Nie mogłam uwierzyć, że ostatnio pisałam tu prawie 4 tygodnie temu! Byłam przekonana, że to było tak niedawno Święta, dużo spraw, dwa weekendy w tym jeden bardzo długi i czas przeleciał A dni wolne z moim bardzo szczupłym Mężem, którego trzeba dokarmiać to totalna porażka dla mojej wagi
Dziś nastąpiło przebudzenie bo uświadomiłam sobie, że dokładnie za 2 miesiące (5 lipca) będę już na urlopie. I co - z gołym tyłkiem przez Tatry bo innej możliwości nie ma jeżeli nie schudnę! Spodnie i spodenki wchodzą, ale są opięte i ciasne w pasie. No i kondycja, którą trzeba mieć żeby maszerować po 8 - 10 godzin dziennie. Chociaż dzisiaj usłyszałam od koleżanki "życzliwej inaczej", że chyba jestem za stara na takie ekscesy, to mam zamiar pokazać jej, że się grubo myli .
Mąż wrócił wczoraj do swoich obowiązków, ja zostałam sama i chociaż już bardzo za nim tęsknię, to bez gotowania dla niego mam szansę zrealizować swoje postanowienia. Jutro się zważę i będzie to ciężka chwila - ale od czegoś trzeba zacząć i się odbić. A potem tylko: zdrowe jedzenie w mniejszych porcjach, dużo wody, dużo ruchu... Żeby realizacja tych postanowień była tak prosta jak pisanie o nich