Miesiąc, pół roku, rok...
Wszystko się zmienia. Ja się zmieniam. Waga wzrosła. Jest mi źle cholernie źle i nie radzę sobie z tym. Zapomniałam o Vitalii, zapomniałam o otchudzaniu, zapomniałam, że tak łatwo tyje.
Witam szanowne 85 kg...
O matko jedyna. Tak źle jeszcze nie było nigdy...
Zawsze akceptowałam siebie. Jestem ładna z buzi, pracowita i wiem co jestem warta. I nigdy, ale to nigdy nie powiedziałabym, że waga jest tak istotnym czynnikiem.
Wiadomo jestem kobietą, od czasu do czasu narzekałam, że pasowało by schudnąć, że marzą mi się spodnie w mniejszym rozmiarze. Jednak to jak jest teraz, nigdy tego nie czułam. Czuję się jak idiotka, ale jednak...
Co zmieniło się, gdy moja waga przyjęła najwyższy wskaźnik?
1. Spotkania towarzyskie. Wycofuje się. Ludzie mnie irytują... Wstydzę się tego jak wyglądam. Wychodzę z domu, uśmiecham się, rozmawiam, żartuje... A chochlik w mojej głowie krzyczy, że oni tylko oceniają jak wielką dupę mam obecnie.
2. Zawsze starałam się wyglądać dobrze. Obcisłe spodnie, modne bluzki. Teraz moja szafa wypełniona jest ciuchami, które kocham, ale ich nie mogę włożyć. Zamiast seksownym sukienek zakładam dresy i szerokie bluzki. Gdy mijam lustro zawsze spoglądam w lustro i chce mi się rzygać.
3. Relacje z moim przyszłym małżonkiem. Faceci są wzrokowcami. Widzi to co i ja widzę. Niby nic się nie zmieniło, niby dalej jest ta nutka podekscytowania... Jednak wiem, że ja zaczęłam się zachowywać inaczej. Jego dotyk mnie krępuje. Zamiast skupić się na dotyku ja skupiam się na myśli " JESTEM TŁUSTA!!!"
Teraz postaram się zastanowić, co sprawiło, że tak przytyłam.
Jest tak naprawdę jest jeden powód. Irytacja, rozczarowanie, brak punktu wyjścia... Życie w naszym kraju jest takie bezsensu. Skończyłam studia, nie wymagam wiele, chcę pracować w zawodzie i dostawać za to uczciwe pieniądze.
Okazuje się, że mogę mieć tylko jedno. Więc mam pracę, zarabiam wystarczająco dużo, aby żyć na swoim, odłożyć i nie liczyć czy wystarczy mi do końca miesiąca. Pół roku temu myślałam, że to już coś! Nie było łatwo pogodzić dziennych studiów z pracą, ale dałam radę. Miałam mało czasu i dlatego trochę odpuściłam z dietą. Pierwszy etap przytycia. Jednak wtedy byłam szczęśliwa. Czego chcieć więcej w wieku 24 lat. Moje życie dopiero się zaczyna!
Później przyszedł czas zaręczyn. Sopot, molo ja i on. Eh... jestem farciarą... Byłam szczęśliwa przez kilka dni.
Później była obrona. Zostałam Panią mgr inż! Huraaa
I się zaczęło. Po co były mi studia jeśli pracuję tu gdzie pracuję. Bez szkoły też tyle byś osiągnęła. Naprawdę chcesz tu pracować? Itd, itd
Wiele słów, które każdej nocy tłukły mi się po głowie. Może jestem głupia, ale bolą mnie takie słowa, uwagi, "dobre rady". Jestem ambitna, mam wiele marzeń i chcę je spełnić. Zamiast słów wsparcia obrywam i dlatego czekolada stała się moim sojusznikiem, ale nawet ona jest fałszywą suką i w zamian otrzymałam tłuszczyk...
Dzisiaj pierwszy raz zastanowiłam się, dlaczego pozwoliłam, aby złośliwi ludzie wygrywali. I dlatego postanowiłam, że w końcu przejmę kontrolę. Od nowa...
Bo tak naprawdę to:
1. Jestem piękna, tylko muszę schudnąć,
2. Mam dobrą pracę,
3. Mam cudownego faceta,
4. Mam wiele marzeń, a moje życie dopiero się zaczyna.
Zacznę realizację pierwszego. Ruszę dupę z kanapy... Trzymajcie kciuki;)