Szybko i spokojnie docieramy na miejsce ceremonii zaślubin… a raczej odczytu.
Państwo Młodzi zajmują swoje miejsca , goście weselni również…..my przezornie stajemy z tyłu , co by się nie rzucać w oczy…..nic bardziej mylnego.
Wszyscy czekają na rozpoczęcie , a tu nagle okazuje się że nie ma Ojca Panny młodej….było nie było, bez niego nie wypada zaczynać.
Rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania…po kilku chwilach zostaje odnaleziony i doprowadzony….minę ma nieciekawą, tak naprawdę to wolałby nie uczestniczyć w tym wszystkim….trudno mu się pogodzić ,że córka zmieniła wiarę.
Ale zajmuje wyznaczone miejsce i można zaczynać.
Cytaty z Biblii i komentarze, coś na kształt naszych czytań Ewangelii i kazania…wszystko sprowadza się do tego, że żona powinna być podporządkowana swojemu mężowi, gdyż on jest głowa rodziny i on rządzi….ciekawe.
Niektóre cytat Młody cicho /na szczęście cicho/ komentuje. że czytał to ale tam było inaczej, na co dostaje kopniaka w kostkę żeby cicho siedział , a raczej stał. Ślubny tez próbuje komentowaća i jemu sie dostaje...po kostkach:))
I znów bez zbytnich emocji i łezek ,….babcia już przestała……kończy się odczyt modlitwą i pieśnią o małżeństwie…..można w końcu składać życzenia.
Oj trwało, to trwało bo ludzisków było co nie miara….każdy chce być pierwszy, cisną się z każdej strony, deptają po nogach i rozpychają się łokciami.
Kolejka jak za czasów PRL za papierem toaletowym:)))….w końcu i mam udało dopchać się do Państwa Młodych , złożyć tradycyjne życzenia 100 lat w szczęściu i miłości i wręczyć kwiaty i załącznik:))
Teraz można udać się na salę…orkiestra wita muzyką, w drzwiach częstują szampanem……NIEBIESKIM szampanem …wszyscy zasiadają do stołów i zaczynają wcinać obiad……a my zastanawiamy się kiedy będzie ten toast….
No i go nie było, każdy wypił ukradkiem i odstawił kieliszek………cdn.