Jestem gruba od jakiś 20 lat. Zawsze waga stanowiła dla mnie problem estetyczny, psychologiczny i moralny.
Wiele razy w swoim życiu się odchudzałam, skutki były bardzo różne. Najwięcej udało mi się zgubić 20kg - po pierwszej ciąży. Dietetycy nie byli w stanie mi pomóc, chore pomysły na diety - białkowa, 1200kcal... podziękowałam im. Na własną rękę zaczęłam się odchudzać. Dieta klasyczna czyli ŻP i więcej ruchu. Po 8 miesiącach były efekty. Wiele osób z otoczenia bardzo mnie chwaliło, że super wyglądam itd.
Miałam nawet pamiętnik tu na Vitalii, dużo opisywałam, wrzucałam zdjęcia, motywacje.
Zaszłam w drugą wymarzoną ciążę, miałam gotowy plan odchudzania po ciąży. Niestety, życie pokazało, że organizm wciąż się zmienia. Od dwóch lat próbuję zrzucić nadmiar - w moim przypadku jest to minimum 40kg z wagi 100kg do przynajmniej tych 60kg. Nie działała na mnie poprzednia dieta ŻP, jeszcze więcej ruchu. Zrobiłam sobie nawet badania hormonalne, żeby sprawdzić czy to nie jest przyczyną takiego zastoju - wyniki książkowe. Dieta z Vitalii też mi nie pomogła.
Chodziłam zła na cały świat, na siebie, że nie potrafię powtórzyć tego wyczynu. Aż spotkałam znajomą, kawał baby, pochwaliła się, że przeszła zabieg resekcji żołądka, wtedy nie wiedziałam co to jest, ale jak ją zobaczyłam niedawno to mi szczęka opadła. W ciągu prawie 2 lat zgubiła 50kg, stała się atrakcyjną, pewną siebie kobietą. Wypytałam się o wszystko co tylko się dało. Miała zrobiony zabieg z NFZ na Saszerów przez prof. Paśnika.
Skonsultowałam temat z mężem, kazał mi zadzwonić do profesora na konsultację. Pierwszą wizytę miałam 23 sierpnia tego roku, profesor bardzo sympatyczny, rzeczowy. Okazało się, że z moim BMI i chorobami towarzyszącymi kwalifikuję się do resekcji. Jedyny problem polegał na tym, że czas oczekiwania na zabieg z NFZ u profesora to prawie 2 lata. Zapytałam o możliwość wykonania takiego zabiegu prywatnie, i tu duże zaskoczenie, bo we wrześniu profesor miał 2 wolne terminy. Jedyny minus to cena. Wykonanie zabiegu wraz ze wszystkimi badaniami (gastroskopia, usg żył kończyn dolnych, konsultacja psychologiczna, dietetyka, spirometria szczegółowe badania krwi ) to koszt ok 30 tysięcy.
Wiecie co mi mąż wtedy powiedział? Ze jest gotowy przez kilka lat na urlop nie jeździć, suchy chleb zapijać kranówką bym tylko była zdrowa i szczęśliwa. Fundusze się znalazły, w zeszłym tygodniu miałam porobione wszystkie badania. Wczoraj miałam wykonany zabieg. Tempo kosmiczne, ale każdy z lekarzy z którymi rozmawiałam mowił, że to jest najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć.
Wierzcie mi, to nie jest pójście na łatwiznę, bez względu na to czy prywatnie czy na NFZ, trzeba mieć konkretne jaja by zdecydować się na zabieg, który jest jakby nie było inwazyjny, a ze śpiączki można się nie wybudzić. Pewnie dziwicie się dlaczego nie chciałam czekać tych 2 lat by zabieg był refundowany. Powody są 2:
- sama doprowadziłam się do takiego stanu, to tylko i wyłącznie moja wina jak wyglądam, nie chciałam by ktoś mi kiedyś wypomniał, że za jego ciężko zarobione składki ja się zoperowałam.
- plecy zaczęły odmawiać posłuszeństwa, mąż się bał, że mogłoby być jeszcze gorzej ze mną do tego czasu.
Poza tym, wczoraj, w dniu zabiegu byłam równo tydzień po swoich 30tych urodzinach, więc sama sobie chciałam zrobić prezent.
Dziś, dobę po zabiegu czuję się dobrze, mam 3 nieduże szwy plus dren, co jakiś czas przychodzi pielęgniarka z nowymi kroplówkami. Rano musiałam wypić niebieski kontrast sprawdzający szczelność żołądka. Odpukać w drenie kolor się nie zmienił. Jutro jeśli wszystko pójdzie dobrze, zdejmą mi dren i zostanę wypisana do domu.
Przede mną długie miesiące intensywnej pracy związanej ze zmianą nawyków żywieniowych. Z objętości 1.5l żołądka zostawiono mi ok 150ml - taka objętość będzie juz mi towarzyszyła na stałe. Wiele z Was pewnie złapało się za głowę, ale ja jestem cholernie świadoma swojej decyzji.
Pozdrawiam
CHLOe