Czara goryczy przelała się. Dla mnie oznacza to, że nadszedł moment, w którym zdałam sobie sprawę, że jest gorzej niż mi się wydawało. A nastąpiło to właśnie dziś. Moje postanowienia już dawno legły w gruzach, ponieważ pewne rzeczy w trybie studenckim są po prostu bardzo trudne do zrealizowania (patrz -> regularne posiłki). Gdy zobaczyłam, że nie będzie to takie proste postanowiłam się nie łamać i trochę zwolnić tempo, ale i to okazało się niemałym wyzwaniem. Zrozumiałam że nocne maratony naukowe nie pozostają bez znaczenia na Twojej kondycji zarówno fizycznej jak i psychicznej. Doprowadziło to w końcowym rezultacie do spadku motywacji i sił do działania. Taki stan utrzymywał się już jakiś czas, jednak nie chciałam się do tego głośno przyznać (nawet przed samą sobą), bo myślałam, że to po prostu chwilowy kryzys i minie tak szybko jak się pojawił. Niestety i w tej kwestii się pomyliłam. Waga stoi w miejscu, wymiary chyba nawet poszły w górę, a motywacja i morale wciąż spadają w dół. Na domiar złego mój mężczyzna dał mi kilka dni temu do zrozumienia, że trochę jest mnie za dużo. Przyznam, że mimo iż zrobił to naprawdę w sposób delikatny i gentelmeński uraziło to moją kobiecą dumę i niejako przyczyniło się do obecnego stanu rzeczy. Nie mam Mu tego za złe, bo wiem, że niestety ma rację.
Wiem, że tak dłużej być nie może, bo czuje się ze sobą coraz gorzej. Niektóre z Was pewnie pomyślą sobie, że jest to z mojej strony bardzo powierzchowne, bo liczy się przecież nie to jak wyglądamy ale to co mamy w środku, ale nie potrafię się oszukiwać, że wszystko jest ok skoro wcale nie jest...
Jedynym rozwiązaniem tego problemu jest ZMIANA, mam nadzieję, że uda mi się odnaleźć dobry sposób aby jej dokonać.