W związku z tym, że waga na dotychczasowej "diecie" bezmlecznej niebezpiecznie szybuje do góry(dziś 98,7kg) postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Prawdą jest, że jadłam dużo i niezdrowo - mało warzyw, dużo słodkiego, do tego mało piłam. Dużo czytałam ostatnio o diecie opartej na zupach. Przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że skoro lubię zupy, to spróbuję. W związku z tym, ze wciąż karmię Matyldę piersią przyjęłam, że będę jadła 6 posiłków dziennie (rozpisałam sobie stałe pory), wszystkie zupy będą treściwe, na mięsie, głównie drobiowym, choć będę też od czasu do czasu gotowała na wieprzowinie. Ma być dużo warzyw i w każdej zupie kasza, razowy makaron lub brązowy ryż. Na pierwszy ogień poszła pomidorowa z ryżem (wyszła pyszna), krupniczek z kaszą pęczak oraz kalafiorowo-brokułowa z kaszą gryczaną. Chodzi mi po głowie również gołąbkowa, barszcz ukraiński i ogórkowa -to moja następna playlista. Niestety, ze względu na skazę białkową Matyldy, nie mogę zabielać zup nawet jogurtem naturalnym, ale jakoś to przeżyję. Zapomniałam jeszcze dodać, że na śniadania zjadać będę owsianki lub jaglanki gotowane na mlekach roślinnych. Do południa będę też jadła porcję owoców i pozwolę sobie na jedną kawę. Nie będę liczyła żadnych kalorii, ale na pewno nie mam zamiaru chodzić głodna. Jeśli waga zacznie spadać, to będzie super, jeśli nie, to przynajmniej dupa nie będzie mi dalej rosła Oczywiście będę kontynuowała suplementację - biorę witaminę D (4000j) oraz Calperos (wapń). Robiłam sobie pod koniec sierpnia badania krwi (morfologia, żelazo, tsh, mocz i glukoza) - wyniki miałam idealne. Powtórzę je za jakieś 4 tygodnie, dodam do tego krzywą cukrzycową, żeby sprawdzić, czy poziom cukru jest ok...
Jako motywację ustaliłam sobie kasę - 20 zł za każdy zgubiony kg. Za każde zgubione 5 kg będę wypłacała sobie ekstra premię w kwocie 50 zł. Pieniążki wylądują w słoiku, a po osiągnięciu satysfakcjonującej mnie wagi wybiorę się na super zakupy
Muszę Wam powiedzieć, ze mój mąż rozbawił mnie dziś do łez. Rozmawialiśmy rano w kuchni na temat naszej wagi (On też ma ok 10 kg do zrzucenia), no i zapytałam go, ile jego zdaniem, ważę. Mój małżonek stwierdził, że skoro mam 168 cm wzrostu, a mam "niewielką nadwagę", to ważę co najwyżej 78 kg. Tak mnie tym rozbawił, że się uspokoić nie mogłam, łzy leciały mi ciurkiem. Kochany jest ten mój Misiek. Najśmieszniejsze jest to, ze on jest świecie przekonany, że ma rację. No ja Go z błędu wyprowadzać nie będę
Zmykam do łóżka, bo tam czeka na mnie 3,5 - miesięczna ciemnooka ślicznotka