Widziałam parę osób znanych, ale ponieważ nie oglądam TV, nie pomne nazwisk. To zresztą nie jest istotne i ważne.  Ważne, że dziś pięknie świeciło słońce, że można było nawet na ławce posiedzieć, że morze miało kolor przyjaznego błękitu z odcieniem srebrzystym.  Oby jutro tak było!

19 września 2017 , Komentarze (4)

A dziś  słonecznie, pranie wywiesiłam . Skoro rusztowań nie ma ( mają być czwartek - piątek), to trzeba skorzystać. Znów działka nad jeziorem, ale najpierw  na maślaki. Oj, narobiłam sobie roboty, bo po deszczu maślaki obrodziły.  Przy okazji kilka prawdziwków, kozaków, podgrzybków, kurek, czyli cały asortyment.  Większość poszła do suszenia, maślaki i kurki duszą się.  Poza tym spacer  po lesie, cudne to, bo nikogo, zielono, cicho, nastrojowo. Jeszcze udało się zerwać kilka gałązek nawłoci pachnącej miodowo - mama lubi, to zawiozę jutro.  Po drodze przyglądałam się drzewom, które coraz piękniej wyglądają. Obiecałam sobie w październiku jakąś wycieczkę bliżej natury. Może  w stronę Sobieszewa? A może jak zawsze na Półwysep ?  Wczoraj pisałam kilka recenzji dla TripAdvisor, lubię to i lubię zdobywać nowe odznaki. W domu chłodno, bo kaloryfery jeszcze zimne. Nie lubię tej pory roku  z powodu chłodu . Na obiad wykończyliśmy karkówkę upieczoną z czosnkiem. Smaczne to było, ale i tak nie jestem " ulubienicą" tego mięsa. Ma dla mnie jakiś posmak nie do akceptacji. Mąż lubi od czasu do czasu, i teraz właśnie był ten moment. Mam z głowy na pół roku najmniej.  Kolejne kwiaty doniczkowe w kuchni zrobiły klapę. Postawiłam zatem na inne rozwiązanie- świeczniki  niewysokie ze świecami w kształcie walca. Musze tylko przynieść trochę piasku z plaży, aby świece miały towarzystwo, bo teraz pusto trochę. 

18 września 2017 , Komentarze (4)

W nocy zaczęło lać, nie padać a lać. I tak jest do tej pory ( 13:30) . Wczoraj po powrocie od rodziców udało mi się zapakować  letnią odzież do pudeł . Przy okazji przeglądu przygotowałam dużą torbę z rzeczami do oddania. Pozbywam się, minimalizm lubię coraz bardziej. Mąż zajął się sprzątaniem, ja poszłam po zakupy. Mieszkanie w samym centrum miasta to prawdziwa dogodność przy takiej aurze. Kupiłam kawałek dyni, bo pora na zupę dyniowa nadeszła. Coraz bardziej lubię emeryturę, a na dodatek za chwilkę zacznę zajęcia, spotkam znajomych, poznam nowych! Dziś miało się zacząć tynkowanie budynku, fachowców nie widać, chyba z powodu pogody. Wyprasowałam  sobotnie pranie, teraz pora przygotować obiad. Kasza pęczak z grzybami zebranymi tymi ręcami oraz domowy rosół z lanymi kluskami.  Na przystawkę zrobię carpacio z buraka. To znów ten czas. 

17 września 2017 , Komentarze (2)

Ależ się ciesze! Udało mi się przekonać mamę, że moje wizyty 2x w tygodniu w celu pomocy będą jak najbardziej wskazane. Powoli, powolutku może dojdziemy do właściwych relacji, gdy to dzieci dorosłe pomagają rodzicom, gdy ich kondycja już  niespecjalna.  W środę tata ma "wychodne" , a my  będziemy działać, angażując także mamę, aby nie czuła się odtrącona. Ale oczywiście z umiarem. Ach, jak się cieszę!

17 września 2017 , Komentarze (2)

Od rana sms-y od kuzynki męża, która po raz pierwszy  zaczęła turnus w sanatorium. Nie zdecydowała się , aby zapewnić sobie pokój  dla siebie z węzłem sanitarnym, a szkoda, bo teraz ma wprawdzie jedynkę, ale 4 osoby do łazienki! To pozostałość komunistycznych czasów , okropna i niehigieniczna. Kuzynkę stać na inne warunki, miała nadzieję ma coś lepszego. Trudno, jej decyzja. (slina) Wbrew zapowiedziom, pogoda niezła, a nawet za ciepło w kurtce. Gałka lodów  i spacer na bulwar. Cieplutko, morze  błyszczało w słońcu, na horyzoncie żagle, cudnie!  W drodze powrotnej wstąpiliśmy do Lidla po owoce, wzięłam także ofertę turystyczną. Nie znalazłam tam nic  ciekawego, może następnym razem.  Po obiedzie wizyta u rodziców, wczoraj nie mogłam się dodzwonić, aby zapowiedzieć dzisiejsza wizytę. Według słów mamy - nie było nas - nie pytam gdzie , bo to temat niebezpieczny.  Z przykrością  muszę powiedzieć, że nie lubię tych odwiedzin, są  wypytywaniem, ocena, opowieścią o lekarzach, dolegliwościach, krytyce innych.  Ach, starość jest nieciekawa.:(

16 września 2017 , Komentarze (2)

Jeżeli ktoś chce obejrzeć film zabawny, fajnie zrobiony, z ciekawymi tekstami, to  "Nie ma tego złego..."  jak najbardziej polecam. Uśmiałam się wczoraj do bólu przepony. Ostatnio niespecjalnie "wchodzą mi" filmy okrutne, mroczne , o tzw. teraźniejszości polskiej , głupie komedie, gdzie wulgaryzmy mają być tym humorem . Sobota wstała słoneczna, a my  nad jezioro. Najpierw spacer do lasu , aby zebrać trochę grzybów. Po drodze do lasu rozmowy sąsiedzkie, kawa z sąsiadem, któremu zmarła żona w wieku 58 lat, nagle i podczas zabiegu. Staję się bezradna widząc łzy w oczach faceta, starałam się rozmową odwrócić tę sytuację.  Uff!  W lesie sporo ludzi, ale nasze grzybne miejsca nie zawiodły. Pod dębem trafił się prawdziwek, sporo kurek zebraliśmy, maślaki, kozaki, podgrzybki. Usmażyłam je już i  zjadłam trochę . To naprawdę wspaniały smak. Po spacerze leśnym chwilka na jego skraju, z widokiem na zielone pola ciągnące się hen. Drzewa w kolorach oszałamiających, lecące żurawie, tuż obok jarzębina wabi koralami. W domku włożyłam kołdry do worków próżniowych, pochowałam serwety, obrusy, itp ozdoby, popakowałam art. spożywcze aby zabrać do domu. Moje hortensje kwitną pięknie, ale dalie mają dopiero pączki. Dużo będzie pigwy w tym roku, może wyjdą dwie karafki nalewki?  Mąż zajął się montowaniem rowerów na bagażnik, a to już faktycznie oznacza koniec lata. Kiepskiego w tym roku, niestety. Jutro ma padać, i taka  pogoda w kratkę  prześladowała nas całe wakacje. 

15 września 2017 , Komentarze (2)

W poniedziałek zaczyna się kolejny, 42  Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Miasto już przygotowuje się do tego wydarzenia, bo pięknieje w oczach. Oby pogoda dopisała i ludzie mogli oglądać filmy na plaży. Spotkałam znajomą, która wybiera się na festiwal, proponowała  pojedynczy film, aby poczuć atmosferę . Po przeczytaniu tytułów zgłoszonych do konkursu nie znalazłam niczego ciekawego. Voltę już widziałam, Pokot takoż. Reszta może niech zostanie oceniona, a potem podejmę decyzję. Dziś natomiast idziemy na francuski film "odpoczynkowy"  pt. "Nie ma tego złego". To po południu, a przed to po pierwsze zakupy, bo w domu pustki  ogromne i w chemii i w żywności. Pojawiły się wreszcie moje ukochane figi, które uwielbiam do sera pleśniowego. A w Biedrze kosztują grosze. Po zakupach nad morze, no bo co kurcze blade!. Niby chłodny wiaterek, a spociłam się w cieplejszej już kurtce ( rano było 12 stopni). A Bałtyk wygladał dziś super, jakby też szykował się na jakąś imprezkę. Na obiad dziś rosół z makaronem , porcja obowiązkowo marchewki i zieloną pietruszka, potem pieczone tuszki flądry + mix sałat z pomidorkami czereśniowymi i serem pleśniowym. Na deser biszkopt ze śliwkami i kawa. Dziś w Auchanie były produkty regionalne, ilość gatunków i rodzajów piwa  powaliła mnie. Żeby tyle pieczywa wystawiono!  Z tych rarytasów regionalnych kupiłam miód spadziowy z Bieszczad. Lubię kończyć śniadanie kromką z miodem lub powidłami. 

14 września 2017 , Komentarze (5)

Wenecja to bajkowe miasto- wyspa, a właściwie kilkanaście wysepek połączonych mostami, mostkami, mosteczkami.  Ale, od początku. Podróż zaczęliśmy pociągiem  z Gdyni do Berlina, bo stamtąd był lot do Wenecji. Nocowaliśmy w Berlinie w dzielnicy Charlottenburg,  czyli w zachodniej części miasta . Stamtąd udaliśmy się na zwiedzanie Bundestagu, a jest co zobaczyć, zapewniam.  Lot do Wenecji na drugi dzień, przedłużył się nieco, bo nad Treviso ( lotnisko) była burza. Gospodarz miły czekał na nas na dworcu autobusowym, zaprowadził do apartamentu, wszystko wytłumaczył . Zmęczeni podróżą daliśmy jeszcze radę  zjeść kolację w pobliskiej knajpce i wykonać krótki spacer. Rano po śniadaniu wyjście w kierunku Placu Św. Marka. Odległość niezbyt duża, ale szliśmy powoli, bo widoki nas powalały. Co chwila kanał z gondolą lub śmigającymi vaporetto      ( tramwaje wodne), jakiś kościół lub dom przecudnej architektury, maleńki mostek urzekający urodą. Tłumy ludzi  nacji z całego świata, zachwyceni jak my.  Najważniejszy plac Wenecji to przede wszystkim bazylika, wieża widokowa, Pałac Dożów i okno na świat, czyli widok na morze i kolejne wyspy. Ludzie cierpliwie stoją w kolejkach do zwiedzania, z pokorą przyjmują niedogodności . Wnętrze Bazyliki Św. Marka to po prostu cudo, chociaż jej wygląd zewnętrzny daje przedsmak  zjawiska. Warto tam wejść, na taras widokowy także, także na wieżę, aby spojrzeć na Wenecję z wysoka. Koło południa jadaliśmy zwykle jakieś przekąski typu małe kanapki, kawałek pizzy, kawa, nieodłączny aperol. Aperol zasmakował mi wyjątkowo, doskonale gasi pragnienie, a panująca wówczas temperatura sprzyjała smakowaniu.  Poza Placem  przeszliśmy wkoło ze dwie dzielnice, kończąc dzień w osterii na Placu Margherita. Miejsce odwiedzane głównie przez młodzież, bo blisko uniwersytetu i tanio tam, miało klimat dawnej Wenecji, bardziej lokalnej a nie tej z drogimi sklepami.  Drugi dzień spędziliśmy zwiedzając   wyspy. Wykupiliśmy bilet na całodniowe korzystanie z vaporetto i popłynęliśmy . Najpierw na Burano, kolorowe miasteczko rzemieślników, z małymi domkami nad kanałami, z mnóstwem sklepików z wyrobami miejscowymi. Spacer nadbrzeżem zaprowadził nas do miejscowej winnicy, gdzie  w eleganckiej restauracji trwały przygotowania do wesela. Potem wyspa Torcello, z bazyliką romańską i niesamowitymi freskami, jakby troszkę zapomniane miejsce, bo poza kilkoma knajpkami niczego tam nie ma, a wyspa raczej niezamieszkała.  Kolejny cel to Murano, czyli wytwórnia kolorowego szkła weneckiego. Wszędzie go pełno, wyroby różne i na każdą kieszeń. Te naprawdę artystyczne poza naszą możliwością. Ale kupiłam dwie kolorowe filiżanki do espresso, skusiłam się także na szal w kolorze przygaszonego błękitu z delikatnym haftem w kolorze ecru. Samo Murano nie tak ciekawe jak Burano, ale i ono potrafi zachwycić nagle  napotkanym miejscem.Wieczorem poszliśmy na koncert do Bazyliki Santa Maria Gloriosa de Frari, gdzie wysłuchaliśmy utworów Vivaldiego i Bacha. Kolejny dzień to msza niedzielna w Bazylice Św. Marka , czytanie także w j. polskim. Potem wizyta w Teatro la Fenice- przepięknym teatrze operowym, gdzie posiedzieliśmy w lożach, na widowni, zwiedziliśmy salę koncertową z przepięknymi żyrandolami, wystawę wyrobów ze złota , obejrzeliśmy zdjęcia Marii Callas, która  nazywana była "primadonną stulecia". Dzień kolejny to zwiedzanie dzielnic poza centrum, gdzie życie wolniejsze, mniej turystów, a ceny niższe. Odbyliśmy także ponad godzinną podróż po Canale Grande, podziwiając Wenecję od strony morza. Poza tym co wieczór wyjście w celach konsumpcyjnych, smakowanie miejscowych specjałów, przyglądanie się zwyczajom miejscowym, zajadanie się lodami, a kawa i aperol zawsze. Nie da się zwiedzać Wenecji  od punktu do punktu. Tam zagubić się wśród uliczek to prawdziwa rozkosz. Szukanie wyjścia z labiryntu, odkrywanie coraz to ciekawszych miejsc, to prawdziwa przygoda. Nawet stojąca woda na Placu Św. Marka  może być przygodą, bo i taką przeżyliśmy być może jedyny raz. Ostatniego dnia jeszcze raz Św. Marek, lody, kawa, aperol i wyjazd na lotnisko. Wenecja żegnała nas  ogromna ulewą , nam także było żal. Lot do Berlina bez przeszkód, przesiadka do Polskiego Busa, o północy byliśmy w Poznaniu. Nocleg u syna, w południe pociąg do Gdyni i tyle.  A tu chłodno, przywitał nas deszcz. Dziś już wykonałam 3 prania, upiekłam ciasto ze śliwkami, zrobiłam leczo i rosół.  Sen we własnym łóżku to najcudowniejsza rzecz na świecie, chociaż podróżować uwielbiam. Na równi z powrotami, nie ukrywam, bo trochę tęskniłam już  za naszym jedzeniem. 

5 września 2017 , Komentarze (1)

5 km. dziś  zaliczone. Ostatnie zakupy zrobione, manicure także. Teraz tylko o podróży będę myśleć. Na jutro mamy umówione odwiedziny w Bundestagu,  poprzednim razem zwiedzaliśmy co innego. Prognoza pogody wskazuje, że nie będzie męczącej temperatury, z czego bardzo się ciesze, bo przy moim nadciśnieniu  gorąco odpada. Właścicielka apartamentu w Wenecji tak miła, że wyjdzie po nas na dworzec autobusowy.  Wszystko układa się zatem ok.  Spotkałam dziś koleżankę z Fundacji, będę z nią ponownie chodzić na zajęcia ruchowe. Ona należy do klubu morsów, imponuje mi to, może się odważę? Kilka lat temu o tej porze byliśmy z mężem  w delcie Warty, podglądaliśmy odlatujące ptaki . Południowo- zachodnia Polska  jeszcze została nam do spenetrowania, obiecujemy sobie w przyszłym roku. A jest tam co oglądać!

Miłe panie, narazie zatem , czeka mnie przygoda i coś co uwielbiam, czyli podróż. 

4 września 2017 , Komentarze (4)

Do wyjazdu niecałe 48 godzin. Dziś kupowanie euro oraz dodatkowego ubezpieczenia na czas wyjazdu. Walutę udało się kupić taniej, co cieszy mnie niezmiernie. Jeszcze ostatnie opłaty, bo w okresie ich obowiązywania nas nie będzie, jeszcze telefon do rodziców, wizyta na cmentarzu u teściowej, itp sprawy.  Spotkałam dziś znajome z pracy, które służbowo były w Gdyni. Chwilka rozmowy, zazdrość, że Wenecja . Wysłałam dziś także  zgłoszenie do konkursu w RMF Classic, bo nagroda - weekendowy pobyt w Krakowie - bardzo mnie  zmotywowała. Szczęścia nie mam, konkurs wygrał kto inny, tak bywa, gratuluję.  Dietkowo  trzyma się, na śniadanie owsianka z jabłkiem + zielona herbata. Na obiad powtórka z wczoraj , jutro obiad na mieście, aby lodówka odpoczęła w czasie naszej nieobecności. Co wieczór , już w łóżku, przeprowadzam  w myślach przegląd spraw załatwionych i do załatwienia. Jest ich coraz mniej, a ja już przebieram nogami przed wyjazdem. Nie wiem, czy wszyscy tak maja, ja tak mam zawsze. Planuję, analizuję , rozmyślam i często zadręczam się w ten sposób. Taka natura, co zrobić.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.